Regularne odgłosy dochodzące z obozowej strzelnicy dawały do
zrozumienia, że jeden z półbogów wziął się za trening. Nie byłoby w tym nic
niepokojącego, gdyby nie spojrzało się na zegarek.
Dochodziła czwarta nad ranem.
Niemal wszyscy obozowicze przewracali się właśnie na drugi
bok, otuleni ciepłym kocem. Słońce powoli wstawało na niebie, by oznajmić
początek drugiego dnia lipca. Pegazy spacerowały luzem w obrębie stajni. Dzieci
Afrodyty wstawały o szóstej, by zagonić je do boksów i nakarmić chrupiącymi
jabłkami i zieloną trawą. Zwykle to było oznaką obozu budzącego się do życia,
jednak blondwłosy szesnastolatek w pomarańczowej koszulce raz za razem
wypuszczał strzały ze swojego łuku, powodując owe regularne dudnienie, gdy
pociski dosięgały celu.
Will starał się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. Albo
też raczej nie chciał myśleć, jednak niechciane obrazy same go nachodziły.
Obawiał się najgorszego już w chwili, gdy bojowy statek Leona opuścił Long
Island. A wraz z nim Annabeth, niekwestionowana przywódczyni obozu.
Wiedział, że teraz ciężar przywództwa spadnie na trójkę
najstarszych i doświadczonych półbogów.
Nie było Annabeth. Nie było Percy’ego. Nie było Beckendorfa.
Ani Luke’a.
Chejron musiał mieć na kim oprzeć kierowanie Obozem Herosów,
zwłaszcza teraz, gdy zbliżała się wojna z Gają. Will ucieszył się, gdy
Łowczynie Artemidy postanowiły na pewien czas osiąść w Ósemce. Thalia-mimo
buntowniczej nutki i charakterystycznego poczucia humoru- budziła respekt
półbogów, więc mimowolnie wszyscy polegali na jej decyzjach.
Córka Zeusa w miarę dobrze dogadywała się także z Clarisse
la Rue, która również podjęła się kierownictwa. Chejron od dobrych dwóch
miesięcy usiłował przerwać milczenie bogów, więc nie miał zbytnio głowy do
prowadzenia zajęć. Clarisse chętnie przejęła arenę szermierczą, z pomocą
swojego chłopaka Chrisa szkoliła młodszych herosów. Thalia doglądała raportów
napływających z każdej możliwej strony, a także prowadziła obozowe narady. Dopóki
w obozie była Annabeth, to ona szkoliła dzieciaki na temat potworów i
postępowania w zagrożeniu.
Nawet nie wiedział kiedy ta rola spadła na niego. Jako syn
Apolla prowadził szpital polowy. Poza tym lubił się bawić, wariować z
najlepszymi kumplami. Często znikał ze swoją gitarą na plażę i śpiewał
piosenki. Dbał o siebie pod względem fizycznym i higienicznym, więc dziewczęta
lepiły się do niego jak pszczoły do miodu. Często mu mówiły, że ma niezwykle
hipnotyzujący głos, zmuszający ludzi do słuchania. On sam nie widział w tym nic
specjalnego, po prostu kochał muzykę, nadał nawet imię swojej gitarze, z czego
przez tydzień śmiali się Jake i Malcolm. Mimo swojego powodzenia, nigdy tak
naprawdę się nie zakochał. No dobra, raz, ale bez wzajemności. Dobrze czuł się
w towarzystwie tylko trzech dziewcząt.
Poczuł dużą sympatię do Piper McLean, kiedy wykopała Drew ze
stołka grupowego. Lubił ją też za to, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co
może osiągnąć dzięki temu, że jest córką Afrodyty. A może i doskonale to
wiedziała, ale nie miała zamiaru tego wykorzystywać. Poza tym Piper także
udawała się na plażę, by pomyśleć. Kiedyś spędzili miły, przyjacielski wieczór
z muzyką w tle, bez żadnych głupich podrywów. Wiedział, że Piper na zabój kocha
Jasona, więc nawet nie próbował. Z resztą relacja między nimi była czysto
przyjacielska, wręcz poczuł się, jakby droczył się z siostrą.
Thalia Grace była ciężkim przypadkiem. Dobrze czuł się w jej
towarzystwie, choć czasami miała swoje zagrywki. Łowczyni miała wybuchowy
charakter, łatwo ulegała emocjom. No i była towarzyszką Artemidy, co oznaczało
od razu czerwoną kartkę dla podrywania jej. Chociaż musiał przyznać, że z
biegiem czasu stała się jeszcze ładniejsza i często się przy niej zawstydzał.
Thalia była wrogo nastawiona do wszystkich facetów, oprócz swojego brata
Jasona, oczywiście. Jako taką troskę okazywała także Percy’emu, podejrzewał
jednak, że tolerowała go, by nie sprawić przykrości Annabeth. Wszyscy
wiedzieli, że gdy tylko córka Ateny zostawiała swojego chłopaka i najlepszą
przyjaciółkę samych, ci od razu sobie dogryzali. Jednak mimo wszystko śmiało
mógł nazwać ich dobrymi przyjaciółmi. Will także miał to (nie)szczęście
nazywania się tym mianem. Apollo i Artemida, jako bliźniaki, często
współpracowali, co siłą rzeczy robili również Solace i Thalia. Dobrze ją znał,
tak jak ona jego.
I to właśnie prowadziło do nieprzyjemnej sytuacji z kolacji.
„Przymknij się,
Solace! Pewnie mało cię obchodzi, co się dzieje z Annabeth i Percym! Ucieszyło
cię to, hm? Byłeś dość blisko z Annabeth, dopóki nie zjawił się Percy!”
Prawda. Bolesna, ale prawda.
Thalia miała to do siebie, że im bliżej nawiązywała z kimś
kontakt, tym szybciej wyjawiała mu szczerą prawdę. Jeśli bardzo mocno na kimś
jej zależało, wolała od razu wszystko wyjaśnić, nie bacząc na konsekwencje.
Will nie bez powodu wybrał Malcolma na swojego przyjaciela. Henderson,
jako syn Ateny, miał bardzo dobry kontakt z Annabeth, co Willowi było wtedy na
rękę. Aż wstyd przyznać, ale wykorzystał towarzystwo Malcolma, by zbliżyć się do
szarookiej blondynki. Dobrze się razem bawili, przez dwa lata. A potem…
- Will, niech cię piorun! Co tu robisz tak wcześnie?
Szesnastolatek, pogrążony we własnym świecie, nie usłyszał
stukotu kopyt. Odwrócił się zaskoczony, zapominając o napiętym łuku. Wypuszczona
strzała ze świstem przecięła powietrze i szybko zmierzała ku Chejronowi.
- Wybacz, Chejronie!- Solace zerwał się do biegu, ale
nauczyciel sprawnie opanował sytuację.
- Nic się nie stało, dziecko. Normalne, że jesteś
zdenerwowany. Ta misja wypadła tak nagle…Właśnie, powinieneś się dobrze wyspać
przed podróżą.- Uniósł brwi i spojrzał na Willa z naganą.
- Nie mogłem spać. Już czas ruszać? Gdzie Reyna i Thalia?
- Wyruszycie po śniadaniu. Poinformowałem Reynę, że
dołączycie do niej. Będzie czekać przy samochodzie. Lepiej się przygotuj.
Will pokiwał głową i odłożył łuk na właściwe miejsce.
Zamierzał iść pod prysznic i spakować zapasowe ubrania, kiedy zatrzymał go głos
Chejrona.
- Will! Pamiętasz o czym zawsze powtarzam? Różnica między
wrogiem a przyjacielem wcale nie jest taka wielka. Obu masz blisko, oboje znają
twoje mocne i słabe strony.
- Z tą różnicą, że wróg wykorzysta moje mocne strony, by je
wyeliminować. Przyjaciel skupi się na tych słabych, by uczynić je mocnymi.
