środa, 21 maja 2014

6. Drużyna marzeń rozwala terenówkę




Regularne odgłosy dochodzące z obozowej strzelnicy dawały do zrozumienia, że jeden z półbogów wziął się za trening. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie spojrzało się na zegarek.
Dochodziła czwarta nad ranem.
Niemal wszyscy obozowicze przewracali się właśnie na drugi bok, otuleni ciepłym kocem. Słońce powoli wstawało na niebie, by oznajmić początek drugiego dnia lipca. Pegazy spacerowały luzem w obrębie stajni. Dzieci Afrodyty wstawały o szóstej, by zagonić je do boksów i nakarmić chrupiącymi jabłkami i zieloną trawą. Zwykle to było oznaką obozu budzącego się do życia, jednak blondwłosy szesnastolatek w pomarańczowej koszulce raz za razem wypuszczał strzały ze swojego łuku, powodując owe regularne dudnienie, gdy pociski dosięgały celu.
Will starał się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. Albo też raczej nie chciał myśleć, jednak niechciane obrazy same go nachodziły. Obawiał się najgorszego już w chwili, gdy bojowy statek Leona opuścił Long Island. A wraz z nim Annabeth, niekwestionowana przywódczyni obozu.
Wiedział, że teraz ciężar przywództwa spadnie na trójkę najstarszych i doświadczonych półbogów.
Nie było Annabeth. Nie było Percy’ego. Nie było Beckendorfa. Ani Luke’a.
Chejron musiał mieć na kim oprzeć kierowanie Obozem Herosów, zwłaszcza teraz, gdy zbliżała się wojna z Gają. Will ucieszył się, gdy Łowczynie Artemidy postanowiły na pewien czas osiąść w Ósemce. Thalia-mimo buntowniczej nutki i charakterystycznego poczucia humoru- budziła respekt półbogów, więc mimowolnie wszyscy polegali na jej decyzjach.
Córka Zeusa w miarę dobrze dogadywała się także z Clarisse la Rue, która również podjęła się kierownictwa. Chejron od dobrych dwóch miesięcy usiłował przerwać milczenie bogów, więc nie miał zbytnio głowy do prowadzenia zajęć. Clarisse chętnie przejęła arenę szermierczą, z pomocą swojego chłopaka Chrisa szkoliła młodszych herosów. Thalia doglądała raportów napływających z każdej możliwej strony, a także prowadziła obozowe narady. Dopóki w obozie była Annabeth, to ona szkoliła dzieciaki na temat potworów i postępowania w zagrożeniu.
Nawet nie wiedział kiedy ta rola spadła na niego. Jako syn Apolla prowadził szpital polowy. Poza tym lubił się bawić, wariować z najlepszymi kumplami. Często znikał ze swoją gitarą na plażę i śpiewał piosenki. Dbał o siebie pod względem fizycznym i higienicznym, więc dziewczęta lepiły się do niego jak pszczoły do miodu. Często mu mówiły, że ma niezwykle hipnotyzujący głos, zmuszający ludzi do słuchania. On sam nie widział w tym nic specjalnego, po prostu kochał muzykę, nadał nawet imię swojej gitarze, z czego przez tydzień śmiali się Jake i Malcolm. Mimo swojego powodzenia, nigdy tak naprawdę się nie zakochał. No dobra, raz, ale bez wzajemności. Dobrze czuł się w towarzystwie tylko trzech dziewcząt.
Poczuł dużą sympatię do Piper McLean, kiedy wykopała Drew ze stołka grupowego. Lubił ją też za to, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co może osiągnąć dzięki temu, że jest córką Afrodyty. A może i doskonale to wiedziała, ale nie miała zamiaru tego wykorzystywać. Poza tym Piper także udawała się na plażę, by pomyśleć. Kiedyś spędzili miły, przyjacielski wieczór z muzyką w tle, bez żadnych głupich podrywów. Wiedział, że Piper na zabój kocha Jasona, więc nawet nie próbował. Z resztą relacja między nimi była czysto przyjacielska, wręcz poczuł się, jakby droczył się z siostrą.
