Odkąd tylko opuścili Rzym, Leo usilnie starał się rozgryźć Nica
di Angelo. Właśnie zdał sobie sprawę, że mocno zaciska dłonie na dżojstiku
Nitendo Wii, kiedy patrzył jak brat Hazel zeskakuje z pokładu i miękko ląduje
na maltańskiej ziemi.
- Hej, stary!- Jason pojawił się koło niego z prawej strony
i szturchnął go barkiem w przyjaznym geście.- Myślisz, że możemy zostawić
trenera samego na statku? Wolałbym mieć was wszystkich koło siebie, gdy
spotkamy Eneasza.
Mała wyprawa Leona, Franka i Piper na Etnę wywołała na Argo
II prawdziwą burzę. Każdy heros z załogi wykrzykiwał własne zdanie na ten
temat. No dobra, nie każdy. Leo zwrócił uwagę na dziwne zachowanie Nica, gdy
tylko Piper zdała relację z ich misji na Etnie. Ten mroczny kolo wywoływał u
niego nieprzyjemne dreszcze, ale gdy tylko padło imię Eneasza, to Nico
zachowywał się, jakby ciężko zachorował. Jego twarz stała się jeszcze bardziej
blada, prawie nic nie jadł, drgał i uciekał, gdy pojawiała się Piper. Raz nawet
podniósł głos na Hazel, gdy ta zaniosła mu jedzenie i próbowała się do niego
przytulić.
Leo wcale a wcale nie miał ochoty na bliższą znajomość z
synem Hadesa, ale odkąd Percy i Annabeth spadli do Tartaru, Nico stał się bardziej…wyobcowany.
Może i był dziwny, ale wcześniej zawsze rozmawiał z córką Ateny i jej
chłopakiem. Często wspominali bitwę z tytanami. Bądź co bądź ta dwójka
najdłużej znała Nica di Angelo, to oni wprowadzili go w półboski świat. Chłopak miał także dobre relacje ze
swoją siostrą Hazel, ale to również uległo zmianie. Podczas, gdy Jason i trener
kłócili się o to, czy powinni wpłynąć do Malty z mocnym akcentem w postaci
pocisków armatnich, Leo skupiał się na swoim mrocznym towarzyszu. Nie słuchał
nawet uważnie podczas narady załogi, zrozumiał tylko tyle, że wszyscy odwiedzą
Eneasza, oprócz wojowniczego satyra. Nie chcieli, by słynny wojownik źle
odebrał ich wizytę, gdyby Hedge wleciał do jego siedziby z maczugą i krzyczał
do wszystkich „GIŃ!”.
- Ustawię alarm na panelu z konsolą. Jak coś nawywija, mój
pas mnie poinformuje.- Leo poklepał się po biodrach, gdzie przyczepił mały
ekranik pagera. Etnę opuścili wczoraj po południu. Udało mu się sprawnie
naprawić usterki, a nawet wykorzystał swoją nową zabawkę, kulę Archimedesa. Noc
była bezchmurna, więc bez problemu dopłynęli na Maltę następnego dnia rano.
- Dalej, chłopcy! Czas jest w tej chwili najcenniejszy.-
Krzyknęła do nich Piper, gdy przyszła jej kolej na opuszczenie pokładu.
- Gadanie o czasie chyba weszło jej w nawyk. Aż mam ochotę
zerknąć na zegarek- mruknął Jason i raz jeszcze klepnął Leona. Po chwili obaj
opuścili statek, wydając ostatnie polecenia trenerowi.
- Nie bawcie tam za długo, dzieciaki. Nie uratuję sam
świata. Nie to, żebym tego nie zrobił. Po prostu nie chcę odbierać wam chwały.
Ja już jestem na emeryturze.- Beknął głośno i machnął im na odchodne, nie
odrywając wzroku od wyświetlanego właśnie na ekranie meczu Jankesów.
