Leo nigdy nie lubił teleturniejów. Nie lubił też chodzić na
targ, gdzie masa sklepikarzy przekrzykiwała się ofertami. Co z tego, że
skarpetki kosztowały trzy dolary, skoro kawałek dalej znalazł dwie pary za pięć
dolarów. Nie lubił tego zawistnego wzroku, gdy odchodził ze stanowiska z
pustymi rękoma.
Eneasz właśnie tak wyglądał. Jak wściekły sklepikarz na
targu, który wydzierał się w niebogłosy a i tak nie mógł nic sprzedać. Obok
niego Nico zastygł bez ruchu, jakby wyjście Piper przykleiło go do podłogi. Był
blady…znaczy, bardziej blady niż zwykle, w dodatku jego czoło świeciło się od
kropel potu. Mimo, że było ciepło, to i tak chłopak drżał, gdy wodził wzrokiem
za nabuzowanym Eneaszem.
- Chłopcy- mruknął gospodarz, a potem zaśmiał się. I to
wcale nie był miły śmiech.- Chłopcy, chłopcy, chłopcy. Nie mam pojęcia, co
takiego widzi w was Junona, że wybrała was do wykonania misji niemożliwej.
Teraz to Leo drgnął, ale wcale nie z zimna czy strachu. Mimo
cichego syku ze strony Nico, on zrobił kilka kroków w stronę Eneasza, uważnie
obserwując każdy jego ruch.
- Hej, ja wcale nie pchałem się do udziału w tej badziewnej
misji. Jeszcze parę miesięcy temu nie wiedziałem o istnieniu bogów, potworów i
herosów. A teraz muszę uganiać się za jakąś Ziemistą Gębą, która rujnuje cały
świat. Nie jestem super bohaterem, czaisz? Tylko Leo.
- Leo, syn Hefajstosa. Zdaje się, że potrafisz siłą woli
kontrolować ogień, czyż nie?
Nico rzucił mu niepewne spojrzenie. No tak, syn Hadesa nie
miał pojęcia o jego „talencie”. Leo kiwnął tylko głową, ale nie wdawał się w
szczegóły. To nie był czas na pokaz Niesamowitego Leonardo.
- Co ja mam z wami zrobić?
Głos Eneasza był szorstki, jak skóra umorusana smarami po
pracy w kuźni. Stał teraz nad krystalicznie czystą podłogą, gdzie przed chwilą
oglądali triumf Hazel, Franka i Jasona.
- Jak to? Przecież zawarliśmy umowę.
Śmiech gospodarza przybrał na sile, zaczął wibrować na
ciele, wywołując gęsią skórkę.
- Powiedzieliście też, że Piper jest córką Wenus. A nie
jest.
- Afrodyta czy Wenus…co to za różnica.
I w tej chwili popełnił ogromny błąd. Nico też to wiedział,
bo jęknął głośno i przyczaił się w gotowości, zaciskając pięści, aż pobielały
mu knykcie.
- Co to za różnica, pytasz? A co to za różnica, czy Gaja
powstanie czy nie? Powiem wam coś, chłopcy. Bogowie są przereklamowani.
Wykorzystają wspaniałego herosa, a potem zostawią na pastwę losu, by zdychał w
Podziemiu razem z hordą potworów.
- Gaja niszczy wszystko, choć jeszcze się w pełni nie
przebudziła. Bogowie przynajmniej wiedzą, że istniejesz.
Leo był kompletnie zaskoczony tym, że Nico di Angelo wtrącił
się do dyskusji. Wyczuł za sobą ruch, a po chwili syn Hadesa stał już przed
nim, niebezpiecznie blisko Eneasza. Ten odwrócił się, a jego pierścienie
odbijały się jasnym blaskiem od kryształów w komnacie. Wydawać by się mogło, że
otacza go boska aura.
- Proszę, proszę. Nico di Angelo. Dużo o tobie słyszałem
podczas mojego pobytu w Podziemiu. Można by rzec, że znam cię od urodzenia. Syn
Hadesa, urodzony w imię buntu przeciw Posejdonowi i Zeusowi. Porzucony przez
rodzinę po śmierci matki. Jak to jest,
gdy zatrzymują ci wszystkie procesy związane z dorastaniem? Jesteś wiecznym
dzieckiem, Nico di Angelo.
Leo widział, jak jego towarzysz coraz mocniej zaciska
pięści, przez chwilę zdawało mu się nawet, że zauważył krew na palcach Nica. I
mimo, że zupełnie nie znał tego mrocznego chłopaka, poczuł chęć obronienia go.
- Nie słuchaj go, Nico. Jest synem Wenus, gwałtowne wybuchy
emocji dodają mu energii. Usiłuje uderzyć w nasze słabe punkty.
Eneasz teatralnie zaklaskał, co znowu spowodowało dreszcze u
młodych herosów. Stawiając ciche, delikatne kroki zbliżył się na tyle, że teraz
miał Nica na wyciągnięcie ręki.
- Jesteś blisko, panie Valdez. Bardzo blisko. Bo widzisz, ja
jestem Eneaszem, tym, który cało wyszedł z płonącej Troi, tym co tułał się po
świecie, usiłując wrócić do domu. Doczekałem się nawet wielkiego dzieła na swój
temat.
- Ach, tak. Eneida, jeden z tych przedpotopowych utworów,
które musimy czytać w szkole. Doprawdy fascynujące. – Leo mimo wszystko nie
mógł powstrzymać się od sarkastycznego tonu. On nie był super wojownikiem, więc
atakował i bronił się mocą słowa.
- Tak chcesz się bawić, chłopcze? Zdajesz sobie sprawę, że w
waszych rękach spoczywa teraz los całej tej waszej śmiesznej misji?
Nico rozluźnił się odrobinę.
- Ty też jesteś w to zamieszany. Odkąd obiecałeś nam
bezpieczny transport do Aten. Bije od ciebie mrok, czuję to.
- Och, ty czujesz, synu Hadesa. Ale niekoniecznie mrok mojej
osoby. Choć faktycznie, przyznaję. Moje drugie życie jest
odrobinę…zakorzenione. Twardo stąpam po ziemi.
- Czyli słowem: jesteś agentem Gai.
- Sam to powtarzasz. Jestem synem Wenus. Silnie odczuwam
emocje, które kazały mi otoczyć się bezpiecznymi ramionami Matki Ziemi.
- Chyba raczej zabłoconymi, cuchnącymi, zabagnionymi,
zadżunglonymi…
- Leo- Nico wytrącił go z rozmyślań- Przestań. To i tak nic
nie da. I czy istnieje w ogóle słowo „zadżunglone”?
- Dość tego!- Eneasz błyskawicznie doskoczył do swojego
tronu i z jego boku wyszarpnął miecz z cesarskiego złota. Przez chwilę Leo
pomyślał o swoich przyjaciołach. Oni byli gdzieś w dolnych częściach zamku,
ranni, oczekujący pomocy.- Gaja wyznaczyła wielką nagrodę za każdego z was. Co
prawda nie jesteś wart tyle co syn Posejdona i córka Ateny, ale i tak jesteś
dość wysoko, panie Valdez.
Leo zdążył tylko pomyśleć o tym, jak żałośnie jest ginąć z
ręki dziecka Miłości, kiedy samemu nie przeżyło się tych wspaniałych chwil
związanych z zakochaniem. To były naprawdę najbardziej żałosne ostatnie chwile
w historii ostatnich chwil.
I kiedy złoty miecz zmierzał na spotkanie z jego
wnętrznościami, do jego przerażonej głowy dotarł krzyk Nica di Angelo.
- Hej.
Stop, stop, STOP!
- Co u
licha?- Zirytowany Eneasz brzmiał jak obrażone, marudzące dziecko,
któremu odebrano zabawkę. Może i tak było. No bo przecież przebicie Leona
Valdeza musi być zabawą tak wielką, że każdy nastoletni kapitan drużyny
zorganizowałby to na swojej imprezie. Ha, pewnie dlatego nigdy nie dostawał
zaproszenia na imprezy. Byłby zbyt dużym zagrożeniem dla szkolnych mięśniaków.
- Wstrzymaj się z zabijaniem, Eneaszu. Właściwie dlaczego
chcesz nas zabić? Nic nie zrobiliśmy. Wręcz przeciwnie. Nasi przyjaciele
pokonali dla ciebie Achillesa!
- Właśnie, racja!- Leo wykazał niezwykły entuzjazm, co
dziwnie wyglądało, kiedy był wygięty w pół, by złoty miecz nie przebił mu
flaków.
- Okłamaliście mnie! I jesteście parszywymi Grekami!
- Och, no i to też racja.
Gospodarz zamku wrzasnął z wściekłości i znów zamachnął się
mieczem. Leo miał dość już tego błysku przed oczami. To było irytujące, że
każdy miał broń ze szlachetnych metali, podczas gdy on miał pas na narzędzia. O
nie, tak być nie mogło. Postanowił, że zrobi sobie miecz idealny dla dziecka
kowala.
No cóż, w każdym razie jeśli przeżyje.
- To, że nie popierasz bogów, nie znaczy, że musisz niszczyć
naszą misję! To Gaja jest czarnym charakterem w tej historii.
Leo miał ochotę rąbnąć Nico, by przestał gadać jak
natchniony humanista tylko zrobił jakieś mroczne czary i uratował ich z łap
szalonego herosa, który wrócił zza światów.
- Gaja mnie doceniła! Zaufała mi, obdarzyła mnie wielką
odpowiedzialnością. To mnie przypadła rola jej pomocnej dłoni. Ufa mi tak
bardzo, że znam wiele szczegółów jej przedsięwzięcia.
- Ale to niesamowite! Możesz opowiedzieć nam o twoim
wspaniałym zadaniu?
Eneasz rzucił swój miecz w kąt, rozpościerając szeroko
ramiona, pokazując swoją dumę. Leo odetchnął z ulgą i wymienił szybkie
spojrzenie z Nico. Ten wzrok ciemnych oczu mówił: „Nie mieszaj się. Pozwól mi
działać”. Syn Wenus podszedł do kryształowej ściany, gdzie spora jej część
zasłonięta była czerwoną zasłoną. Zamaszystym gestem złapał za materiał i
odrzucił do tyłu. Zasłona upadła u stóp Leona. Przez moment Leo poczuł się tak,
jak muszą czuć się ludzie upojeni miłością. Przed oczami mignęła mu Hazel, zaraz
potem zamieniła się w Thalię i Piper. Był tak zaskoczony, że gwałtownie uniósł
nogę, odrzucając zasłonę w stronę Nica.
Nico, syn Hadesa, ten co dzierżył potężny mroczny miecz, ten
co umiał poruszać się drogą cieni, ten co wyczołgał się z Tartaru…wrzasnął jak
mała dziewczynka, gdy czerwona płachta nadleciała w jego stronę.
- Obawiasz się magii miłości, Nico di Angelo?- Doprawdy,
Eneasz stawał się nie do zniesienia z tym swoim zarozumiałym uśmieszkiem.
Zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy. – To jest podarunek od mojej
matki. To w tej szkarłatnej płachcie zjawiła się po raz pierwszy na Olimpie.
Miała ją na sobie, gdy ustanowiono, że dołączy do Olimpijczyków jako bogini
miłości. A to-wskazał na odsłoniętą część kryształowej ściany- jest prezent ślubny
od Hefajstosa. Mówi się na to Zwierciadło.
Rzeczywiście, ich oczom ukazał się niesamowicie lśniący
kwadrat obramowany koralami i perłami- zapewne najdoskonalszych darów morza.
Blask szkła był tak niesamowity, że Nico w końcu przestał szamotać się z zasłoną
i zastygł bez ruchu. Leo czuł, że jego szczęka opada w dół, a oczy rozszerzają
się w szoku.
- A teraz- Eneasz krzyknął potężnie, by zwrócić ich uwagę-
przejdziemy do sedna. Jak mówiłem, potargujmy się o wasze życie.
- Co masz na myśli?- Leo ciągle wgapiał się jak
zahipnotyzowany w lustro, lecz zdołał się oderwać, by skupić się na Eneaszu.
- Bo widzicie, chłopcy. Gdy przeszedłem przez Wrota Śmierci,
by odegrać się na bogach za ich ignorancję pozbawiono mnie…pewnych rzeczy. Nie
pamiętam ważnego szczegółu, który Gaja pragnie poznać. A wy możecie mi go
zdradzić.- Kiwnął głową w stronę Zwierciadła.- To lustro zdradza najskrytsze
tajemnice każdego, kto kiedykolwiek w nie spojrzał. W ten sposób Afrodyta stała
się pierwszą plotkarą na świecie. Tylko nie jest powiedziane, czyje tajemnice
zobaczysz. Zasada jest jedna: nie będziesz widział swoich tajemnic. Dlatego to
wy staniecie przed lustrem. Obaj. A jeden z was zobaczy moje życie. A drugi…no
cóż, poznacie się lepiej.
Po tych słowach Eneasz brutalnie złapał herosów za koszulki
i pociągnął w stronę Zwierciadła. Nico szarpał się i zapierał. Kiedy krzyknął
rozdzierająco, Leo spojrzał na niego uważnie. Był śmiertelnie przerażony, a
kiedy Eneasz zmusił ich do spojrzenia na taflę magicznego lustra, rozdygotał
się, ciągle szepcząc „nie, nie, nie”. Leo nie mógł na to patrzeć, więc odwrócił
wzrok.
I wtedy wpadł w pułapkę zaczarowanej tafli Zwierciadła.
Wstrzymał oddech, oczekując pierwszych wizji. Miał wrażenie, że perłowa rama
zaczyna się roztapiać, powodując falowanie szkła. Kiedy tafla się uspokoiła,
zobaczył średniego wzrostu faceta, który maszeruje nerwowo przed zamkniętymi drzwiami.
Leo nie wiedział, czy to dzieje się naprawdę, lecz słyszał odległe wrzaski
towarzyszące kobiecie przy porodzie. Dopiero po chwili dotarło do niego, że zza
ciężkiego płaszcza mężczyzny wychyla się mniejsza istota, może trzyletnia
dziewczynka. „Papa?” Krzyki kobiety
ucichły, kiedy drzwi otworzyły się. Wyszła z nich niska, pulchna kobieta,
trzymając na rękach zawiniątko. „Figlio.
Nico. Nico di Angelo”. Gdzieś w oddali rozległ się potężny grzmot i
przerażony głos kobiety za drzwiami. „Nie,
Hero! Nie rób tego! To tylko dziecko. Nikt się o nim nie dowie. O jego siostrze
również.” Tafla znowu zawirowała. Tym razem Leo zobaczył dwoje starszych
dzieci stojących przed ogromnym budynkiem. Mimo jego problemów z czytaniem,
zdołał zrozumieć wielki neonowy napis. „ Kasyno Lotos”. Wizja znowu się
zmieniła. Znowu pojawił się ten facet w płaszczu. Rozmawiał z potężnie
zbudowanym wojskowym. „ Te dzieci
potrzebują szczególnej uwagi, rozumiesz? Nie dopuść by coś im się stało. Nie
pozwól, by zniknęły z tej szkoły.” Zaraz potem wizja rozpłynęła się w
ferworze dźwięków walki, pokrzykiwań i potężnego, męskiego ryku złości.
Nagle pojawiła się znajoma sceneria. Wielki Dom w Obozie
Herosów, Chejron rozmawiający z Percym, który mówił, że Annabeth zaginęła.
Przed biurem Chejrona siedziała dwójka czarnowłosych dzieci. „Nie bój się, Nico. Myślę, że możemy zaufać
Percy’emu.” „ No nie wiem, Bianco. On jest taki…imponujący. Tak, imponujący.
Nie sądzisz, że to dobre słowo?”. Potem wywołała się kłótnia, bo Percy
obiecał, a zawiódł. Mimo wszystko Nico nie mógł się złościć. Albo mógł, a nie
był w stanie.
Bo Percy ciągle był niezwykle imponujący.
Nico zamierzał opuścić obóz. Już był spakowany, lecz musiał
coś zrobić, zanim wyruszy w świat. W swoim plecaku miał swoje karty do gry w
Magię i Mit, parę koszulek i spodni na zmianę i mały, poszarpany album na
zdjęcia. Dostał go od Thalii Grace, nowo mianowanej Poruczniczki Łowczyń
Artemidy. Wydała mu resztę rzeczy Bianki, ten album był jedyną cenną pamiątką,
jaką zachował. Trzymał tam zdjęcie Bianki, a także ołówkowy szkic Hadesa
zwinięty Rachel Dare. Nico wiedział, że jako wyrocznia Rachel czasami
maniakalnie rysuje portrety Olimpijczyków. To była chwila, kiedy Percy i
Annabeth domyślili się, że jest synem Hadesa. Obserwował ich zza mroku drzew,
jak cieszyli się swoim towarzystwem i zastanawiali się nad tym, co przyniosą dalsze
miesiące.
Bianka zginęła. Nico został sam. Uciekając z Obozu Herosów
mimowolnie wstąpił do Chejrona. Był dobrym nauczycielem. Jednak kiedy wszedł do
biura, nikogo nie było. Może to i lepiej. Chciał już wyjść, kiedy nagle
zauważył znajome, niezwykle hipnotyzujące oczy Perseusza Jacksona. Jak zwykle,
mimo, że wcale tego nie chciał, jego organizm bardzo uczuciowo zareagował na
jego widok. „Percy…Dlaczego musisz być
taki imponujący? Nie mam pojęcia, co takiego masz w sobie, że budzisz we
mnie…to coś. Annabeth mnie irytuje. Czuję złość, gdy widzę was razem. Dlaczego,
Percy? I zanim wizja znowu się zmieniła, lustrzany Nico załkał cicho,
zerwał zdjęcie Percy’ego i wybiegł w ciemność. Leo czuł się jak intruz, ale
magia Zwierciadła nadal działała.
Dopiero teraz zrozumiał Nica di Angelo.
Wtedy pojawiła się Hazel. Stała razem z Frankiem i Nico pod
kwaterami pretorów. Oczekiwali kogoś. Leo nie chciał oglądać więcej prywatnych
sekretów Nico. Już rozumiał. I właśnie w te chwili Zwierciadło zrobiło mu na
złość. Pojawiła się lustrzana Reyna Ramirez-Arellano, a towarzyszył jej
pozbawiony pamięci Percy Jackson. „Jest
niesamowity, prawda Nico? To Percy, syn Neptuna”.
Dla Leona to Hazel była na pewien sposób niesamowita. Jednak
nie w tym stopniu, co Percy dla Nica.
Obraz zaczął zanikać. Leo zaczął wyzwalać się spod magii
Zwierciadła, lecz ciągle jak przez mgłę widział samotnego Nica, który
obserwował jak Percy prowadzi Piątą Kohortę do zwycięstwa dzięki armatom
wodnym. Ciągle słyszał jedno słowo.
Imponujący.
- Leo! Leo! LEO!!!
Syn Hefajstosa poczuł silny ból głowy. Coś spowodowało
poważne zamroczenie jego umysłu, ale zdołał zapoznać się z obecną sytuacją.
Nico wrzeszczał jego imię, by wyrwać go z letargu. Eneasz z rykiem ruszył na
syna Hadesa, który w desperacji całym impetem rzucił się, by rozbić
Zwierciadło. Słyszał, jak Hajmon i Piper wpadają do sali i rzucają się na
Eneasza. A on podszedł ostatkiem sił do Nica i objął go ramieniem.
- Afrodyta to wredna jędza. A ty jesteś prawdziwym herosem.
Już rozumiem, Nico. Bianka też rozumiała. Bądź spokojny, przyjacielu.
Nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział już co mówi, ani
gdzie jest.
Nie wiedział nic.
Leo Valdez zemdlał w ramionach Nica di Angelo.
BUM!
Karmelek wrócił po dość długiej przerwie. Przyznam, że dość
długo myślałam, jak rozegrać sprawę z Nico. Myślicie, że to jest dobra
alternatywa dla pomysłu Ricka w „Domu Hadesa”? Jest Leo, nie Jason. I jest
lustro zamiast Erosa. I tak, spodziewajcie się rozmowy Leo-Nico ;) Czeka ich w
końcu długa podróż do Aten.
Z resztą nie tylko ich. W części dwudziestej wracamy do
poważnych spotkań Tristan-Afrodyta i The Solace Family.
Więc…do napisania!
Yay! Jak super. Akurat strasznie się nudziłam, z tego nic nie robienia zaczęłam przeglądać blogi które czytam, w nadzieji, że będzie jakiś nowy rozdział, patrze, a tu BUM wędrówka! Leo zamiast Jasona? Spoko. Choć to dla mnie mały spojler (nie czytałam jeszcze Domu Hadesa, znam tylko ogólny zarys fabuły ^^). Ciekawi mnie rodzina Willa. Ciekawe co wymyśliłaś? Wera
OdpowiedzUsuń