czwartek, 20 marca 2014

3. Wkurzający bóg rozdaje prezenty



Trzaskanie ognia było nieznośne.
Patrzenie na Rachel z rozdziawioną buzią również było nieznośne.
W ogóle cała ta Reyna była nieznośna.
Dobra, może i była najważniejszą osobą w Nowym Rzymie. Może i była córką bogini wojny. Może i miała tą swoją złotą włócznie i własnego pegaza. Ale czy to, na Artemidę, znaczyło od razu, że  Rachel musiała wygłosić przepowiednię? Właśnie, Rachel…
Rudowłosa wyrocznia właśnie wróciła do ich półboskiego świata i rozglądała się po pawilonie.
- Dlaczego wszyscy na mnie patrzycie? To już nie można grzecznie przywitać gości?
Tak po prostu wstała, podeszła do Reyny i powitała ją, jak na dobrze wychowaną damę przystało. Przywódczyni rzymskiej delegacji zamrugała oczami, skołowana, ale odwzajemniła powitalny uścisk. Czarne jak obsydian oczy dziewczyny wpatrywały się w Rachel spod przymrużonych powiek. Rzuciła szybkie spojrzenie przez ramię na Chejrona, który kciukiem gładził swoją brodę w zamyśleniu.
- Chwila…ona właśnie wygłosiła przepowiednię- mocny głos Reyny rozniósł się jak echo po pawilonie jadalnym. Thalia znowu usłyszała głośne prychnięcie, a po chwili tuż koło niej znalazł się ten żylasty blondynek od Apolla.
- Daj spokój, Reyno! To miała być niby przepowiednia? Dobrze wiesz, jak to u nas wygląda…
- Ekhm.- Thalia odchrząknęła znacząco, dając do zrozumienia, że teraz ona będzie mówić. Zauważyła, że brwi Rzymianki powędrowały w górę. Nie zwróciła na to uwagi, choć coś jej podpowiadało, że to był ironiczny gest.- Sorki, że ci przerwę, Wergiliuszu…
- Oktawianie- syknął blondyn.
- Taaa, nie ważne. Ciesz się, że wybrałam męskie imię.
Oczy Reyny błysnęły, ale profesjonalnie zamaskowała rozbawienie i zachowała poważny wyraz twarzy. Thalia usiadła niedbale na ławce i zaczęła bawić się łukiem.
- W każdym bądź razie, muszę się z tobą zgodzić- kiwnęła głową na czarnowłosą pretor.- To była przepowiednia. I, niestety, dotyczy ona ciebie.
- Niestety?
- Grecy i Rzymianka do bogini mądrości dotrzeć muszą…- Łowczyni powtórzyła fragment wygłoszonej przed chwilą przepowiedni.- Ty jesteś Rzymianką i chcąc nie chcąc musisz działać z nami, Grekami. Proste jak włosy Willa po wstrząsie elektrycznym.
Reyna przeniosła swoje spojrzenie na syna Apollo, który niedawno ją oprowadzał. Zacisnęła usta w wąską kreskę i również ciężko opadła na ławkę. Złota broszka przymocowana do bordowego płaszcza delikatnie uwierała ją w pierś.
- Co to za bzdury! Jesteś pretorem, Reyno. Ty nic nie musisz.- Oktawian przyczłapał się w pobliże swojej czarnowłosej towarzyszki i zaczął lamentować tuż nad jej uchem.- Nie mają prawa ci rozkazywać. Przecież to my przybyliśmy z ostrzeżeniem! W każdej chwili możemy ich zaatakować, nasze legiony…
- Nasze legiony szykują się na wojnę- głos Reyny był nieco zdławiony, może dlatego, że siedziała z głową przykrytą ramionami i nisko pochyloną. – Grecy też szykują się na wojnę. Ale to nie znaczy, że musimy walczyć między sobą. Bogowie milczą, a my jesteśmy zdani tylko na siebie. Nie zapominaj, że giganci się budzą. Im nie robi różnicy, czy zabiją Greka czy Rzymianina.