Thalia Grace była ciężkim przypadkiem. Dobrze czuł się w jej towarzystwie, choć czasami miała swoje zagrywki. Łowczyni miała wybuchowy charakter, łatwo ulegała emocjom. No i była towarzyszką Artemidy, co oznaczało od razu czerwoną kartkę dla podrywania jej. Chociaż musiał przyznać, że z biegiem czasu stała się jeszcze ładniejsza i często się przy niej zawstydzał. Thalia była wrogo nastawiona do wszystkich facetów, oprócz swojego brata Jasona, oczywiście. Jako taką troskę okazywała także Percy’emu, podejrzewał jednak, że tolerowała go, by nie sprawić przykrości Annabeth. Wszyscy wiedzieli, że gdy tylko córka Ateny zostawiała swojego chłopaka i najlepszą przyjaciółkę samych, ci od razu sobie dogryzali. Jednak mimo wszystko śmiało mógł nazwać ich dobrymi przyjaciółmi. Will także miał to (nie)szczęście nazywania się tym mianem. Apollo i Artemida, jako bliźniaki, często współpracowali, co siłą rzeczy robili również Solace i Thalia. Dobrze ją znał, tak jak ona jego.
I to właśnie prowadziło do nieprzyjemnej sytuacji z kolacji.
„Przymknij się, Solace! Pewnie mało cię obchodzi, co się dzieje z Annabeth i Percym! Ucieszyło cię to, hm? Byłeś dość blisko z Annabeth, dopóki nie zjawił się Percy!”
Prawda. Bolesna, ale prawda.
Thalia miała to do siebie, że im bliżej nawiązywała z kimś kontakt, tym szybciej wyjawiała mu szczerą prawdę. Jeśli bardzo mocno na kimś jej zależało, wolała od razu wszystko wyjaśnić, nie bacząc na konsekwencje.
Will nie bez powodu wybrał Malcolma na swojego przyjaciela. Henderson, jako syn Ateny, miał bardzo dobry kontakt z Annabeth, co Willowi było wtedy na rękę. Aż wstyd przyznać, ale wykorzystał towarzystwo Malcolma, by zbliżyć się do szarookiej blondynki. Dobrze się razem bawili, przez dwa lata. A potem…
- Will, niech cię piorun! Co tu robisz tak wcześnie?
Szesnastolatek, pogrążony we własnym świecie, nie usłyszał stukotu kopyt. Odwrócił się zaskoczony, zapominając o napiętym łuku. Wypuszczona strzała ze świstem przecięła powietrze i szybko zmierzała ku Chejronowi.
- Wybacz, Chejronie!- Solace zerwał się do biegu, ale nauczyciel sprawnie opanował sytuację.
- Nic się nie stało, dziecko. Normalne, że jesteś zdenerwowany. Ta misja wypadła tak nagle…Właśnie, powinieneś się dobrze wyspać przed podróżą.- Uniósł brwi i spojrzał na Willa z naganą.
- Nie mogłem spać. Już czas ruszać? Gdzie Reyna i Thalia?
- Wyruszycie po śniadaniu. Poinformowałem Reynę, że dołączycie do niej. Będzie czekać przy samochodzie. Lepiej się przygotuj.
Will pokiwał głową i odłożył łuk na właściwe miejsce. Zamierzał iść pod prysznic i spakować zapasowe ubrania, kiedy zatrzymał go głos Chejrona.
- Will! Pamiętasz o czym zawsze powtarzam? Różnica między wrogiem a przyjacielem wcale nie jest taka wielka. Obu masz blisko, oboje znają twoje mocne i słabe strony.
- Z tą różnicą, że wróg wykorzysta moje mocne strony, by je wyeliminować. Przyjaciel skupi się na tych słabych, by uczynić je mocnymi.
- Właśnie tak. Thalia jest twoją przyjaciółką, nie wrogiem. I mimo, że uderza w twoje słabe punkty, widocznie ma w tym jakiś ukryty cel. Miej to na uwadze, Willu.
Blondyn zamrugał oczami, zaskoczony. Chejron dokładnie odczytał jego myśli. Chciał zapytać, skąd to wie, ale centaur już pobiegł do swojego wcześniejszego celu.
- Koleś jest niesamowity. Albo zdrowo kopnięty.- Mruknął Will i nie chcąc tracić czasu, pobiegł do domku numer siedem.
Po odświeżającej kąpieli złapał swój sportowy plecak i wrzucił do niego zapasowe spodnie i koszulkę, trochę nektaru i ambrozji, bandaże i lekarstwa. Zapakował też portfel z kasą śmiertelników i woreczek złotych drachm. Na siebie ubrał znoszone jeansy, wygodne trampki i koszulę w czarno-białą kratkę. Lubił ją, bo miała sprytną klamrę, by zaczepić łuk i kołczan pełen strzał. Zabrał też kluczyki od Apolla. Zastanawiał się nad tarczą, ale biorąc pod uwagę broń, jaką się posługiwał, Reyna i Thalia walkę wręcz wezmą na siebie, a dla niego zostawią załatwianie potworów z daleka.
Po śniadaniu w milczeniu szedł obok Thalii, która dość wymownie odwracała od niego wzrok. Jakby miała się za co obrażać, przecież to ona go uraziła. W ogóle była dziwnie cicha, nie odezwała się nawet, gdy Chejron ich żegnał i dawał ostatnie wskazówki.
- Bardzo cię proszę, bądź miła dla Reyny. To ona dowodzi, a ja nie chcę zepsuć relacji między Grekami i Rzymianami.
Thalia prychnęła, jakby ta uwaga była poniżej jej godności. Albo też, jakby nie miała zamiaru słuchać się półbogini w śmiesznej todze.
- Mam nadzieję, że nie pójdzie na misję w tym czerwonym prześcieradle.
- Mówisz o cesarskiej purpurze, Grace. Kolor od wieków noszony przez dowódców.- Will skrzywił się na widok Reyny, która wrzucała na tylne siedzenie terenówki swój plecak. Świetnie, już na sam początek Thalia dała ciała.
Oczy Willa rozszerzyły się, gdy w pełni zobaczył rzymską pretor. Miała na sobie trampki, czarne, obcisłe spodnie, bordową koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Swoje długie włosy rozpuściła, a pas ze sztyletem i rozwijaną złotą włócznią opięła w pasie.
- Zdecydowanie nie masz na sobie prześcieradła.- Will puścił oczko Reynie, na co ta się uśmiechnęła. Thalia prychnęła ponownie i władowała się na tył terenówki.
- Pogruchacie sobie w drodze, gołąbeczki. Reyno- uśmiechnęła się sztucznie- podaj mi jakąś reklamówkę. Od tej słodkiej uprzejmości mogę czasem puścić pawia.
Córka Bellony zachowała się profesjonalnie i usiadła za kierownicą. Will usiadł na miejsce obok niej.
- Czyli co? Mamy poszukać Ateny w muzeum? Tak po prostu?
- Wiesz, słyszałam, że dostała niezłego świra. Bez obrazy, tam w górze.- Thalia uniosła oczy ku niebu, jakby oczekiwała gromu ojca za obrazę bogini. Oczywiście Olimp milczał.
- Myślę, że bogini mądrości tak łatwo nie da się złapać, mimo, że faktycznie trochę zdziwaczała. Chejron mówił, że mamy zacząć od Manhattanu.
Reyna, nie zważając na wymianę zdań Greków, ze spokojem włączyła silnik i ruszyła ku drodze. Rzymskie terenówki świetnie nadawały się na długie trasy, dobrze też czuła się za kierownicą.
- Myślisz, że zbzikowana bogini mądrości to dobre połączenie? W takim stanie równie dobrze może uznać za genialne, byśmy skoczyli z mostu albo położyli się na torach.
- Ja bym bardziej skupiła się na nas, a nie na Atenie.- Reyna zerknęła przez lusterko na Thalię. Widząc jej zainteresowanie, podjęła swoją myśl.
- Przepowiednia waszej koleżanki mówi, że to Syn Śpiewaka zlikwiduje boską schizę. Nie mam pojęcia jak, ale to jest nasze zadanie. Nie możemy czekać, aż Atena sama do nas przyjdzie, zaprosi na ciasteczka i zaoferuje boską pomoc.
- No, Solace- Thalia przechyliła się do przodu i wetknęła głowę między Reynę i Willa.- Apollo cię wybrał. Jak zamierzasz zbajerować Atenę?
Przed oczami Willa mignął obraz bogini i jego samego, jak próbuje skłonić ją do działania.
- To chyba nie moja liga. O rany, nie ma mowy, bym podrywał matkę mojego najlepszego kumpla.- Wzdrygnął się, a Reyna usiłowała ukryć uśmiech.- Malcolm mnie zabije. To by było chore. Atena ma…jakieś dwa tysiące lat.
- W takim razie co robimy? Ty dowodzisz.
I Thalia, i Will utkwili wzrok w Reynie, choć ta pierwsza bardziej w sceptycznym geście.
- Wielokrotnie przekonałam się, że słowa mają znaczenie. A już na pewno przepowiednie. Apollo…to nie tylko bóg muzyki, prawda? Patronuje lekarzom i wieszczom. Jednak Rachel nazwała cię Synem Śpiewaka.
- I co z tego?
- To z tego, że położono wyraźny nacisk na muzykę. Moim zdaniem, choć mogę się mylić, Will musi zmusić bogów do wysłuchania muzycznego przekazu, który pozwoli na przełamanie tej dziwnej choroby Olimpijczyków.
Jechali właśnie drogą szybkiego ruchu, kiedy Reyna skierowała się do centrum Nowego Jorku. Dochodziła ósma, ludzie spieszyli się do pracy, a dzieci wychodziły na spacer z psami.
- Powiedzmy, że masz rację- odezwała się Thalia.- Przekaz muzyczny, super. Tylko…co on ma przekazać? Będzie śpiewał o ptaszkach i miłości?
- To już zależy od Willa. To jest jego zadanie.
- Muzeum Historii Naturalnej. Jesteśmy na miejscu.
Czarna terenówka wjechała na prawie pusty parking. Zatrzymali się obok podniszczonego niebieskiego samochodu i wysiedli, zabierając swoje plecaki.
- Chyba dobrze trafiliśmy.- Will wskazał na wielki transparent nad wejściem do muzeum.
MIĘDZYNARODOWY KONKURS MITOLOGII GRECKIEJ I RZYMSKIEJ- NOWA WYSTAWA
OD 1 LIPCA DO 15 LIPCA
- Dobra no to…wchodzimy i szukamy Ateny.
- Tak? Myślałam, że Pana D.
Reyna westchnęła ciężko i ruszyła do muzeum. Will zgromił Thalię wzrokiem, gdy ta wzruszyła ramionami. Po chwili dołączyli do przywódczyni Rzymian i skupili się na zadaniu.
W muzeum kręciło się mnóstwo ludzi, mimo wczesnej pory. Przeważały wycieczki szkolne, więc łatwo wtopili się w tłum. Nic nie przyciągnęło ich uwagi, dopóki Thalia i Will nie skierowali się do sklepiku z pamiątkami. Facet sprzedający w kiosku nie spuszczał ich z oka, przy czym bezczelnie szczerzył żółte kły.  Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, Thalia zatrzymała się raptownie. Doskonale znała te oczy. Jedno niebieskie, drugie brązowe. Miała wrażenie, że odbija się w nich ten przeklęty klif.
- Cierniak.
- Co?-Will spojrzał na nią dziwnie.
- Cierniak, dyrektor wojskowej szkoły.
- O czym ty gadasz, na Hadesa?
Łowczyni zupełnie go zignorowała, a jej ręka powędrowała do kieszeni kurtki. Pewnie miała tam swoją włócznię. Szybko obejrzała się za Reyną, ale jej nigdzie nie było.
- Chwila.- Już chciała wyciągnąć broń, kiedy Will złapał ją mocno za nadgarstek.- Co to za jeden? I dlaczego chcesz go zabić?
- To Mantikora, ta sama co porwała Annabeth! Założę się, że teraz jest przydupasem Gai.
Okej…dobra. Mantikora to niezłe paskudztwo. Potwór miał ostre pazury, łapy jak u jakiegoś kosmicznego gada i ogon. Wielki ogon zakończony ostrymi kolcami, do tego trującymi. Willa zawsze zadziwiało to, jak potwory umiały maskować się Mgłą. Koleś w kiosku z pamiątkami wyglądał ohydnie, ale ciągle przypominał normalnego śmiertelnika, takiego łysego z żółtymi zębami i za dużym brzuchem.
- Co chcesz zrobić? I gdzie jest Reyna?
- Tam- Thalia kiwnęła głową ku górze. Will uniósł wzrok i przeczesał ruchome schody, aż dotarł do znajomej postaci w skórzanej kurtce. Reyna widocznie coś znalazła, bo kiwnęła do niego i z niezwykłą dyskrecją zakradła się do prywatnego pomieszczenia kustosza muzeum. – Niech robi swoje. Poradzimy sobie z Cierniakiem, Solace.
Łowczyni pozornie na luzie ruszyła do sklepu z pamiątkami.
- Zhnowu ty!- warknął łysy łeb z charakterystycznym francuskim akcentem.
- Jesteś niemiły dla klientów. Chyba naskarżę na ciebie twojemu szefowi.
- Moja szefowa was dorwie!
- Taaaa…ostatnio też tak mówiłeś, dyrektorku. Nie dość, że zgarnęłam ci sprzed nosa rodzeństwo di Angelo, to twój szef wącha kwiatki od spodu.
- Arrrrh- zdenerwowana Mantikora obnażyła kły, strasząc tym samym małego chłopca, który uciekł z płaczem.
- Naprawdę jesteś niemiły. Tak swoją drogą, kto w ogóle zatrudnia takie paskudztwo?
- Uważaj, dzhiecinko. Pani Gaja wie o waszej misji. Dhlatego ja tu jestem.
- Oh…zaprosisz nas na ciastko i powspominamy stare czasy?
- Nie! Powyhrywam wam nogi z…..tak! Nie znajdziecie Ateny. Nie pomoże wam nawet ten staruch Demedokos! Ani wasza rzymska koleżanka- zaśmiał się ohydnie.
Późniejsze wydarzenia Will pamiętał jako przebłyski. Cierniak rzucił się w ich stronę, celując trującym ogonem w córkę Zeusa. Usłyszał bojowy okrzyk Reyny, gdy zaatakował ją na górze ochroniarz w ciemnych okularach. Sam jakoś instynktownie uskoczył w bok, zwinnie okręcając się wokół jednego z wystawowych szkieletów.
- Thalia!- krzyknął, gdy Cierniak w końcu drasnął ją pazurami i rozdarł bluzę.
- To moja ulubiona bluza, ty pasztecie! A masz, Meduza cię pozdrawia!- błyskawicznym gestem uderzyła w swoją bransoletkę, a Egida rozwinęła się, uderzając Mantikorę w głowę.
- Auuu!- Cierniak zawył, a Will wyszkolonym ruchem nałożył strzałę na cięciwę i wystrzelił, korzystając z zamieszania. Jeden pocisk wbił się w rękę potwora, drugą instynktownie posłał do góry, gdzie słyszał waleczne warknięcie Reyny.
Strzała bezbłędnie wymierzona przez blondyna, trafiła ochroniarza w ramię, przez co wypuścił gumową pałkę policyjną. Reyna dokończyła dzieła i znokautowała napastnika dwoma ciosami. Will z podziwem zauważył nieznaną, płynną technikę Rzymianki.
- Będę musiał ją zapytać co to było.-Mruknął, a potem krzyknął głośniej, machając do Reyny i wskazując demolkę zrobioną przez Thalię i Mantikorę. Córka Bellony szybko ogarnęła panikujący tłum i…przeskoczyła przez balustradę, lądując zgrabnie na szklanym zadaszeniu ruchomych schodów. W następnej chwili już biegła w jego stronę, gdy niczym po zjeżdżalni zjechała ze schodów. W międzyczasie wyciągnęła sztylet zza pasa i celując w szarżującego Cierniaka wypuściła go z ręki.
Nóż o centymetry minął głowę atakującej Thalii, jednak Łowczyni zdążyła się przekręcić na plecy. Nie tracąc czasu mocno wyrzuciła nogi w przód, kopiąc potwora w brzuch. Cierniak wylądował z powrotem w swoim kiosku.
- Żegnam uprzejmie i do zobaczenia…nigdy!
Will dla bezpieczeństwa wystrzelił trzy strzały, gdy wszyscy troje uciekali z muzeum. Podczas, gdy oni pchali się do wyjścia, Mantikora, jeszcze bardziej wściekła, ruszyła za nimi w pogoń. Tym razem trzymała w ręce pamiątkową kuszę z napisem MUZEUM HISTORII NATURALNEJ.
- Mam dziwne wrażenie, że Cierniak zaraz załatwi nas greckim ogniem. Szybciej!
Kiedy pierwsza fiolka z ogniem wystrzeliła z kuszy, herosi już gnali schodami na parking. Ominęli płonące krzaki i jeszcze szybciej ruszyli w stronę czarnej terenówki. Cierniak darł się w niebogłosy, coraz bardziej się do nich zbliżając.
- Will! Zrób coś, by go zatrzymać!
Oczy blondyna spoczęły na dużym drzewie, tuż obok ich terenówki.
- Macie linę?
Wiedział już jak to się skończy, jednak i tak nałożył strzałę na cięciwę. Reyna wygrzebała z plecaka lniany sznur i przyczepiła go do strzały.
- No, dawaj. Przynajmniej przeżyjemy.- Spojrzała na Willa, gdy ten się zawahał. Chłopak ciężko przełknął ślinę, ale uniósł łuk i wycelował.
Cała trójka zatrzymała się po przeciwnej stronie parkingu, gdy strzała wbiła się w pień drzewa. Rozpędzony Cierniak gnał ku nim, więc nie zauważył niebezpieczeństwa. Naciągnięta lniana lina podcięła mu nogi, tak, że runął bezwładnie. Widowiskowo przeturlał się po trawniku, aż z impetem uderzył w rzymską terenówkę.
Huk był potężny, gdy wypuszczone fiolki z greckim ogniem dokonały zniszczenia. Ogień strawił wrzeszczącego Cierniaka, a także samochód Reyny i pozostałe auta na parkingu.
Herosi, ukryci za krzakami, w końcu podnieśli się na nogi.
- No…Cierniaka mamy z głowy.- Odezwała się Thalia.
- I nasz transport też.- Mruknął posępnie Will.
Wszyscy westchnęli bezradnie i już mieli ruszać, kiedy ich uwagę  zwrócił nowy głos, dochodzący z tyłu.
- Podejrzewam, że tak jak ja nie macie ubezpieczenia na auto w razie ataku szarżującego potwora?

Karmel przedstawia nowy rozdział :D Co wy na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz