piątek, 18 września 2015

19. Lustereczko powiedz przecie




Leo nigdy nie lubił teleturniejów. Nie lubił też chodzić na targ, gdzie masa sklepikarzy przekrzykiwała się ofertami. Co z tego, że skarpetki kosztowały trzy dolary, skoro kawałek dalej znalazł dwie pary za pięć dolarów. Nie lubił tego zawistnego wzroku, gdy odchodził ze stanowiska z pustymi rękoma.
Eneasz właśnie tak wyglądał. Jak wściekły sklepikarz na targu, który wydzierał się w niebogłosy a i tak nie mógł nic sprzedać. Obok niego Nico zastygł bez ruchu, jakby wyjście Piper przykleiło go do podłogi. Był blady…znaczy, bardziej blady niż zwykle, w dodatku jego czoło świeciło się od kropel potu. Mimo, że było ciepło, to i tak chłopak drżał, gdy wodził wzrokiem za nabuzowanym Eneaszem.
- Chłopcy- mruknął gospodarz, a potem zaśmiał się. I to wcale nie był miły śmiech.- Chłopcy, chłopcy, chłopcy. Nie mam pojęcia, co takiego widzi w was Junona, że wybrała was do wykonania misji niemożliwej.
Teraz to Leo drgnął, ale wcale nie z zimna czy strachu. Mimo cichego syku ze strony Nico, on zrobił kilka kroków w stronę Eneasza, uważnie obserwując każdy jego ruch.
- Hej, ja wcale nie pchałem się do udziału w tej badziewnej misji. Jeszcze parę miesięcy temu nie wiedziałem o istnieniu bogów, potworów i herosów. A teraz muszę uganiać się za jakąś Ziemistą Gębą, która rujnuje cały świat. Nie jestem super bohaterem, czaisz? Tylko Leo.
- Leo, syn Hefajstosa. Zdaje się, że potrafisz siłą woli kontrolować ogień, czyż nie?
Nico rzucił mu niepewne spojrzenie. No tak, syn Hadesa nie miał pojęcia o jego „talencie”. Leo kiwnął tylko głową, ale nie wdawał się w szczegóły. To nie był czas na pokaz Niesamowitego Leonardo.
- Co ja mam z wami zrobić?
Głos Eneasza był szorstki, jak skóra umorusana smarami po pracy w kuźni. Stał teraz nad krystalicznie czystą podłogą, gdzie przed chwilą oglądali triumf Hazel, Franka i Jasona.
- Jak to? Przecież zawarliśmy umowę.
Śmiech gospodarza przybrał na sile, zaczął wibrować na ciele, wywołując gęsią skórkę.
- Powiedzieliście też, że Piper jest córką Wenus. A nie jest.
- Afrodyta czy Wenus…co to za różnica.
I w tej chwili popełnił ogromny błąd. Nico też to wiedział, bo jęknął głośno i przyczaił się w gotowości, zaciskając pięści, aż pobielały mu knykcie.
- Co to za różnica, pytasz? A co to za różnica, czy Gaja powstanie czy nie? Powiem wam coś, chłopcy. Bogowie są przereklamowani. Wykorzystają wspaniałego herosa, a potem zostawią na pastwę losu, by zdychał w Podziemiu razem z hordą potworów.
- Gaja niszczy wszystko, choć jeszcze się w pełni nie przebudziła. Bogowie przynajmniej wiedzą, że istniejesz.
Leo był kompletnie zaskoczony tym, że Nico di Angelo wtrącił się do dyskusji. Wyczuł za sobą ruch, a po chwili syn Hadesa stał już przed nim, niebezpiecznie blisko Eneasza. Ten odwrócił się, a jego pierścienie odbijały się jasnym blaskiem od kryształów w komnacie. Wydawać by się mogło, że otacza go boska aura.
- Proszę, proszę. Nico di Angelo. Dużo o tobie słyszałem podczas mojego pobytu w Podziemiu. Można by rzec, że znam cię od urodzenia. Syn Hadesa, urodzony w imię buntu przeciw Posejdonowi i Zeusowi. Porzucony przez rodzinę po  śmierci matki. Jak to jest, gdy zatrzymują ci wszystkie procesy związane z dorastaniem? Jesteś wiecznym dzieckiem, Nico di Angelo.
Leo widział, jak jego towarzysz coraz mocniej zaciska pięści, przez chwilę zdawało mu się nawet, że zauważył krew na palcach Nica. I mimo, że zupełnie nie znał tego mrocznego chłopaka, poczuł chęć obronienia go.
- Nie słuchaj go, Nico. Jest synem Wenus, gwałtowne wybuchy emocji dodają mu energii. Usiłuje uderzyć w nasze słabe punkty.
Eneasz teatralnie zaklaskał, co znowu spowodowało dreszcze u młodych herosów. Stawiając ciche, delikatne kroki zbliżył się na tyle, że teraz miał Nica na wyciągnięcie ręki.
- Jesteś blisko, panie Valdez. Bardzo blisko. Bo widzisz, ja jestem Eneaszem, tym, który cało wyszedł z płonącej Troi, tym co tułał się po świecie, usiłując wrócić do domu. Doczekałem się nawet wielkiego dzieła na swój temat.
- Ach, tak. Eneida, jeden z tych przedpotopowych utworów, które musimy czytać w szkole. Doprawdy fascynujące. – Leo mimo wszystko nie mógł powstrzymać się od sarkastycznego tonu. On nie był super wojownikiem, więc atakował i bronił się mocą słowa.
- Tak chcesz się bawić, chłopcze? Zdajesz sobie sprawę, że w waszych rękach spoczywa teraz los całej tej waszej śmiesznej misji?
Nico rozluźnił się odrobinę.
- Ty też jesteś w to zamieszany. Odkąd obiecałeś nam bezpieczny transport do Aten. Bije od ciebie mrok, czuję to.
- Och, ty czujesz, synu Hadesa. Ale niekoniecznie mrok mojej osoby. Choć faktycznie, przyznaję. Moje drugie życie jest odrobinę…zakorzenione. Twardo stąpam po ziemi.
- Czyli słowem: jesteś agentem Gai.
- Sam to powtarzasz. Jestem synem Wenus. Silnie odczuwam emocje, które kazały mi otoczyć się bezpiecznymi ramionami Matki Ziemi.
- Chyba raczej zabłoconymi, cuchnącymi, zabagnionymi, zadżunglonymi…
- Leo- Nico wytrącił go z rozmyślań- Przestań. To i tak nic nie da. I czy istnieje w ogóle słowo „zadżunglone”?
- Dość tego!- Eneasz błyskawicznie doskoczył do swojego tronu i z jego boku wyszarpnął miecz z cesarskiego złota. Przez chwilę Leo pomyślał o swoich przyjaciołach. Oni byli gdzieś w dolnych częściach zamku, ranni, oczekujący pomocy.- Gaja wyznaczyła wielką nagrodę za każdego z was. Co prawda nie jesteś wart tyle co syn Posejdona i córka Ateny, ale i tak jesteś dość wysoko, panie Valdez.
Leo zdążył tylko pomyśleć o tym, jak żałośnie jest ginąć z ręki dziecka Miłości, kiedy samemu nie przeżyło się tych wspaniałych chwil związanych z zakochaniem. To były naprawdę najbardziej żałosne ostatnie chwile w historii ostatnich chwil.
I kiedy złoty miecz zmierzał na spotkanie z jego wnętrznościami, do jego przerażonej głowy dotarł krzyk Nica di Angelo.
- Hej. Stop, stop, STOP!
- Co u licha?- Zirytowany Eneasz brzmiał jak obrażone, marudzące dziecko, któremu odebrano zabawkę. Może i tak było. No bo przecież przebicie Leona Valdeza musi być zabawą tak wielką, że każdy nastoletni kapitan drużyny zorganizowałby to na swojej imprezie. Ha, pewnie dlatego nigdy nie dostawał zaproszenia na imprezy. Byłby zbyt dużym zagrożeniem dla szkolnych mięśniaków.
- Wstrzymaj się z zabijaniem, Eneaszu. Właściwie dlaczego chcesz nas zabić? Nic nie zrobiliśmy. Wręcz przeciwnie. Nasi przyjaciele pokonali dla ciebie Achillesa!
- Właśnie, racja!- Leo wykazał niezwykły entuzjazm, co dziwnie wyglądało, kiedy był wygięty w pół, by złoty miecz nie przebił mu flaków.
- Okłamaliście mnie! I jesteście parszywymi Grekami!
- Och, no i to też racja.
Gospodarz zamku wrzasnął z wściekłości i znów zamachnął się mieczem. Leo miał dość już tego błysku przed oczami. To było irytujące, że każdy miał broń ze szlachetnych metali, podczas gdy on miał pas na narzędzia. O nie, tak być nie mogło. Postanowił, że zrobi sobie miecz idealny dla dziecka kowala.
No cóż, w każdym razie jeśli przeżyje.
- To, że nie popierasz bogów, nie znaczy, że musisz niszczyć naszą misję! To Gaja jest czarnym charakterem w tej historii.
Leo miał ochotę rąbnąć Nico, by przestał gadać jak natchniony humanista tylko zrobił jakieś mroczne czary i uratował ich z łap szalonego herosa, który wrócił zza światów.
- Gaja mnie doceniła! Zaufała mi, obdarzyła mnie wielką odpowiedzialnością. To mnie przypadła rola jej pomocnej dłoni. Ufa mi tak bardzo, że znam wiele szczegółów jej przedsięwzięcia.
- Ale to niesamowite! Możesz opowiedzieć nam o twoim wspaniałym zadaniu?
Eneasz rzucił swój miecz w kąt, rozpościerając szeroko ramiona, pokazując swoją dumę. Leo odetchnął z ulgą i wymienił szybkie spojrzenie z Nico. Ten wzrok ciemnych oczu mówił: „Nie mieszaj się. Pozwól mi działać”. Syn Wenus podszedł do kryształowej ściany, gdzie spora jej część zasłonięta była czerwoną zasłoną. Zamaszystym gestem złapał za materiał i odrzucił do tyłu. Zasłona upadła u stóp Leona. Przez moment Leo poczuł się tak, jak muszą czuć się ludzie upojeni miłością. Przed oczami mignęła mu Hazel, zaraz potem zamieniła się w Thalię i Piper. Był tak zaskoczony, że gwałtownie uniósł nogę, odrzucając zasłonę w stronę Nica.
Nico, syn Hadesa, ten co dzierżył potężny mroczny miecz, ten co umiał poruszać się drogą cieni, ten co wyczołgał się z Tartaru…wrzasnął jak mała dziewczynka, gdy czerwona płachta nadleciała w jego stronę.
- Obawiasz się magii miłości, Nico di Angelo?- Doprawdy, Eneasz stawał się nie do zniesienia z tym swoim zarozumiałym uśmieszkiem. Zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy. – To jest podarunek od mojej matki. To w tej szkarłatnej płachcie zjawiła się po raz pierwszy na Olimpie. Miała ją na sobie, gdy ustanowiono, że dołączy do Olimpijczyków jako bogini miłości. A to-wskazał na odsłoniętą część kryształowej ściany- jest prezent ślubny od Hefajstosa. Mówi się na to Zwierciadło.
Rzeczywiście, ich oczom ukazał się niesamowicie lśniący kwadrat obramowany koralami i perłami- zapewne najdoskonalszych darów morza. Blask szkła był tak niesamowity, że Nico w końcu przestał szamotać się z zasłoną i zastygł bez ruchu. Leo czuł, że jego szczęka opada w dół, a oczy rozszerzają się w szoku.
- A teraz- Eneasz krzyknął potężnie, by zwrócić ich uwagę- przejdziemy do sedna. Jak mówiłem, potargujmy się o wasze życie.
- Co masz na myśli?- Leo ciągle wgapiał się jak zahipnotyzowany w lustro, lecz zdołał się oderwać, by skupić się na Eneaszu.
- Bo widzicie, chłopcy. Gdy przeszedłem przez Wrota Śmierci, by odegrać się na bogach za ich ignorancję pozbawiono mnie…pewnych rzeczy. Nie pamiętam ważnego szczegółu, który Gaja pragnie poznać. A wy możecie mi go zdradzić.- Kiwnął głową w stronę Zwierciadła.- To lustro zdradza najskrytsze tajemnice każdego, kto kiedykolwiek w nie spojrzał. W ten sposób Afrodyta stała się pierwszą plotkarą na świecie. Tylko nie jest powiedziane, czyje tajemnice zobaczysz. Zasada jest jedna: nie będziesz widział swoich tajemnic. Dlatego to wy staniecie przed lustrem. Obaj. A jeden z was zobaczy moje życie. A drugi…no cóż, poznacie się lepiej.