Cisza, która zapadła po jej wypowiedzi była niemal namacalna. Thalia musiała przyznać, że ta dziewczyna emanuje mocą i stanowczością, jak prawdziwy przywódca. Przełknęła ślinę, gdy zdała sobie sprawę, że bardzo dobrze zna tą postawę. Annabeth codziennie budziła wśród obozowiczów podziw i szacunek. Nie dlatego, że była najstarsza stażem. Blondwłosa córka Ateny była najrozsądniejszą i najmądrzejszą półboginią jaką spotkała. Potrafiła odpowiednio zmotywować tłum, herosi pchali się do walki u jej boku. A gdy działała razem z Percym…z zamyślenia wytrącił ją głos Chejrona.
- Reyna ma rację. Jesteśmy skazani na siebie. Nie bez powodu Hera zdecydowała się na odkrycie dwóch obozów. Niedługo przyjdzie nam walczyć z samą Gają. W porównaniu z tym, nasze uprzedzenia rzymsko-greckie to dziecinne zachowanie. Reyno- zwrócił się bezpośrednio do przywódczyni legionu- ta misja to jedyna szansa, by przerwać milczenie bogów. Jeśli dobrze rozumiem przepowiednię, musicie uzyskać pomoc Olimpijczyków. Tylko tak możemy pokonać gigantów.
- Wszystko pięknie i w ogóle…- dziewczyna powoli uniosła głowę i odgarnęła niesforne włosy, które zakrywały jej czarne oczy.- Ale właśnie w tym rzecz. Ciężko będzie uzyskać pomoc bogów, skoro milczą. Nawet jeśli Thalia ma rację i będziemy musieli zawiązać współpracę.- Reyna spojrzała krzywo na wyluzowaną Łowczynię.
- Reyno! Przecież to są Grecy! To jakiś spisek i na pewno zdradzą nas przy byle okazji. Jak Jackson!
Pretor Nowego Rzymu wstała tak gwałtownie, że nawet Thalia poczuła dreszcze i przyczaiła się w gotowości. Córka Bellony poruszała się tak szybko, że nawet nie było słychać jej kroków na drewnianej podłodze pawilonu jadalnego. Natomiast Oktawian jakby odrobinę zmalał, czy też raczej skulił się ze strachu. Thalia mimowolnie z szacunkiem zerkała na Reynę i czekała na jej ruch.
- Percy Jackson ciągle jest pretorem, Oktawianie. Nawet ty nie możesz pozwolić sobie na oczernianie jego imienia. A Jason- dodała, gdy augur już zamierzał się odciąć- Jason Grace cieszy się ogromnym szacunkiem wśród legionistów, śmiem twierdzić, że większym niż ty. Więc przymknij się, kiedy osoba wyższa rangą debatuje w sprawie przyszłości naszego obozu.
Mimo, że to był niemal syk niż głośne oświadczenie, to i tak wszystkie spojrzenia spoczęły na dwójce Rzymian, którzy teraz mierzyli się wzrokiem w milczeniu.
- Zawsze byłaś miękka, jeśli chodzi o innych półbogów. Zbyt szybko obdarzasz zaufaniem, Reyno. Przez to właśnie ta siódemka uciekła nam w Charleston. Co ci nagadała córka Ateny, hm? Widziałem jak rozmawiacie- wysyczał.- Co takiego powiedziała ci Annabeth Chase, że postanowiłaś bratać się z Grekami?
Teraz Thalia stała sztywno, jakby Meduza zamieniła ją w kamień. Nic nie rozumiała. Reyna spotkała się z Annabeth? I co półbogowie z przepowiedni robili w Charleston? Uważnie wpatrywała się w nieprzeniknione, czarne tęczówki Rzymianki, ale ta pozostała niewzruszona.
- Nie waż się mnie straszyć, Oktawianie. Tym się właśnie różnimy. Ja jestem stanowcza, opanowana i otwarta na nowe rozwiązania. Ty jesteś bezczelnym gówniarzem, który zasłania się papierkami rodziców. Może dlatego senat nigdy nie wybrał cię pretorem.- Po tych słowach zostawiła sapiącego z oburzenia augura i przeszła kawałek dalej, by stanąć obok Chejrona. Wdała się z nim w krótką, niezwykle żywą dyskusję. Zupełnie jakby wszyscy obozowicze zapomnieli, że jest pora kolacji, każdy z wyczekiwaniem wpatrywał się w dziewczynę w purpurowym płaszczu.