- Taaa…Przyćmiłby Eneasza.- Jason i Leo zaśmiali się i
dołączyli do Franka, Piper i Hazel. Nico stał parę metrów dalej, patrząc w
górę, gdzie rozciągał się widok na małe maltańskie miasteczko.
- Jesteście pewni, że to tutaj znajdziemy Eneasza?- zapytał
Nico, nie racząc spojrzeć na kogokolwiek.
- Tak, jestem pewny.- Odparł natychmiast Leo- No, w każdym
bądź razie Buford jest.
- Buford. Twój latający stolik.- Burknął Frank, marszcząc
brwi.
- Tak, właśnie on. Ufam moim meblom. Czego nie można
powiedzieć o tobie, Zhang. Dalej się na mnie gniewasz za to, że pozbawiłem cię
zapasowych majtek?
- Chłopcy, dajcie spokój!- Krzyknęła Hazel i pociągnęła
Franka za ramię.
- Poza tym te staruszki dały nam wskazówkę, gdy chciały przebić
mieczem naszą Pipes.
- Hory.- Powiedział Nico.
- Ej! No chyba ty jesteś chory!
- Nie ty, Leo- westchnął syn Hadesa, nagle znużony.- Te
staruszki, strażniczki Tyfona. To były Hory. Mitologiczne postacie. Trzy
siostry: Praworządność, Pokój i Sprawiedliwość.
- Acha.- Leo nigdy nie był dobry w zapamiętywaniu tych
wszystkich mitologicznych historyjek. Pamiętał, że raz w Obozie Herosów, gdy
pracował nad budową Argo II, ciągle zasypywał pytaniami Annabeth, która
nadzorowała jego poczynania. Po tej historii z ucieczką Buforda, kiedy o mało
nie wysadził całego Long Island, córka Ateny osobiście pomagała mu w
najtrudniejszych zadaniach. Powiedziała mu wtedy, że wiedza o tym, z czym ma
się do czynienia, znacznie poprawia twoją kiepską sytuację. Musiał przyznać, że
wielokrotnie się o tym przekonał. – No, więc wysłałem Buforda na przeszpiegi.
Wrócił wieczorem i zdał relację, że namierzył Eneasza w tym wielkim zamczysku.
Istotnie, ścieżka po której właśnie maszerowali ciągnęła się
daleko w górę, a nad nimi majaczyły zarysy kamiennego zamku. Wyglądał raczej
jak fort obronny na wyspie, co też było bardziej prawdopodobne.
- Nie uśmiecha mi się niszczenie kolejnego zabytku. Ten
zamek może liczyć sobie setki lat- odezwała się niepewnie Hazel.- Mam też
nadzieję, że nie ściga nas policja za spowodowanie wybuchu na Etnie.
- Śmiertelna policja to nasz najmniejszy problem.- Jason
wyszedł trochę naprzód, a teraz się odwrócił, by spojrzeć na swoich przyjaciół.
Leo mimowolnie zerkał na jego stopy, czy czasem się nie potknie o wystające na
drodze kamienie. Może wtedy chociaż raz zobaczyłby uśmiech na śmiertelnie
poważnej twarzy Nica.
- Taaa…Czeka nas spotkanie z braciszkiem Piper.
- Co?
- No weź, Leo. Eneasz? Syn Wenus, uciekinier spod Troi,
założyciel Rzymu.
- Ach…Ten braciszek. No…to będzie bułka z masłem. Nie
zaatakuje chyba swojej siostry, co?- Leo obrzucił spojrzeniem swoich
towarzyszy, ale nikt mu nie odpowiedział. Uznał, że przyznali mu rację, więc on
także przyśpieszył kroku i śpiewał pod nosem największy hit Obozu Herosów.
- Zapowiada się ciężka podróż.- Mruknął cicho Nico i ruszył
za Leonem. Wyraźnie unikał towarzystwa Piper i Hazel, które teraz szły na samym
końcu.
- Dobra.- Po przeciągającej się ciszy Frank w końcu się
przełamał i zadał pytanie.- Chyba powinniśmy porozmawiać o tym całym Eneaszu.
Dlaczego Piper ma go znaleźć?
- Te staruszki, Hory. Która cię zaatakowała, Pipes?
Praworządność?- Jason zmarszczył brwi w zamyśleniu, ale patrzył z uwagą na
swoją dziewczynę.- Bo jeśli tak, to może twoja matka zesłała nam go do pomocy.
No wiesz, prawnie rzecz ujmując, jest herosem i pewnie też walczy z Gają.
- A bo ja wiem? Nie miały plakietek z imionami. Była ubrana
jak Pani Jesień. Teraz jak o tym pomyślę, to przypominała trochę panią Cross.
No wiesz, nauczycielka historii w Szkole Dziczy.
Wiedziała, że Jason tak naprawdę nigdy nie był uczniem tej szkoły,
ale mimowolnie wracała do tego dnia, gdy syn Jupitera pojawił się w ich
autobusie.
- Oj, tak.- Odezwał się Leo, zziajany intensywną wędrówką
pod górę.- Miała straszny łupież, a dziwnym trafem zawsze stała nade mną, gdy
pisaliśmy klasówkę.
- Napisałeś, że Leonidas, król Sparty, tak naprawdę został
nazwany na twoją część, a wojnę oglądałeś na żywo w efektach 3D.
- Serio?- Hazel zachichotała, a zaraz potem zacisnęła usta i
zerknęła na Piper.- Co to są efekty 3D?
- Nigdy nie oglądałaś filmu w 3D?- Oczy Leona omal nie
wyskoczyły z orbit, ale po chwili pacnął się otwartą dłonią w czoło.- No tak,
jesteś z tyłu za murzynami. Masz sporo do nadrobienia, kochaniutka.
- Tak, to jest super, a…..Co to ma być?- Jason nagle
zatrzymał się, gdy wreszcie wdrapali się na samą górę. Zamek wyglądał
zjawiskowo, oświetlany porannymi promieniami słońca. Żelazne łańcuchy
podtrzymujące bramę wjazdową iskrzyły się, a tętent końskich kopyt dochodził z
niewielkiej odległości. Droga główna prowadząca do zamku była niezwykle zatłoczona
jak na wczesne godziny. Można było usłyszeć krzyki handlarzy, którzy otwierali
powoli swoje targowiska. Gdzieś obok przebiegła gęś, uciekająca przed małym
chłopcem. Młoda, czarnowłosa dziewczyna wyszła właśnie z bram zamkowych,
pchając przed sobą wózek pełen świeżych owoców.
- Witaj, Antygono. Jak zwykle pięknie wyglądasz.- Nikt nie
zwrócił uwagi na zbliżającego się jeźdźca, każdy zapatrzony był w widowisko
rozgrywające się przed nimi. Teraz Leo ledwo zdążył odciągnąć Nica, inaczej
zostałby rozjechanym kotletem.
- Antygona?- Odezwał się półgębkiem Frank.- Jak ta z
tragedii Sofoklesa?
- Taaa jasne, a ten koleś na koniu to Hajmon- zaśmiał się
Jason, uznając komentarz Franka za żart.
- A ty, Hajmonie, jak zwykle czarujący.- Szczęka Jasona
opadła, gdy dziewczyna z owocami uśmiechnęła się ślicznie do jeźdźca, który
właśnie zrzucił kaptur. Miał niezwykle zielone oczy i nosił purpurowy płaszcz,
oznakę władzy. Blond włosy stały się jaśniejsze, gdy młodzieniec skierował
opaloną twarz ku słońcu.
- Wygląda na całkiem….żywą. Po takim słynnym samobójstwie
….- Łokieć Piper wylądował na żebrach Jasona, gwałtownie go uciszając. Jednak
nic nie mogła poradzić na donośny rechot Leona, który przyciągnął uwagę
Hajmona. Antyczny bohater zerknął przez ramię w ich kierunku, odwracając swój
pełen uwielbienia wzrok od Antygony. W zielonych oczach zabłysła czujność, a
gdy prześwietlił oczami całą gromadę, zacisnął dłoń na rękojeści swojego
miecza. Szepnął coś do swojej towarzyszki, a potem ruszył ku nim, utkwiwszy
wzrok we Franku.
- Super, idzie tutaj.
- Co teraz?
- A skąd mam wiedzieć? Ten koleś powinien być martwy! No,
tak było, jak czytałam Sofoklesa.
- Zagadajmy go, czy coś.
Usłyszeli zgrzyt, gdy Hajmon wyciągnął swój miecz i oparł
jego czubek o pierś Franka.
- Kimże jesteście i czego tu szukacie, kuchty?
Dobra, blondwłosy koleś mówił naprawdę dziwacznie.
Przeciągał samogłoski i zabawnie wysuwał szczękę, by zaakcentować ostatnią
sylabę.
- Ale jaja, mówisz jak mój wuja z Nashville. Ujeżdżał byki
na ranczu.
Teraz zielone oczy Hajmona spoczęły na uśmiechniętym Leonie.
Jednak jedną rękę gwałtownie wyciągnął w przód, wywołując nierycerski pisk u
Franka.
- Nie znam żadnego z was. A to jest mój teren. A ty, kuchto-
zbliżył drugą rękę ku Frankowi, który wybałuszył oczy, widząc swój miecz w ręku
Hajmona- paradujesz z mieczem na widoku. Podaj choć jeden powód, by was nie
zabijać.
- Po prostu, ty nie możesz tego zrobić.
Leo nigdy nie odczuł większej ochoty, by uściskać Nica di
Angelo. Ich mroczny kolega odważnie wystąpił naprzód i bladą dłonią opuścił
ostrze wymierzone w pierś Franka. Syn Marsa zerknął na niego zdezorientowany,
ale kątem oka ciągle obserwował blondyna. Wyglądał jak misiaczek panda na
sterydach robiący zeza.
- Nie mogę, powiadasz?
- Nie możesz, powiadam.- Nico był naprawdę dobry w tych
staroświeckich odzywkach- Jeśli ty jesteś Hajmonem, synem Kreona, to jesteś
pierwszy w kolejce do tronu. Ale teraz panem tego zamku jest ktoś inny. Czyż
nie, mości panie?
- A ty kimże jesteś? Wyrocznią?
Leo znowu nie mógł się powstrzymać od parsknięcia. Co jak
co, ale Nicowi daleko było do obecnej Wyroczni. Rachel Dare miała przynajmniej
poczucie humoru i zawsze znalazła czas, by z nim porozmawiać. W pewnym sensie
dzięki niej przestał bać się Annabeth. Rachel opowiadała mu o przygodach, jakie
przeżyła z Percym i jego dziewczyną.
- Przyszliśmy zobaczyć się z panem tego zamku- Jason jak
zwykle od razu przechodził do rzeczy.
- Eneasz nie przyjmuje teraz gości. Chyba, że jesteście z
jego rodziny-zielone oczy Hajmona prześlizgnęły się powoli po każdym z nich,
dłużej zatrzymując się na uśmiechniętym Leonie. Syn Hefajstosa uniósł dwa palce
do góry, jakby chciał zgłosić się do odpowiedzi na lekcji.
- W sumie…Piper jest.- Nie zważając na miażdżące spojrzenie
swojej przyjaciółki, Leo wypchnął ją delikatnie przed oblicze Hajmona.
- Ech…Cześć- uśmiechnęła się nerwowo, zerkając na Franka,
któremu ciągle groził miecz.- Jak leci? Widzisz, Hajmonie…Ja i moi przyjaciele
dostaliśmy pewne zadanie od Hery. Musimy...no, musimy uratować świat.
- Od Hery?- Nie wiedzieć czemu, ale Hajmon nagle przybrał
minę agresywnego buldoga- Czy raczej Junony?
- Przecież to jeden pies- mruknął Leo, jednak zaraz potem
podskoczył na pół metra, gdy syn Kreona ryknął mu prosto w twarz.
- JAK ŚMIESZ, CHŁOPCZE! JAK ŚMIESZ WSPOMINAĆ O PSACH, GDY
MÓWISZ O JUNONIE? JEJ ŚWIĘTYM ZWIERZĘCIEM JEST KROWA!
- Och…Dobra, już! Przepraszam. Przecież to jedna…krowa.
- To wcale nie to samo! Za coś takiego Eneasz zrzuciłby cię
z klifu. Powiedzmy, że jest przewrażliwiony na punkcie Rzymu. Wyobraźcie sobie,
że we wszystkich naszych urzędach obowiązuje język łaciński. Nasz pan jest
założycielem Romy, więc wszystko co rzymskie, jest dla niego święte.
- O rany…Koleś choruje na rzymofobię.
- W każdym razie, jeśli przysyła was Junona, a ta dziewczyna
jest rodziną Eneasza, to mogę was do niego zaprowadzić.- Teraz Hajmon skupił
się na Piper, która przełknęła ciężko ślinę i spanikowana zerknęła na Jasona.- No,
panienko. Kim jesteś dla mojego pana?
- Jestem córką…
- Wenus! Hajmonie, Piper jest przyrodnią siostrą Eneasza.-
Jason wyskoczył do przodu jak z procy. Objął ramieniem zaskoczoną dziewczynę i
szepnął jej coś do ucha.
- Tak…właśnie. Wiwat Wenus, Wiwat Rzym! Juuuhuuu…
- Wspaniale!- Oblicze Hajmona rozświetlił uśmiech.- Czyli
herosi! Naprawdę, co za zrządzenie losu. Akurat potrzebujemy herosów. Zgłosicie
się na casting.
- Jaki casting?- Jason ciągle rozmawiał cicho ze swoją
dziewczyną, ale to go wyraźnie zainteresowało.
- Wszystko w swoim czasie, chłopcze. Rozumiem, że wszyscy jesteście
Rzymianami, skoro jesteście tu z Piper. Tak, na pewno, przecież Grecy i
Rzymianie pozabijaliby się przy byle okazji.- Zaśmiał się, jakby opowiedział
dobry dowcip. W końcu schował swój miecz do pochwy, a Frank wyraźnie odetchnął
z ulgą.
- Eee...Możesz oddać mój miecz? Spoko, jestem Rzymianinem.
Frank, syn Marsa- przedstawił się.- A to Hazel, córka Plutona.- Wskazał na
Hazel, gdy Hajmon z niechętnym szacunkiem oddał mu zabrany wcześniej oręż.
Widocznie nie miał ochoty zadzierać z dzieckiem wielkiego boga wojny.
- A wy?- Młody dziedzic tronu skierował się ku Leonowi i
Nico, którzy stali teraz troszeczkę oddaleni od grupy. Obaj zamarli jak na
komendę. Jeden trącał drugiego, by w końcu się odezwał, aż Nico wyciągnął swoją
bladą dłoń i z wymuszonym uśmiechem pomachał nią do Jasona.
- Nie radziłbym odwracać się plecami do niego, Hajmonie. To
syn Jupitera- szepnął cicho, wprowadzając odrobinę napięcia.
- Taaak…Udusił tytana Kriosa własnymi rękoma. No i pożera
zdecydowanie za dużo czerwonego mięsa. Obawiamy się, że w każdej chwili
dostanie jakiegoś ataku, czy coś- Leo podchwycił grę podjętą przez Nico,
jednocześnie oczami wysyłał znaki swojemu przyjacielowi, by pokazał jaki jest
groźny.
Młody Valdez musiał przyznać, że Jason ma wspaniałe wyczucie
czasu. Gdy tylko wystraszony Hajmon wyprostował się jak struna i gwałtownie
odwrócił w stronę syna Jupitera, ten warknął głośno, zamachał widowiskowo swoją
blond czupryną i wyciągnął obie ręce w przód, przywołując iskry. Dziedzic tronu
odskoczył jak porażony, a Leo i Nico przybili sobie piątki. Ważne, że nikt nie
wie, że wśród nich są Grecy.
- To jak, Hajmonie? Zaprowadzisz nas do Eneasza?- Jason
uśmiechnął się rozbrajająco, otrzepując ręce o swoje dżinsy.
- T-tak, jasne. Panie przodem- zgarnął ramieniem Piper i
Hazel i powiedział im, by poszli za nim. Po drodze powiedział, jak powinni
zachować się przed obliczem wielkiego herosa.
- Mogę cię o coś zapytać, Hajmonie?- Leo drgnął, zaskoczony.
Właśnie zagapił się na potężny zegar stojący w centrum zamkowego forum. Kompletnie
zapomniał, że obok niego idzie Nico. Nie, żeby koleś upominał się o jego uwagę.
Di Angelo był jak zwykle cicho, pogrążony we własnym świecie.- Czytałem kiedyś
taką historię, w której Eneasz miał zdolność…hm, wydobywania prawdy z innych
ludzi. To prawda?- Głos mu lekko zadrżał, ale można było uznać to za sapnięcie,
bo właśnie zmierzali po wielkich marmurowych schodach w stronę otwartych wrót
zamkowych. Minęli dwóch strażników w mundurach, ale ci tylko pozdrowili Hajmona
i przepuścili gości.
- Owszem, bogini Wenus obdarzyła mojego pana pewnymi
zdolnościami. Jeśli dobrze wykorzysta swój urok, może złamać waszą aurę i sięga
po twoje najgłębsze tajemnice. Patrzy ci w oczy, a ty jesteś tak oczarowany
jego widokiem, że nie jesteś w stanie zaprzeczyć.- Teraz nawet Frank gapił się
na Hajmona, widać było, że wszyscy jakby zaczęli lękać się spotkania z
legendarnym Eneaszem.- No, ale mój pan szanuje swój lud. Takie zabawy stosuje
tylko wobec oszustów, albo gdy sam czerpie z tego korzyść. Ale wy nie jesteście
oszustami. Eneasz z pewnością ucieszy się na spotkanie ze swoją siostrą-
mrugnął do Piper, która wyraźnie zmusiła się, by przykleić do ust uśmiech.
- Tak. Na pewno się ucieszy. W końcu…Nie jesteśmy oszustami,
co nie?
Od odpowiedzi wybawiły ich złote wrota, przed którymi
stanęli. Hajmon położył dłoń na klamce i obdarzając ich szerokim uśmiechem
otworzył je i zaprosił do środka. Leo miał wrażenie, że głośne skrzypienie wrót
zamieniło się w szaleńcze walenie sześciu półboskich serc. Nagle poczuł, że ich
żywot jest krótki, jak czerwony dywan prowadzący do tronu legendarnego herosa.
- Oto sala tronowa. Chodźcie, Eneasz czeka.
Karmelek melduje się na posterunku i oddaje wam część ósmą
swojego opowiadania! Jak wam się podoba?
Ps. Takie małe wyjaśnienie. Wspomniałam o Annabeth
nadzorującej pracę Leona nad Argo II. Jest to nawiązanie do dodatkowego
opowiadania „Leo Valdez i pogoń za Bufordem”. Kto czytał, ten na pewno
zrozumie, dlaczego córka Ateny pilnowała poczynania ognistego Valdeza ;)
A tak w ogóle, to w tej części jest mały spojler do Domu
Hadesa :D Nie bez powodu wymyśliłam zdolność Eneasza do wyciągania prawdy. Ale
to później ;)
A Hajmon i Antygona…oj, no co, przydadzą się jeszcze.
No dobra, pozdrawiam wszystkich i do napisania.
Super, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńA ja zapraszam do siebie http://nico-di-angelo-kate-wolf-oboz-herosow.blogspot.com