- Właśnie tak. Thalia jest twoją przyjaciółką, nie wrogiem.
I mimo, że uderza w twoje słabe punkty, widocznie ma w tym jakiś ukryty cel.
Miej to na uwadze, Willu.
Blondyn zamrugał oczami, zaskoczony. Chejron dokładnie
odczytał jego myśli. Chciał zapytać, skąd to wie, ale centaur już pobiegł do
swojego wcześniejszego celu.
- Koleś jest niesamowity. Albo zdrowo kopnięty.- Mruknął
Will i nie chcąc tracić czasu, pobiegł do domku numer siedem.
Po odświeżającej kąpieli złapał swój sportowy plecak i
wrzucił do niego zapasowe spodnie i koszulkę, trochę nektaru i ambrozji,
bandaże i lekarstwa. Zapakował też portfel z kasą śmiertelników i woreczek
złotych drachm. Na siebie ubrał znoszone jeansy, wygodne trampki i koszulę w
czarno-białą kratkę. Lubił ją, bo miała sprytną klamrę, by zaczepić łuk i
kołczan pełen strzał. Zabrał też kluczyki od Apolla. Zastanawiał się nad
tarczą, ale biorąc pod uwagę broń, jaką się posługiwał, Reyna i Thalia walkę
wręcz wezmą na siebie, a dla niego zostawią załatwianie potworów z daleka.
Po śniadaniu w milczeniu szedł obok Thalii, która dość
wymownie odwracała od niego wzrok. Jakby miała się za co obrażać, przecież to
ona go uraziła. W ogóle była dziwnie cicha, nie odezwała się nawet, gdy Chejron
ich żegnał i dawał ostatnie wskazówki.
- Bardzo cię proszę, bądź miła dla Reyny. To ona dowodzi, a
ja nie chcę zepsuć relacji między Grekami i Rzymianami.
Thalia prychnęła, jakby ta uwaga była poniżej jej godności.
Albo też, jakby nie miała zamiaru słuchać się półbogini w śmiesznej todze.
- Mam nadzieję, że nie pójdzie na misję w tym czerwonym
prześcieradle.
- Mówisz o cesarskiej purpurze, Grace. Kolor od wieków
noszony przez dowódców.- Will skrzywił się na widok Reyny, która wrzucała na
tylne siedzenie terenówki swój plecak. Świetnie, już na sam początek Thalia
dała ciała.
Oczy Willa rozszerzyły się, gdy w pełni zobaczył rzymską
pretor. Miała na sobie trampki, czarne, obcisłe spodnie, bordową koszulkę i
czarną skórzaną kurtkę. Swoje długie włosy rozpuściła, a pas ze sztyletem i
rozwijaną złotą włócznią opięła w pasie.
- Zdecydowanie nie masz na sobie prześcieradła.- Will puścił
oczko Reynie, na co ta się uśmiechnęła. Thalia prychnęła ponownie i władowała
się na tył terenówki.
- Pogruchacie sobie w drodze, gołąbeczki. Reyno- uśmiechnęła
się sztucznie- podaj mi jakąś reklamówkę. Od tej słodkiej uprzejmości mogę
czasem puścić pawia.
Córka Bellony zachowała się profesjonalnie i usiadła za
kierownicą. Will usiadł na miejsce obok niej.
- Czyli co? Mamy poszukać Ateny w muzeum? Tak po prostu?
- Wiesz, słyszałam, że dostała niezłego świra. Bez obrazy,
tam w górze.- Thalia uniosła oczy ku niebu, jakby oczekiwała gromu ojca za
obrazę bogini. Oczywiście Olimp milczał.
- Myślę, że bogini mądrości tak łatwo nie da się złapać,
mimo, że faktycznie trochę zdziwaczała. Chejron mówił, że mamy zacząć od
Manhattanu.
Reyna, nie zważając na wymianę zdań Greków, ze spokojem
włączyła silnik i ruszyła ku drodze. Rzymskie terenówki świetnie nadawały się
na długie trasy, dobrze też czuła się za kierownicą.
- Myślisz, że zbzikowana bogini mądrości to dobre
połączenie? W takim stanie równie dobrze może uznać za genialne, byśmy skoczyli
z mostu albo położyli się na torach.
- Ja bym bardziej skupiła się na nas, a nie na Atenie.-
Reyna zerknęła przez lusterko na Thalię. Widząc jej zainteresowanie, podjęła
swoją myśl.
- Przepowiednia waszej koleżanki mówi, że to Syn Śpiewaka
zlikwiduje boską schizę. Nie mam pojęcia jak, ale to jest nasze zadanie. Nie
możemy czekać, aż Atena sama do nas przyjdzie, zaprosi na ciasteczka i zaoferuje
boską pomoc.
- No, Solace- Thalia przechyliła się do przodu i wetknęła
głowę między Reynę i Willa.- Apollo cię wybrał. Jak zamierzasz zbajerować
Atenę?
Przed oczami Willa mignął obraz bogini i jego samego, jak
próbuje skłonić ją do działania.
- To chyba nie moja liga. O rany, nie ma mowy, bym podrywał
matkę mojego najlepszego kumpla.- Wzdrygnął się, a Reyna usiłowała ukryć
uśmiech.- Malcolm mnie zabije. To by było chore. Atena ma…jakieś dwa tysiące
lat.
- W takim razie co robimy? Ty dowodzisz.
I Thalia, i Will utkwili wzrok w Reynie, choć ta pierwsza
bardziej w sceptycznym geście.
- Wielokrotnie przekonałam się, że słowa mają znaczenie. A
już na pewno przepowiednie. Apollo…to nie tylko bóg muzyki, prawda? Patronuje
lekarzom i wieszczom. Jednak Rachel nazwała cię Synem Śpiewaka.
- I co z tego?
- To z tego, że położono wyraźny nacisk na muzykę. Moim
zdaniem, choć mogę się mylić, Will musi zmusić bogów do wysłuchania muzycznego
przekazu, który pozwoli na przełamanie tej dziwnej choroby Olimpijczyków.
Jechali właśnie drogą szybkiego ruchu, kiedy Reyna
skierowała się do centrum Nowego Jorku. Dochodziła ósma, ludzie spieszyli się
do pracy, a dzieci wychodziły na spacer z psami.
- Powiedzmy, że masz rację- odezwała się Thalia.- Przekaz
muzyczny, super. Tylko…co on ma przekazać? Będzie śpiewał o ptaszkach i
miłości?
- To już zależy od Willa. To jest jego zadanie.
- Muzeum Historii Naturalnej. Jesteśmy na miejscu.
Czarna terenówka wjechała na prawie pusty parking.
Zatrzymali się obok podniszczonego niebieskiego samochodu i wysiedli,
zabierając swoje plecaki.
- Chyba dobrze trafiliśmy.- Will wskazał na wielki
transparent nad wejściem do muzeum.
MIĘDZYNARODOWY
KONKURS MITOLOGII GRECKIEJ I RZYMSKIEJ- NOWA WYSTAWA
OD 1 LIPCA DO 15
LIPCA
- Dobra no to…wchodzimy i szukamy Ateny.
- Tak? Myślałam, że Pana D.
Reyna westchnęła ciężko i ruszyła do muzeum. Will zgromił
Thalię wzrokiem, gdy ta wzruszyła ramionami. Po chwili dołączyli do przywódczyni
Rzymian i skupili się na zadaniu.
W muzeum kręciło się mnóstwo ludzi, mimo wczesnej pory.
Przeważały wycieczki szkolne, więc łatwo wtopili się w tłum. Nic nie
przyciągnęło ich uwagi, dopóki Thalia i Will nie skierowali się do sklepiku z
pamiątkami. Facet sprzedający w kiosku nie spuszczał ich z oka, przy czym
bezczelnie szczerzył żółte kły. Gdy
tylko ich spojrzenia się spotkały, Thalia zatrzymała się raptownie. Doskonale
znała te oczy. Jedno niebieskie, drugie brązowe. Miała wrażenie, że odbija się
w nich ten przeklęty klif.
- Cierniak.
- Co?-Will spojrzał na nią dziwnie.
- Cierniak, dyrektor wojskowej szkoły.
- O czym ty gadasz, na Hadesa?
Łowczyni zupełnie go zignorowała, a jej ręka powędrowała do
kieszeni kurtki. Pewnie miała tam swoją włócznię. Szybko obejrzała się za
Reyną, ale jej nigdzie nie było.
- Chwila.- Już chciała wyciągnąć broń, kiedy Will złapał ją
mocno za nadgarstek.- Co to za jeden? I dlaczego chcesz go zabić?
- To Mantikora, ta sama co porwała Annabeth! Założę się, że
teraz jest przydupasem Gai.
Okej…dobra. Mantikora to niezłe paskudztwo. Potwór miał
ostre pazury, łapy jak u jakiegoś kosmicznego gada i ogon. Wielki ogon
zakończony ostrymi kolcami, do tego trującymi. Willa zawsze zadziwiało to, jak
potwory umiały maskować się Mgłą. Koleś w kiosku z pamiątkami wyglądał ohydnie,
ale ciągle przypominał normalnego śmiertelnika, takiego łysego z żółtymi zębami
i za dużym brzuchem.
- Co chcesz zrobić? I gdzie jest Reyna?
- Tam- Thalia kiwnęła głową ku górze. Will uniósł wzrok i
przeczesał ruchome schody, aż dotarł do znajomej postaci w skórzanej kurtce.
Reyna widocznie coś znalazła, bo kiwnęła do niego i z niezwykłą dyskrecją
zakradła się do prywatnego pomieszczenia kustosza muzeum. – Niech robi swoje.
Poradzimy sobie z Cierniakiem, Solace.
Łowczyni pozornie na luzie ruszyła do sklepu z pamiątkami.
- Zhnowu ty!- warknął łysy łeb z charakterystycznym
francuskim akcentem.
- Jesteś niemiły dla klientów. Chyba naskarżę na ciebie
twojemu szefowi.
- Moja szefowa was dorwie!
- Taaaa…ostatnio też tak mówiłeś, dyrektorku. Nie dość, że
zgarnęłam ci sprzed nosa rodzeństwo di Angelo, to twój szef wącha kwiatki od
spodu.
- Arrrrh- zdenerwowana Mantikora obnażyła kły, strasząc tym
samym małego chłopca, który uciekł z płaczem.
- Naprawdę jesteś niemiły. Tak swoją drogą, kto w ogóle
zatrudnia takie paskudztwo?
- Uważaj, dzhiecinko. Pani Gaja wie o waszej misji. Dhlatego
ja tu jestem.
- Oh…zaprosisz nas na ciastko i powspominamy stare czasy?
- Nie! Powyhrywam wam nogi z…..tak! Nie znajdziecie Ateny.
Nie pomoże wam nawet ten staruch Demedokos! Ani wasza rzymska koleżanka-
zaśmiał się ohydnie.
Późniejsze wydarzenia Will pamiętał jako przebłyski.
Cierniak rzucił się w ich stronę, celując trującym ogonem w córkę Zeusa.
Usłyszał bojowy okrzyk Reyny, gdy zaatakował ją na górze ochroniarz w ciemnych
okularach. Sam jakoś instynktownie uskoczył w bok, zwinnie okręcając się wokół
jednego z wystawowych szkieletów.
- Thalia!- krzyknął, gdy Cierniak w końcu drasnął ją pazurami
i rozdarł bluzę.
- To moja ulubiona bluza, ty pasztecie! A masz, Meduza cię
pozdrawia!- błyskawicznym gestem uderzyła w swoją bransoletkę, a Egida
rozwinęła się, uderzając Mantikorę w głowę.