- Tak, myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie- mruknął w końcu Chejron. Uniósł wysoko głowę i omiótł spojrzeniem wszystkich zebranych. Dyskretnie skinął na Reynę, by przemówiła.
- Okoliczności są jakie są. Wasza wyrocznia wypowiedziała przepowiednię, która niewątpliwie pomoże nam zgładzić Gaję. Według niej grecko-rzymskie poselstwo musi odnaleźć boginię mądrości i nakłonić wszystkich bogów do pomocy w walce. Jak wasza koleżanka słusznie zauważyła- skinęła w stronę Thalii- to mnie dotyczy proroctwo. Do was należy wybór pozostałych dwóch Greków.
- Myślę, że wybór jest ograniczony- odezwała się nagle Rachel. W końcu doszła do siebie i zrozumiała, że wygłosiła kolejne, wielkie proroctwo.- Moja przepowiednia jasno mówi, kto ma ci towarzyszyć, Reyno.- odchrząknęła i znów śpiewnym głosem wygłosiła- Rozdwojenie jaźni syn Śpiewaka stłumi.
Ledwo co dokończyła swoją wypowiedź, kominek ofiarny buchnął oślepiającym światłem, a w całym pawilonie rozbrzmiał chóralny śpiew i harmonijne dźwięki harfy. Ogień przemienił się w żółtą, słoneczną kulę, z której powoli odchodził cień wielkości człowieka. Po chwili wszystko ucichło, równie szybko, jak się zaczęło. Z tą różnicą, że teraz po środku pawilonu stał nieziemsko przystojny dwudziestokilkuletni mężczyzna. Ubrany był w białą koszulę z podwiniętymi rękawami, brązowe, wąskie spodnie i czarne, markowe adidasy sięgające kostek. Na ramiona narzuconą miał skórzaną kurtkę, a oczy osłaniały niezwykle ciemne RayBany.
- Dobrze się składa, gdyż Olimpijskim Śpiewakiem jestem ja- powiedział nowo przybyły i zamaszyście zdjął okulary. Jego oczy świeciły się jak miniaturowe słońca.
- Bądź pozdrowiony, o Apollo, Wielki Uzdrowicielu, Władco Nut i Patronie Poetów.- Chejron przyklęknął na swoich końskich kończynach, a reszta obozowiczów równie szybko z szacunkiem uklęknęła przed młodzieńcem. Co prawda Thalia trochę się ociągała, ale natarczywy wzrok nauczyciela w końcu zmusił ją do oddania pokłonu.
- Ah, jak dobrze móc opuścić Olimp.- westchnął Apollo.- Staruszek Zeus powoli dostaje świra, bo Afrodyta ciągle lamentuje nad tragiczną i niezwykle romantyczną historią córki Ateny i synalka Wujka Glona.
- Chwila- Thalia zerwała się na równe nogi i podbiegła do boga, który spojrzał na nią rozbawiony.- Moi przyjaciele wylądowali w Tartarze, a wy traktujecie to jako pasjonującą operę mydlaną?- prychnęła głośno z irytacją.
- Co? Och, nie, nie, nie- zaśmiał się Apollo.- No dobra, może niektórzy z Olimpijczyków tak. Naprawdę, Ares i Afrodyta są nie do zniesienia. A jak moja siostrunia zjawi się w domowych kątach, to wrzaski nie mają końca. Ale ja nie o tym- machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę- Kochana Rachel wygłosiła przepowiednię, a ja postanowiłem wam pomóc.
- Ty? To ja już wolę Hadesa- mruknęła Thalia, ale stojący w pobliżu Will kopnął ją w piszczel.
- Tak się składa, że ja i Artemida najlepiej dogadujemy się z Ateną. No, opcjonalnie jeszcze mój braciszek Hefuś, jak w końcu opuści swoje kuźnie. Tylko, że teraz raczej jego uwaga skupiła się na Argo II. Nic dziwnego, po tym jak Jason niemal roztrzaskał piorunem posąg Ateny Partenos.
- Że co? Jason? Posąg Ateny?- Thalia musiała przybrać wyjątkowo głupi wyraz twarzy, bo nawet syn Hypnosa parsknął śmiechem, a zazwyczaj chrapie i nie zwraca na nic uwagi.
- Tak, tak. Siedmioro Wspaniałych nie mogą narzekać na przygody. No dobra, moi ulubieńcy zlecieli w bezdenną otchłań, ale cóż, wypadki się zdarzają. O rety, a ja znowu nie o tym- jak gdyby nigdy nic wytarł okulary o białą koszulę.- Misja, misja, jeszcze raz misja!
- Panie Apollo- odezwała się Reyna- skoro postanowiłeś nam pomóc, to wskaż moich towarzyszy wyprawy.
- Jak już mówiła Rachel, zanim przerwałem jej moim olśniewającym wejściem, przepowiednia wyraźnie mówi, kto ma iść. Syn Śpiewaka, czyli mój potomek.- jego hipnotyzujące spojrzenie przypominało teraz słońce w zenicie. Apollo utkwił wzrok w Reynie, jakby samym spojrzeniem chciał, by się wyluzowała i poczuła się jak na plaży.
- Doprawdy, nie rozumiem dlaczego akurat ty masz być patronem tej wyprawy.- Thalia westchnęła teatralnie.- Dlaczego nie Artemida? Już raz działała z półbogami, kiedy polowała na Ofiotaura.
- Chyba przespałaś kilka ostatnich tygodni, maleńka.- Odpowiedział bóg i z niezwykłą nonszalancją spoczął na ławce koło Rachel.- Olimpijczycy zapadli w pewien rzymsko-grecki trans. Nie da się z nimi normalnie rozmawiać, a co dopiero współpracować i atakować gigantów.
- Ty wydajesz się taki, jak rok temu- mruknęła Rachel. Apollo był jej opiekunem, jeśli chodzi o jej pracę wyroczni. Często widywała się z młodym bogiem i słuchała jego rad.
- Irytujący i wkurzający, tak- prychnęła Thalia. Bóg uśmiechnął się do niej czarująco, ukazując niezwykle białe zęby.
- Można powiedzieć, że mnie ta zabawa ominęła bokiem. I dla Rzymian, i dla Greków jestem po prostu Apollem. Muzyka jest potężna i nieśmiertelna, więc obie strony czczą mnie tak samo. Medycyna również nie uległa zmianie od tysiącleci. Jednak niektórzy z nas doznali mega schizy. Zeus, jako Jupiter jest niemożliwie władczy. Uważa się za nie wiadomo kogo. No naprawdę, czy konieczne było zniszczenie pół Sali tronowej, bo Hermes, czy też Merkury przyszedł akurat w momencie jego zmiany? Był Jupiterem, a na paczce widniało imię Zeusa. I puf! Biedaczek pozbył się markowych latających trampek! Afrodyta też nie lepsza. Wałęsa się po starych śmieciach i wszystkich zmusza do nauki walca! A Posejdon naprawdę nie lubi tańczyć.
Wszyscy patrzyli się na niego, jakby właśnie występował w talent show i grał na dudach. Chyba zdał sobie z tego sprawę, bo odchrząknął kilka razy i odwrócił się do Reyny.
- W każdym bądź razie, tak ma być. Jestem waszym patronem. Córka Bellony prowadzi wyprawę, a ty, Williamie, będziesz jej towarzyszył.
To kręcenie głową jak na meczu tenisowym stawało się powoli nieznośne, ale Thalia nie mogła się powstrzymać. W końcu coś się zaczynało dziać! Gdy spojrzała na stojącego obok niej Willa, poczuła lekki skurcz w brzuchu. Gdy tak stał, blady i oszołomiony, przypomniał jej się Percy, gdy pierwszy raz się spotkali. Z buciorami wlazła w jego życie, a fakt, że była córką Zeusa nie pomagał zbytnio. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, kogo dotyczyć będzie Wielka Przepowiednia. Wtedy też zrozumiała, jak bardzo zależy jej na Annabeth, kiedy ta była przetrzymywana przez Atlasa. To był czas, gdy zawarła ciche porozumienie z Percym. I tak pozostało do dzisiaj.
Will może i był oszołomiony, ale dumnie wystąpił przed oblicze swego ojca. Apollo wybrał go spośród wszystkich swoich synów na oczach całego obozu i delegacji rzymskiej. Thalia musiała przyznać, że to było coś.