Po tych słowach Eneasz brutalnie złapał herosów za koszulki i pociągnął w stronę Zwierciadła. Nico szarpał się i zapierał. Kiedy krzyknął rozdzierająco, Leo spojrzał na niego uważnie. Był śmiertelnie przerażony, a kiedy Eneasz zmusił ich do spojrzenia na taflę magicznego lustra, rozdygotał się, ciągle szepcząc „nie, nie, nie”. Leo nie mógł na to patrzeć, więc odwrócił wzrok.
I wtedy wpadł w pułapkę zaczarowanej tafli Zwierciadła. Wstrzymał oddech, oczekując pierwszych wizji. Miał wrażenie, że perłowa rama zaczyna się roztapiać, powodując falowanie szkła. Kiedy tafla się uspokoiła, zobaczył średniego wzrostu faceta, który maszeruje nerwowo przed zamkniętymi drzwiami. Leo nie wiedział, czy to dzieje się naprawdę, lecz słyszał odległe wrzaski towarzyszące kobiecie przy porodzie. Dopiero po chwili dotarło do niego, że zza ciężkiego płaszcza mężczyzny wychyla się mniejsza istota, może trzyletnia dziewczynka. „Papa?” Krzyki kobiety ucichły, kiedy drzwi otworzyły się. Wyszła z nich niska, pulchna kobieta, trzymając na rękach zawiniątko. „Figlio. Nico. Nico di Angelo”. Gdzieś w oddali rozległ się potężny grzmot i przerażony głos kobiety za drzwiami. „Nie, Hero! Nie rób tego! To tylko dziecko. Nikt się o nim nie dowie. O jego siostrze również.” Tafla znowu zawirowała. Tym razem Leo zobaczył dwoje starszych dzieci stojących przed ogromnym budynkiem. Mimo jego problemów z czytaniem, zdołał zrozumieć wielki neonowy napis. „ Kasyno Lotos”. Wizja znowu się zmieniła. Znowu pojawił się ten facet w płaszczu. Rozmawiał z potężnie zbudowanym wojskowym. „ Te dzieci potrzebują szczególnej uwagi, rozumiesz? Nie dopuść by coś im się stało. Nie pozwól, by zniknęły z tej szkoły.” Zaraz potem wizja rozpłynęła się w ferworze dźwięków walki, pokrzykiwań i potężnego, męskiego ryku złości.
Nagle pojawiła się znajoma sceneria. Wielki Dom w Obozie Herosów, Chejron rozmawiający z Percym, który mówił, że Annabeth zaginęła. Przed biurem Chejrona siedziała dwójka czarnowłosych dzieci. „Nie bój się, Nico. Myślę, że możemy zaufać Percy’emu.” „ No nie wiem, Bianco. On jest taki…imponujący. Tak, imponujący. Nie sądzisz, że to dobre słowo?”. Potem wywołała się kłótnia, bo Percy obiecał, a zawiódł. Mimo wszystko Nico nie mógł się złościć. Albo mógł, a nie był w stanie.
Bo Percy ciągle był niezwykle imponujący.
Nico zamierzał opuścić obóz. Już był spakowany, lecz musiał coś zrobić, zanim wyruszy w świat. W swoim plecaku miał swoje karty do gry w Magię i Mit, parę koszulek i spodni na zmianę i mały, poszarpany album na zdjęcia. Dostał go od Thalii Grace, nowo mianowanej Poruczniczki Łowczyń Artemidy. Wydała mu resztę rzeczy Bianki, ten album był jedyną cenną pamiątką, jaką zachował. Trzymał tam zdjęcie Bianki, a także ołówkowy szkic Hadesa zwinięty Rachel Dare. Nico wiedział, że jako wyrocznia Rachel czasami maniakalnie rysuje portrety Olimpijczyków. To była chwila, kiedy Percy i Annabeth domyślili się, że jest synem Hadesa. Obserwował ich zza mroku drzew, jak cieszyli się swoim towarzystwem i zastanawiali się nad tym, co przyniosą dalsze miesiące.
Bianka zginęła. Nico został sam. Uciekając z Obozu Herosów mimowolnie wstąpił do Chejrona. Był dobrym nauczycielem. Jednak kiedy wszedł do biura, nikogo nie było. Może to i lepiej. Chciał już wyjść, kiedy nagle zauważył znajome, niezwykle hipnotyzujące oczy Perseusza Jacksona. Jak zwykle, mimo, że wcale tego nie chciał, jego organizm bardzo uczuciowo zareagował na jego widok. „Percy…Dlaczego musisz być taki imponujący? Nie mam pojęcia, co takiego masz w sobie, że budzisz we mnie…to coś. Annabeth mnie irytuje. Czuję złość, gdy widzę was razem. Dlaczego, Percy? I zanim wizja znowu się zmieniła, lustrzany Nico załkał cicho, zerwał zdjęcie Percy’ego i wybiegł w ciemność. Leo czuł się jak intruz, ale magia Zwierciadła nadal działała.
Dopiero teraz zrozumiał Nica di Angelo.
Wtedy pojawiła się Hazel. Stała razem z Frankiem i Nico pod kwaterami pretorów. Oczekiwali kogoś. Leo nie chciał oglądać więcej prywatnych sekretów Nico. Już rozumiał. I właśnie w te chwili Zwierciadło zrobiło mu na złość. Pojawiła się lustrzana Reyna Ramirez-Arellano, a towarzyszył jej pozbawiony pamięci Percy Jackson. „Jest niesamowity, prawda Nico? To Percy, syn Neptuna”.
Dla Leona to Hazel była na pewien sposób niesamowita. Jednak nie w tym stopniu, co Percy dla Nica.
Obraz zaczął zanikać. Leo zaczął wyzwalać się spod magii Zwierciadła, lecz ciągle jak przez mgłę widział samotnego Nica, który obserwował jak Percy prowadzi Piątą Kohortę do zwycięstwa dzięki armatom wodnym. Ciągle słyszał jedno słowo.
Imponujący.
- Leo! Leo! LEO!!!
Syn Hefajstosa poczuł silny ból głowy. Coś spowodowało poważne zamroczenie jego umysłu, ale zdołał zapoznać się z obecną sytuacją. Nico wrzeszczał jego imię, by wyrwać go z letargu. Eneasz z rykiem ruszył na syna Hadesa, który w desperacji całym impetem rzucił się, by rozbić Zwierciadło. Słyszał, jak Hajmon i Piper wpadają do sali i rzucają się na Eneasza. A on podszedł ostatkiem sił do Nica i objął go ramieniem.
- Afrodyta to wredna jędza. A ty jesteś prawdziwym herosem. Już rozumiem, Nico. Bianka też rozumiała. Bądź spokojny, przyjacielu.
Nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział już co mówi, ani gdzie jest.
Nie wiedział nic.
Leo Valdez zemdlał w ramionach Nica di Angelo.


BUM!
Karmelek wrócił po dość długiej przerwie. Przyznam, że dość długo myślałam, jak rozegrać sprawę z Nico. Myślicie, że to jest dobra alternatywa dla pomysłu Ricka w „Domu Hadesa”? Jest Leo, nie Jason. I jest lustro zamiast Erosa. I tak, spodziewajcie się rozmowy Leo-Nico ;) Czeka ich w końcu długa podróż do Aten.
Z resztą nie tylko ich. W części dwudziestej wracamy do poważnych spotkań Tristan-Afrodyta i The Solace Family.
Więc…do napisania!

1 komentarz:

  1. Yay! Jak super. Akurat strasznie się nudziłam, z tego nic nie robienia zaczęłam przeglądać blogi które czytam, w nadzieji, że będzie jakiś nowy rozdział, patrze, a tu BUM wędrówka! Leo zamiast Jasona? Spoko. Choć to dla mnie mały spojler (nie czytałam jeszcze Domu Hadesa, znam tylko ogólny zarys fabuły ^^). Ciekawi mnie rodzina Willa. Ciekawe co wymyśliłaś? Wera

    OdpowiedzUsuń