- Auuu!- Cierniak zawył, a Will wyszkolonym ruchem nałożył
strzałę na cięciwę i wystrzelił, korzystając z zamieszania. Jeden pocisk wbił
się w rękę potwora, drugą instynktownie posłał do góry, gdzie słyszał waleczne
warknięcie Reyny.
Strzała bezbłędnie wymierzona przez blondyna, trafiła
ochroniarza w ramię, przez co wypuścił gumową pałkę policyjną. Reyna dokończyła
dzieła i znokautowała napastnika dwoma ciosami. Will z podziwem zauważył
nieznaną, płynną technikę Rzymianki.
- Będę musiał ją zapytać co to było.-Mruknął, a potem
krzyknął głośniej, machając do Reyny i wskazując demolkę zrobioną przez Thalię
i Mantikorę. Córka Bellony szybko ogarnęła panikujący tłum i…przeskoczyła przez
balustradę, lądując zgrabnie na szklanym zadaszeniu ruchomych schodów. W
następnej chwili już biegła w jego stronę, gdy niczym po zjeżdżalni zjechała ze
schodów. W międzyczasie wyciągnęła sztylet zza pasa i celując w szarżującego
Cierniaka wypuściła go z ręki.
Nóż o centymetry minął głowę atakującej Thalii, jednak
Łowczyni zdążyła się przekręcić na plecy. Nie tracąc czasu mocno wyrzuciła nogi
w przód, kopiąc potwora w brzuch. Cierniak wylądował z powrotem w swoim kiosku.
- Żegnam uprzejmie i do zobaczenia…nigdy!
Will dla bezpieczeństwa wystrzelił trzy strzały, gdy wszyscy
troje uciekali z muzeum. Podczas, gdy oni pchali się do wyjścia, Mantikora,
jeszcze bardziej wściekła, ruszyła za nimi w pogoń. Tym razem trzymała w ręce
pamiątkową kuszę z napisem MUZEUM HISTORII NATURALNEJ.
- Mam dziwne wrażenie, że Cierniak zaraz załatwi nas greckim
ogniem. Szybciej!
Kiedy pierwsza fiolka z ogniem wystrzeliła z kuszy, herosi
już gnali schodami na parking. Ominęli płonące krzaki i jeszcze szybciej
ruszyli w stronę czarnej terenówki. Cierniak darł się w niebogłosy, coraz
bardziej się do nich zbliżając.
- Will! Zrób coś, by go zatrzymać!
Oczy blondyna spoczęły na dużym drzewie, tuż obok ich
terenówki.
- Macie linę?
Wiedział już jak to się skończy, jednak i tak nałożył
strzałę na cięciwę. Reyna wygrzebała z plecaka lniany sznur i przyczepiła go do
strzały.
- No, dawaj. Przynajmniej przeżyjemy.- Spojrzała na Willa,
gdy ten się zawahał. Chłopak ciężko przełknął ślinę, ale uniósł łuk i
wycelował.
Cała trójka zatrzymała się po przeciwnej stronie parkingu,
gdy strzała wbiła się w pień drzewa. Rozpędzony Cierniak gnał ku nim, więc nie
zauważył niebezpieczeństwa. Naciągnięta lniana lina podcięła mu nogi, tak, że
runął bezwładnie. Widowiskowo przeturlał się po trawniku, aż z impetem uderzył
w rzymską terenówkę.
Huk był potężny, gdy wypuszczone fiolki z greckim ogniem
dokonały zniszczenia. Ogień strawił wrzeszczącego Cierniaka, a także samochód
Reyny i pozostałe auta na parkingu.
Herosi, ukryci za krzakami, w końcu podnieśli się na nogi.
- No…Cierniaka mamy z głowy.- Odezwała się Thalia.
- I nasz transport też.- Mruknął posępnie Will.
Wszyscy westchnęli bezradnie i już mieli ruszać, kiedy ich
uwagę zwrócił nowy głos, dochodzący z
tyłu.
- Podejrzewam, że tak jak ja nie macie ubezpieczenia na auto
w razie ataku szarżującego potwora?
Karmel przedstawia nowy rozdział :D Co wy na to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz