piątek, 13 czerwca 2014

7. Świrnięty Brad bawi się w chowanego



To chyba nie był sen. To nie była pokręcona wizja.
Kiedy Annabeth otworzyła oczy, miała do wyboru dwa wyjścia: krzyknąć albo roześmiać się. Otaczająca ją mgła wreszcie opadła, teraz mogła się skupić. Nie potrzebowała dużo czasu, by zrozumieć, że to nie jest zwykły sen. Westchnęła ciężko. Nie żeby czegoś oczekiwała, ale od trzech miesięcy nie mogła się porządnie wyspać. Najpierw zniknięcie i poszukiwania Percy’ego, potem misja Jasona i budowa Argo II w Obozie Herosów, w końcu Znak Ateny i Tartar. No a teraz w dodatku czekała ją rozmowa z Hadesem, Panem Podziemia.
Super, po prostu świetnie.
- Annabeth Chase. Od dawna cię szukam.
O rany. Dobra, to nie są słowa, które chciała usłyszeć. W ogóle Hades nie był bogiem, z którym chciałaby uciąć sobie pogawędkę przy herbatce. No bo co może być dobrego w tym, że szuka cię władca Krainy Umarłych? Przez chwilę miała nadzieję, że jakimś boskim sposobem Hades wyciągnie ich z mrocznej otchłani Tartaru, ale ta iskierka szybko wyparowała. Bóg nie był skłonny pomóc własnemu synowi. Nico musiał się bardzo postarać, a ona i Percy….no cóż, nie byli ulubieńcami Pana Zmarłych.
To był powód do krzyku. Jednak wbrew pozorom usilnie próbowała się nie zaśmiać.
Hades wyglądał co najmniej dziwnie. Miał na sobie brązowe, wąskie spodnie, podziurawione w kilku miejscach. Wysokie, skórzane buty kończyły się tuż pod kolanami, jakby bóg musiał przedzierać się przez wielką, śmierdzącą…stajnię Augiasza? Koszulka również wyrażała jego osobowość. Czarny t-shirt ze srebrną pacyfą i szkieletem trzymającym zdewastowaną tabliczkę z napisem: ŚMIERĆ CZY MĘKA? WYBIERAJ. Całości dopełniała o trzy rozmiary za duża skórzana kurtka na motor i bandana przewiązana przez długie, czarne włosy. Poważna mina przywodziła na myśl depresję gangstera.
Annabeth zacisnęła wargi, powstrzymując uśmiech. Zdawała sobie sprawę, że teraz to ona powinna coś powiedzieć. Pomyślała przez chwilę. Hades robił się na złego boga, więc odzywka musi być zła.
- Cześć.- Odchrząknęła wreszcie.- Bardzo….hmm…Bardzo ładna kurtka. Zwinąłeś ją Aresowi?
Tak jak oczekiwała, oczy Hadesa zapłonęły żywym ogniem, ale zerknął na kurtkę i roześmiał się głośno. To był taki dźwięk, który przenikał do szpiku kości i powodował drżenie serca niejednego herosa.
- A niech cię, dziewczyno. Masz ikrę. Może Hera wykonała dobry ruch, wybierając właśnie ciebie na…ekhem. Dlaczego uważasz, że to kurtka Aresa?
Córka Ateny uniosła brwi i spojrzała na niego uważnie. Hades mówił coś o Herze, że wybrała ją, Annabeth. Tylko czego mogła chcieć od niej bogini? Wszyscy wiedzieli, że Annabeth nie była wielką fanką Hery, ten spór odbił się echem nawet na Olimpie. Uznała, że nie powinna naciskać, i tak dowie się w swoim czasie.
- Tylko Ares ma takie rozmiary- rozłożyła szerzej ręce, by pokazać szerokie bary boga wojny.- No dobra, może jeszcze Hefajstos, ale motory i skóra to nie w jego stylu.
Tak naprawdę na lewym ramieniu widniało logo czerwonego dzika i równie ognisty napis ARES NAJLEPSZY BÓG OLIMPU, ale wolała nie mówić o tym Hadesowi. Skoro pofatygował się osobiście z nią porozmawiać, nie powinna robić z niego głupka. Pojawił się w Tartarze, więc sprawa musiała być wyjątkowo ważna. Kiedy tak na niego patrzyła, marszcząc brwi w zamyśleniu, zauważyła coś jeszcze. I to wcale nie była plama po sosie pomidorowym na kurtce Aresa. Chociaż…może to szminka Afrodyty?
- Panie Hadesie….lśnisz.
- Jasne, że lśnię! Jestem bogiem. Kiedyś byłem najprzystojniejszym Olimpijczykiem, ale oczywiście Zeus mi zazdrościł i zrobił sobie Apolla. Zadufany w sobie szczyl. Och, jestem poetą, ale ze mnie ciacho, zagrać ci coś, mała?- Annabeth obawiała się, że w tej chwili gapi się na Hadesa, a jej szczęka kula się po Tartarze. Pan Zmarłych przedrzeźniający młodego boga muzyki to szokujący widok, zapadający głęboko w pamięć. Podejrzewała, że gdy tylko spotka Apolla, dostanie histerycznego napadu śmiechu. Choć musiała przyznać rację Hadesowi, że Apollo zdecydowanie popada w samouwielbienie.
Nie za bardzo wiedziała jak na to zareagować.
- Nie, naprawdę lśnisz. Świecisz się, cały.
- Ach…o to ci chodzi. Objawiłem ci się we śnie, panienko. Nie kontroluję Tartaru, więc nie mogę zjawić się osobiście, by was uratować. Powiedzmy, że jestem…Jak wy to teraz nazywacie? O, prezentacją multimedialną.
- Raczej projekcją holograficzną- poprawiła go dyskretnie, z uśmiechem przyklejonym na ustach.
- O, właśnie!- Hades klasnął w dłonie i usiadł na pobliskiej skale. Gestem pokazał, by zrobiła to samo.- Nie mamy dużo czasu, córko Ateny. Twój chłoptaś niedługo cię obudzi. Sam nie poradzi sobie z potworami.
- Jakimi potworami?- zapytała, przełykając ciężko ślinę.
- Wszystkimi. No wiesz, to Tartar. Lądują tutaj wszystkie zabite zgrozy naszego świata. Nawiasem mówiąc, macie przechlapane. Czyhają na was wszelkie paskudztwa, które ty i mój bratanek pokonaliście. Trochę tego było, muszę to przyznać.
- Przecież nie wszystkie potwory się odrodziły.
- Tak, a niektóre już wydostały się na zewnątrz. Tak będzie w kółko, dopóki nie zamkniecie Wrót Śmierci. Ale…no cóż, zdaje się, że Polybotes tu jest. I Hyperion. Empuzy. No i….arai.- Wyszeptał Hades, pochylając się ku niej. Annabeth poczuła dreszcze.
- Duchy klątw?
- Już was wyczuły.
- To…niedobrze.
- Pewnie, że niedobrze! Wręcz katastrofalnie. Ale nie jestem tu po to, by obgadać sposób waszej śmierci. Nie wiem dokładnie w co pogrywa Hera, ale przekonała mnie do swojego planu. Właśnie dlatego zapewnię wam ochronę.
Teraz Annabeth naprawdę opuściła szczękę. Wiedziała, że nie wypada tak gapić się na boga z otwartą buzią, ale….na Atenę, Hades zaproponował im ochronę!
- Oczywiście nie mogę zrobić wszystkiego, ale mam parę asów w rękawie. Wiesz, jak wygląda mięta, prawda?
- Wszyscy wiedzą.
- Zdziwiłabyś się, panienko. W każdym bądź razie, moja żona, Persefona, ma ogród. Widocznie się nudzi, bo hoduje różne zielska. Ta mięta ma specjalne właściwości, pozwoli wam na szybkie regenerowanie sił.- Widząc jej pytający wzrok, dodał szybko.- To nie jest typowa żywność Podziemia. Te nasiona przyniosła Demeter. Możesz być spokojna, jedli je już inni herosi. Między innymi Orfeusz, gdy przylazł po Eurydykę. Zielsko rozrasta się po całej krainie, nawet w Tartarze.
- W porządku, rozumiem. Mięta Persefony, jasne.
- Polybotes jako anty- Posejdon zapewne rozszarpie twojego kochasia na strzępy. Przed nim musicie się kryć. Wysłałem moje erynie, trochę opóźnią jego marsz. Uważaj, by na niego nie wpaść, bo także idzie do Wrót.
- Erynie dobre, uciekać przed gigantem.- Annabeth mruczała cicho, odhaczając niewidzialny listę zadań.- Coś jeszcze powinnam wiedzieć?
Zadała to pytanie, z nadzieją wyciągnięcia czegoś o wspomnianym wyborze Hery. Znowu z uwagą przyjrzała się Hadesowi. Nie wyglądał na zbyt wylewnego. No cóż, może trzeba mu pomóc.
- Wspomniał pan coś o Herze. Co planuje? Powinniśmy to wiedzieć, w końcu cała nasza siódemka została przez nią wybrana.
Nagle obraz Hadesa zamigotał, jakby tracił ostrość. Bóg rozejrzał się nerwowo wokół siebie.
- Och, na mnie już czas. Wasze mini wjechało w ciemną strefę. Teraz już naprawdę zostajecie sami. Postaram się wam jakoś jeszcze pomóc. W tych stronach ciężko z zasięgiem, ale zbiorę siły na jeszcze jedną wizytę. Nie zdążyłem powiedzieć ci wszystkiego. Czeka cię bardzo trudne zadanie, córko Ateny. Ciebie i tą rzymską dziewczynę, córkę Bellony. Od tego zależy powodzenie waszej misji.- Sylwetka boga co raz bardziej zanikała, głos nie był tak wyraźny. Hera cię wybrała….a niech to!
Annabeth zerwała się na równe nogi, gdy przed nią zwisała już tylko głowa Hadesa. Z każdą chwilą znikała większa część ust, więc nie mógł mówić. Jednak zanim zupełnie zniknął, zdążył krzyknąć.
- Załatwiłem wam ochroniarza. Niedługo do was dołączy!
I już było po wszystkim, Hades się rozpłynął. Annabeth poczuła lekkie szarpnięcie za ramiona i obudziła się z krzykiem.

Do jej krzyku dołączyło osobliwe przekleństwo Percy’ego, gdy odsunął się od niej gwałtownie i uderzył w boczną szybę samochodu.
- Spokojnie, chciałem cię tylko obudzić. Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy.- Wpatrywał się w nią tymi swoimi oczami w kolorze głębi oceanu, wiedziała, że nie pozwoli, by stało się jej coś złego.- Zły sen?
- Twój ulubiony wuja przekazał mi ciekawe informacje.- Opowiedziała mu całą rozmowę z Hadesem, wyraziła nawet głośno swoje obawy, co do zadania wyznaczonego jej przez Herę.
- Hades powiedział, że czeka cię trudne zadanie?- Percy zmierzwił czarne włosy, jednocześnie siadając obok Annabeth. Złapał ją za rękę i bawił się kosmykiem blond włosów.
-Tak. Mnie i córkę Bellony.
Percy może i był ciężko myślący, ale nawet on powiązał wszystkie fakty. Nie znali zbyt wiele dzieci rzymskiej bogini wojny.
- Czyli…Reyna. Pewnie wujaszek nie powiedział, o co chodzi.
- A czy bogowie kiedykolwiek mówili prosto z mostu?
- Tak. Kiedy Mars ogłosił wyprawę na Alaskę. Od razu powiedział, kto ma iść. Chociaż…może się wściekł, bo trochę pyskowałem.
Annabeth westchnęła i wywróciła oczami. Potem odgarnęła niesforną grzywkę, która opadła mu na oczy i pocałowała go szybko.
- Jesteś niemożliwy. Nie byłbyś sobą, gdybyś czegoś nie skomentował.
- Za to mnie kochasz- wyszczerzył się  szeroko.
- Hades wspomniał coś o ciemnej sferze. I o słabym zasięgu.- To było bardzo dziwne. Spadli do Tartaru, najmroczniejszej części Podziemia. O jaką „ciemną sferę” chodziło?
- Taaa- mruknął Percy.- Nie wiem co się stało, ale gdy spałaś, ja jechałem cały czas naprzód. Pamiętasz tą równinę, którą widzieliśmy, gdy napadła nas Arachne?- zapytał, a gdy dziewczyna kiwnęła głową, dokończył.- Właśnie na nią wjechaliśmy. I właśnie to jest dziwne. Mini od razu zdechło i ani myśli ruszyć dalej. Zostaliśmy bez transportu.
Nie wiedzieć czemu, ale nagle przed oczami Annabeth pojawiło się wspomnienie Nica di Angelo, tuż przed ich upadkiem w Rzymie. Percy krzyczał, żeby zaprowadził ich do Domu Hadesa i że tam się spotkają.
Dom Hadesa…
Coś zaświtało jej w głowie, coś o przerażającej ciemności. Westchnęła zirytowana, gdy myśl jej uciekała.
- Nic z tym nie zrobimy. Lepiej poszukajmy mięty Persefony, potrzebujemy sił.
W końcu gonią nas potwory- dodała w myślach. Wolała, żeby Percy nie bał się morderczej wędrówki. Ona zrobi to za nich oboje.
Nie wiedzieli, która jest godzina. Samochód zostawili dawno za sobą, tuż po scenie z upartym Percym. Znowu wcisnął jej malejącą porcję Ambrozji, choć jej noga przez chwilowy odpoczynek wyleczyła się na tyle, by mogła chodzić o własnych siłach. Z każdym oddechem wciągali do płuc coraz więcej siarki. Równina ciągnęła się cały czas w dół. Gdzie nie gdzie widzieli pulsujące pęcherze, w których odradzały się na nowo potwory. Takie miejsca omijali szerokim łukiem. Cisza w ciemnej sferze wywoływała dreszcze. Raz po raz dało się słyszeć odległe i bliższe wycia i echo niesionego krzyku. W takich chwilach trzymali się za ręce i biegli ile sił do najbliższej skały, by zejść z pola widzenia.
Wychodzili właśnie z nowej kryjówki, kiedy za sobą usłyszeli brzęk stali. Zobaczyli czubek czarnego , lśniącego miecza.
- Ręce do góry, odwracać się.
To, co zobaczyli sprawiło, że ich oczy stały się wielkie jak złote drachmy. Stał przed nimi blondyn w czerwonej koszuli, czarnych spodniach i wysokich, kowbojskich butach. Otulony był granatowym płaszczem z odstającym, czerwonym kołnierzem. Oczy miał przerażająco żółte, a zęby ostre, jakby spiłował je nożem.
No i wyglądał jak Brad Pitt.
Chwila ciszy się przedłużała, aż w końcu Percy chrząknął, maskując wybuch śmiechu.
- Brad Pitt przebrany za Draculę? Serio?
Potwór syknął groźnie, obnażając zęby. Ich biel raziła w oczy.
- Mormo nie lubi Draculi, cuchnący glonami!
- Cuchnący glonami?- Annabeth w końcu otrząsnęła się z szoku. Jakim cudem ten potwór chodził tak cicho? Czytała kiedyś, że wampiry mają zdolność cichego poruszania się, ale jeszcze nigdy żadnego nie spotkała.
- Twój chłoptaś śmierdzi na kilometr. Jedzie od niego mokrymi glonami. Za to ty, laluniu, pachniesz jak stare pergaminy w bibliotece.
- Och…to chyba nie najgorszy zapach.
- Mormo nie umie czytać!- znowu zamachnął się mieczem. Ostrze zabłysło im przed oczami na złoto.
- Nie jesteście potworami.
- Ale cuchnę glonami- odezwał się Percy, marszcząc zabawnie nos. – Jak właściwie pachną glony?
Dracula nazywający siebie Mormo, schował miecz do pochwy przytoczonej wokół pasa. Pociągnął kilka razy nosem i mruczał coś chwilę do siebie.
- Herosi.- Przyjrzał im się uważnie.- Córka Ateny i syn Posejdona. To wyjaśnia wasz zapach.
- Kim jesteś?- Percy zwinnie dobył Orkana, ale Annabeth szybko złapała go za nadgarstek. Coś jej mówiło, że ze świrniętym Bradem lepiej nie zadzierać.
- Kim? Mormolyke jest księciem tej ciemnej równiny. To jest kraina Ereb. Mormo jest synem Erebu i Echidny. Nazywany także Wampirem.- Dodał z niechęcią.
- Skoro Echidna jest twoją matką, jakim cudem wyglądasz jak Brad Pitt? No wiesz, ona jest…ohydna.
- Percy!- Annabeth syknęła i kopnęła go w kostkę. A więc o to chodziło z ciemną sferą. Znaleźli się w Erebie, najciemniejszej i najmroczniejszej krainie.
Żółte oczy zalśniły złowrogo, gdy Mormo znów dobył dziwnego, czarnego miecza.
- Z natury Mormolyke jest potworem, ale sam uważa się za księcia z zasadami. Da wam pięć minut na ucieczkę, pobawicie się w chowanego.
Wspaniale, jakby wiedzieli ile w Tartarze to pięć minut. Annabeth postanowiła spróbować innego wyjścia.
- Mormo…-uśmiechnęła się uroczo.- Widzę, że w głębi duszy jesteś dobrym potworem. Możemy zostać kumplami. Nauczę cię czytać, zobaczysz. Będzie fajnie.
Książe Erebu zerknął na nią z uwagą. Zobaczyła wahanie w jego żółtych oczach. A także coś innego, jakby….samotność. Wampir szybko się zreflektował i znów przybrał groźną minę. Uniósł swój miecz i wycelował czubek w Percy’ego.
- Miecz nazywa się Iskra. Wiecie dlaczego? Wykonany jest z onyksu wydobytego z dna Acheronu. Zanurzony w krwistej mieszance. Odrobina złotego ichoru, boskiej krwi mojego ojca. Mormolyke namoczył go także we własnej krwi. Jego krew pali. Bardzo pali. Tak bardzo, że wszystkie potwory stają się popiołem, gdy tylko jej zasmakują. Ze względu na obecność krwi pierwotnego bóstwa, jakim jest Ereb, Iskra może zabić nawet tytana i giganta, powołując się na jednego z bogów. Mormo słabnie, łaknie krwi. A Mormo nie lubi pić własnej krwi. Potrzebuje świeżej.
Percy i Annabeth równocześnie zaczęli się cofać i zastanawiać nad nową kryjówką. Ostatnim co zobaczyli przed ucieczką był olśniewający uśmiech Brada Pitta.
- Chowajcie się, póki czas. Mormo i tak was znajdzie. Chce wyssać waszą krew.

Karmelek znowu nadaje! :D
Drugi odcinek z Tartaru. Muszę wam wyjaśnić, że Mormolyke to naprawdę postać mitologiczna, z tą różnicą, że ukazana była jako kobieta-widmo, ale także łaknęła młodej krwi. Uznałam, że to jest przeterminowany motyw, taka szalona kobieta. Wymyśliłam więc Brada-Draculę, bo spodobał mi się ten motyw u pana Riordana. Gwiazdy filmowe wystąpiły w Znaku Ateny. W ogóle z Mormo jestem dumna, powoli wyrabia swój styl. Mówienie o sobie w trzeciej osobie to jego cecha charakterystyczna, bardzo ważna, nawiasem mówiąc.
Dobra, ja już się napisałam. Teraz wasza kolej.

1 komentarz:

  1. Skomentowałam to już na RR, ale co tam - mogę jeszcze raz!
    Mormo mnie powalił na łopatki, zakopał w ziemi i ożywił, żebym mogła Ci składać pokłony. Ta postać jest genialna! ,,No i wyglądał jak Brad Pitt.'' - te zdanie sprawiło, że zaczęłam się uśmiechać jak wariatka.
    Rozdział udany, tak samo jak reszta <333
    Teraz ogólnie blogspot - naprawdę ładny, podoba mi się. Śliczny szablon, wszystko uporządkowane, pasujące cytaty do bohaterów, dobrze dobrane zdjęcia... . Żyć, nie umierać. Jestem zachwycona.
    Całuski i życzę weny
    ~~Lou Leen

    OdpowiedzUsuń