- Jeśli taka twoja wola ojcze, dołączę do Reyny i postaram się sprostać powierzonemu mi zadaniu.
- Brawo, synu!-zagrzmiał bóg- Taka postawa mi się podoba. Jesteś świetnie wyszkolony, ale potrzebne ci są zabawki do gry.- pstryknął oburącz palcami i już trzymał niesamowicie pozłacany łuk, który emanował dobrą, ciepłą mocą. Podał chłopakowi łuk i kołczan pełen złotych strzał, która każda odznaczała się inną końcówką. Will przyglądał się darowi, oniemiały, ale jego szczęśliwy dzień się nie skończył. Apollo pstryknął po raz drugi.
- A to są kluczyki do mojego samochodu, w razie nagłej potrzeby.
- Dajesz mu swój słoneczny rydwan?- wyjąkała Thalia, kompletnie zamurowana.
- Co? Och, nie. To znaczy, po części może tak. Parę lat temu mój rydwan roztrzaskała pewna półbogini, córka Zeusa. Udało mi się go odratować, ale pozostałe części zabrał Hefajstos. Poprosiłem go, by przerobił je na fajowe bryki, które przydadzą się moim dzieciom.- mrugnął do Łowczyni i rzucił kluczyki Willowi.- Tylko pamiętaj, młody! Nagły przypadek!
- Super!- krzyknął uradowany Will i przyjrzał się z uwagą breloczkowi w kształcie gitary. Coś podpowiadało Thalii, że to nie jest zwykły breloczek do kluczy, ale nie zagłębiała się w problem, gdyż teraz Apollo skupił swoją uwagę na niej.
- Co z tobą, Grace? Zwykle, gdy zjawiam się u Artemidy na łowach, twój głosik nigdy nie cichnie.
- A z czego mam się cieszyć?- burknęła- Mój brat błąka się gdzieś po starożytnych krainach, ojciec nie daje znaku życia, a moja najlepsza przyjaciółka i jej chłopak gnieżdżą się gdzieś w Tartarze z marnymi szansami na przeżycie. A teraz w dodatku ogłoszono misję, by odszukać jej matkę i prosić o pomoc.
- A ciebie dręczy bezczynność, hm?- iskrzące się oczy Apolla wpatrywały się w nią z wyczekiwaniem, jakby oczekiwał od niej pewnej decyzji.- Posłuchaj, nie bez powodu macie odnaleźć Atenę. Jest boginią mądrości i najlepszym strategiem na calutkim świecie. Jeśli ktoś mógłby wam pomóc pokonać Gaję, to właśnie Atena. Tylko, że ten boski rozłam osobowości strasznie jej doskwiera. Za to wiem, że ona musi spotkać się ze swoją córką. Wiecie, rozdwojenie jaźni to jedno, ale nacierająca horda potworów to drugie. Jej córeczka z pewnością dużo by pomogła w naszej misji.
- Och, jasne. Poczekaj, polecę po komórkę i zadzwonię do Annabeth. Tylko jest jeden problem. Nie wiem, czy w Tartarze jest zasięg!- warknęła Thalia. Poczuła, jak wnętrzności zaczynają jej drgać z nerwów. Głowa jej pulsowała, a z dłoni powoli wydobywały się iskry.
- Hej, spokojnie!- Will podbiegł do niej i potrząsnął lekko.- Już raz rozwaliłaś pawilon, a ja nie chcę znowu być twoim przewodem.
- Przymknij się, Solace! Pewnie mało cię obchodzi, co się dzieje z Annabeth i Percym! Ucieszyło cię to, hm? Byłeś dość blisko z Annabeth, dopóki nie zjawił się Percy!
Blondyn wyglądał tak, jakby dostał z całej siły w twarz. Odskoczył od Thalii, jakby była plującym trucizną potworem. Może i tak było. Emocje wzięły górę, nie przemyślała swoich słów. Odkąd zjawiła się w Obozie Herosów po życiu jako drzewo, zauważyła, że syn Apolla stopniowo oddala się od niej i Annabeth. Choć wcześniej dobrze się dogadywali. Will był jedyny, oprócz Luke’a, który spędzał dużo czasu z potężnymi półboginiami. Potem zjawił się Percy i Annabeth odsunęła Willa w cień.
- Wolałem cię jako drzewo.- wysyczał jadowicie i wybiegł z pawilonu, nie zwracając na nikogo uwagi.
- W tej chwili, Grace, mógłbym cię przekląć za znieważenie mojego syna- powiedział Apollo, przeciągając sylaby. Thalia przeklęła w duchu. Dlaczego, no dlaczego najpierw robi, a potem myśli?- Nie zrobię tego jednak. Ale mam coś ekstra dla ciebie.- Wydał z siebie odgłosy aplauzu publiczności na koncercie muzycznym- Jesteś trzecim herosem z przepowiedni Rachel. Spędzisz z Willem dużo czasu, będziesz miała mnóstwo okazji do przeprosin. I poznasz się bliżej z przyjaciółką braciszka.
Miała wrażenie, że dzisiaj pobiła swój rekord w robieniu głupich min. Doprawdy, czy Apollo musiał ją zawsze wkurzać? Cichy jęk wydany przez Reynę sprowadził ją na ziemię. A niech to! Miała wyruszyć z nią na misję? Po pewnym czasie zaskoczyła, że Rachel patrzy na nią uważnie. Słowa przepowiedni huknęły w jej głowie jak muzyka rockowa w domku Aresa.
Wyrzuty sumienia Wybranka Artemidy wzbudzi…
Super! Po prosty świetnie! Jakby nie miała nic innego do roboty. No dobra, wcale nie miała nic innego do roboty. Od czasu, gdy Chejron przekazał wieści o Annabeth i Percym, nie mogła znaleźć sobie miejsca.
- Dla mnie też masz zabawki?- westchnęła zrezygnowana. Kątem oka zauważyła, jak Rachel wzdycha z ulgi. Olśniewający uśmiech Apolla stał się jeszcze bardziej nieznośny, ale pozwoliła, by przygarnął ją ramieniem. Z Reyną zrobił to samo, jakby ustawiał się do wspólnego zdjęcia z fankami. Tylko, że Thalia nie była jego fanką, a jedno spojrzenie na Reynę wystarczyło, by przekonać się, że ona również.
- Dla moich panien zawsze coś się znajdzie.
- Samochód?
- Niee…Brykę użyczy nam śliczna pretor w purpurze- uśmiechnął się zadziornie.- Ta czarna terenówka, którą macie, na pewno sprosta oczekiwaniom.
Reyna już miała cos odpowiedzieć, kiedy bóg wyciągnął z kieszeni kurtki biało-niebieską tubkę i podał ją czarnowłosej.
- Pasta do zębów?- przywódczyni Rzymian uniosła wysoko brwi i zerknęła rozbawiona na Thalię- Jak myślisz, Grace? Pokonamy potwory olśniewająco białym uśmiechem?
Po raz pierwszy Thalia pozwoliła sobie na swój standardowy, ironiczny uśmieszek. Może Reyna nie jest wcale taka zła- pomyślała.
- A dla mojej ulubionej Łowczyni mam coś specjalnego. Zadałem sobie sporo trudu, by ją zdobyć, ale… Myślę, że powinnaś ją mieć.- znowu pstryknął i po chwili w jego dłoni znalazła się znajoma czapka Jankesów.
- Niewidka Annabeth!- krzyknęła podniecona i błyskawicznie wyrwała ją z ręki Apolla.- Jakim cudem…? Och, jesteś najlepszy!
- Przed chwilą było, że irytujący. No dobra, dzieciaki! Macie trochę czasu, by się przygotować. Chejronie, odpraw ich z samego rana. – Centaur ukłonił się i pogalopował do Wielkiego Domu.
- Panie Apollo- odezwała się Reyna- Dobrze, że twój syn będzie uczestnikiem misji, ale nawet on nie odczyta twoich myśli. Powiedz…dokąd mamy się udać?
No tak…Thalię tak bardzo ucieszył prezent, że nie zwróciła uwagi na ten drobny szczegół. Dla Apolla widocznie było to oczywiste, bo roześmiał się perliście.
- Jak to gdzie? Do muzeum. Atena zawsze chodzi do muzeum.- I tak po prostu rozpłynął się w rozbłysku światła, zostawiając obozowiczów z pyszną kolacją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz