czwartek, 24 lipca 2014

9. Narada wojenna przy kokosowych ciasteczkach



Po ataku szalonego sprzedawcy z muzeum Reyna spodziewała się wszystkiego. Gadających zwierząt, stepującego Oktawiana, a nawet swojego obozowego brata Bobby’ego w stroju baletnicy. No bo kto normalny zapytałby beztroskim głosem, czy mają ubezpieczony samochód na wypadek ataku mitycznego potwora? Miny jej towarzyszy pewnie przypominały ją samą, choć u każdego gościły inne emocje. U Reyny było to głównie zaskoczenie, Will stał nieruchomo i rozglądał się gorączkowo nad wyjściem z tej beznadziejnej sytuacji, a Thalia…
No cóż, Thalia Grace szybko porzuciła oznaki przerażenia, zastępując je wyraźną ulgą i…radością?
Wszyscy troje jak na komendę odwrócili się na pięcie. Im oczom ukazał się dość wysoki mężczyzna w długich, brązowych lokach. Na opalonej twarzy spoczywały czarne okulary przeciwsłoneczne. Ubrany był w dopasowane brązowe spodnie ze skórzanym paskiem i białą koszulkę z ostatniego zjazdu fanów broni wojennej i starożytnej. Z powodzeniem mógłby występować w serialach telewizyjnych.
- Paul!- pełen ulgi i nieukrywanej radości pisk Thalii wytrącił Reynę z pierwszego zaskoczenia. Córka Bellony uniosła brwi i zerknęła na Willa, który aktualnie wpatrywał się w przybysza z szeroko otwartą buzią.
- Dobrze cię widzieć, Thalio- mężczyzna uśmiechnął się ciepło i uściskał mocno córkę Zeusa. Gdy ją puścił, zdjął okulary i rozejrzał się, jakby kogoś szukał. Z zaciekawieniem przyjrzał się Reynie i Willowi, jakby ich prześwietlał na wylot.
- Wy też jesteście towarzyszami Artemidy? Chwila…przecież wy nie przyjmujecie facetów. A on jest facetem.- Zapytał Thalię, wskazując trzymanymi okularami na Willa, który wydał z siebie oburzone „Hej!”.
Reyna miała ochotę dźgnąć niezwykle rozbawioną Łowczynię, podczas gdy oni nie mieli zielonego pojęcia co się właściwie dzieje.
- Eeee…Grace? Może łaskawie wyjaśnisz nam, o co tu chodzi?
- Co? Ach, tak, już. To- wskazała na mężczyznę- jest Paul Blofis.
- Paul Popis?- Will w końcu ogarnął się po nagłym zaskoczeniu.
- BLOFIS.- Parsknęła Thalia, jeszcze bardziej wesoła.- Paul jest ojczymem Percy’ego. Wie o bogach, Obozie i tak dalej.
- Miałem nadzieje na spotkanie Artemidy, ale herosi też mogą być.- Paul westchnął ciężko, wytarł okulary o róg koszulki i uśmiechnął się do Reyny i Willa.- No…to od kogo jesteście?
- Spoko, królewno- Thalia wywróciła oczami, widząc ostrożność i niepokój w postawie Reyny- Paul jest swój. W sensie, że nie zrobi nic złego. Nawet Rzymianom.
- Rzymianom? Aaaa- Paul klasnął w dłonie i z fascynacją spojrzał na Reynę.- Jesteście z tego drugiego obozu. Ale numer.
- Hmm, Paul- mruknęła Thalia- Właściwie to tylko Reyna . Jest córką Bellony. No i…eee, no jest najważniejszą osobą w rzymskim obozie. No wiesz, dowódca.
- Pretor.- Paul pokiwał głową, uważnie przyglądając się czarnookiej dziewczynie.- Tak mówi się na dowódcę legionu armii rzymskiej. Ciekawie się złożyło, biorąc pod uwagę twoje imię.
- O czym ty gadasz?
- No…Reyna oznacza po hiszpańsku królową. Jesteś z Hiszpanii? Nie spotkałem herosa z poza Stanów Zjednoczonych.- Wyjaśnił Paul, mrużąc oczy.
- Nie zgrywaj ważniaka, Paul- Thalia prychnęła i wywróciła oczami- To, że pokonałeś kilka potworów w bitwie z tytanami, nie znaczy od razu, że jesteś specem od mitologii. A poza tym spotkałeś zagranicznego herosa. Nico jest Włochem, zdaje się.
- Eee, ale ja jestem specem od mitologii, słonko. Zapomniałaś? Uczę angielskiego, piszę własne książki. Znam się na literaturze jak mało kto.
Dobra, zgoda. To musiała być jakaś zagrywka Apolla. No bo skąd na Bellonę Paul się tu wziął? Tuż po ataku szalonej Mantikory na usługach Gai, po tym jak pokonała zaklętego strażnika w muzeum…To dziwne, że spec od literatury spotyka się z nimi na zbombardowanym parkingu, gdy ona znalazła kolejny trop. Tam w muzeum, kiedy się rozdzielili, Reyna poszła zwiedzić górną wystawę. Zakradła się do pracowni kustosza, przyciągana dziwnym przeczuciem. Nie była przyzwyczajona do myszkowania, w końcu jako pretor miała bezgraniczny dostęp do wszystkich najważniejszych pomieszczeń w Nowym Rzymie. Przeszukała biurko, przeanalizowała notatki i przeklęła w duchu, gdy dotarło do niej, że całe to muzeum jest pod wpływem najemników Gai. Za gładko wszystko poszło, a ten późniejszy atak Mantikory utwierdził ją w przekonaniu, że…czekano na nich. A to oznaczało, że Gaja wie o poszukiwaniach Ateny.
Jak się spodziewała, po bogini nie znaleźli ani śladu. Jednak pewna rzecz przykuła jej uwagę. Coś, co nawiązywało do tych snów. Widywała różne rzeczy, ale powoli tworzyły spójną historię. I w snach, jak i u kustosza spotkały ją te same słowa.
Dzieci Wojny…Kotwica…Wrota Śmierci…Świątynia Plutona…Annabeth Chase.
Pytaj tego, kto wie.
W ostatniej chwili zdążyła wsunąć karteczki z biurka do plecaka. Nie udało jej się złożyć wszystkiego w całość, miała nadzieję na nocne rozważania. Taki był już los pretora. Dzień poświęcony Obozowi Jupiter, dopiero w nocy mogła zająć się swoimi osobistymi problemami.
- Właściwie to co wy robiliście w muzeum?
Pytanie Paula zaskoczyło całą trójkę. Cisza niepokojąco przedłużała się, aż w końcu Will wyjąkał odpowiedź.
- Kustosz to kiciarz.
- Co?- Potrójnie wzmocniony okrzyk skierował ku Willowi zdziwienie Reyny, Thalii i Paula.
- Kiciarz?
- No…złodziej, kanciarz…Zwinął nasze strzały.
- A po co, na Hadesa, kustosz miałby kraść nasze strzały, Will?
- No…o rany, Grace. Zepsułaś mi wymówkę. A była genialna!
- Taaak- prychnęła Łowczyni.- Tak świetna, że poległeś po pierwszym pytaniu.
- A co mamy powiedzieć Paulowi, hm? Że Percy i Annabeth urządzili sobie romantyczną wycieczkę do Tartaru?
- Co?- Tym razem to Paul patrzył na nich z otwartą buzią, ale szybko ją zamknął. Dało się zauważyć błysk niepokoju i strachu w jego oczach.- Percy? I Annie? W Tartarze?
- No super!- warknęła rozłoszczona Thalia.- Gratulacje, Kapitanie Dyskrecja.
- Ja przynajmniej…
- Przymknąć się! Oboje!
Reynę powoli zaczynała boleć głowa, a nie spędziła z tą dwójką nawet całego dnia. Jej rozkazujący ton zwrócił uwagę kłócących się herosów. Twarz Thalii powoli rumieniła się ze złości, a Will zacisnął usta w wąską linię, szykując kolejne obelgi. Miała doświadczenie w takich sytuacjach, Oktawian codziennie wkurzał przynajmniej dwóch centurionów.
- Chyba musimy porozmawiać. I to poważnie.- Paul wskazał palcem na Łowczynię, która wyraźnie unikała jego wzroku.- Nie tylko mnie należą się wyjaśnienia.
- Ale Paul…
- Żadne ale, panienko. Pójdziecie ze mną.
Reyna westchnęła zrezygnowana, gdy ojczym Percy’ego skinął na nich zdecydowanie. To była sprawa Thalii, ale nie mogli się przecież rozdzielać. Spojrzała na Willa, który wzruszył ramionami i ruszył za nauczycielem angielskiego.
Chociaż…może to i dobrze. Jeśli dobrze zrozumiała wiadomości zdobyte w muzeum, pomoc specjalisty od mitologii zdecydowanie się przyda.

Pan Blofis wpakował wszystkich do żółtej nowojorskiej taksówki. Nie obyło się oczywiście bez cyrku odegranego przez Thalię, która wygoniła kierowcę na ulicę, a sama gruntownie przeszukała żółty samochód zdradzając kilka interesujących sztuczek Łowczyń Artemidy. Wkrótce i auto i kierowca oznaczeni zostali srebrną mgiełką, co oznaczało, że stali się niewidzialni. Zagrywki Thalii tak zafascynowały Paula, że spuścił trochę z gniewnego tonu, ale ciągle karcąco zerkał na poruczniczkę Łowczyń. Reyna nie miała mu tego za złe, w końcu nie zdradzono mu co dzieje się z Percym i Annabeth. Dowiedział się tego bezpośrednio od zaangażowanej w wojnę z Gają półbogini, która ubiera się w stylu punkowym i lubi słuchać Green Day.
- Zapraszam do środka.- Odezwał się Paul, kiedy dojechali taksówką pod wskazany adres. Była to mała kamienica na rogu Szóstej Alei Manhattanu. Po drugiej stronie Reyna zobaczyła park, gdzie grupa nastoletnich chłopców tańczyła breakdance, a małe dziewczynki skakały przez skakanki. Sam budynek okazał się niedawno otwartym lokalem serwującym pizzę, różne ciasta i słodkości a także posiadającym małą księgarnię i scenę do występów na żywo. Plakat na drzwiach informował o godzinach otwarcia, a także o najbliższych atrakcjach „Kawałka Nieba”.
- Eee…Paul? Tutaj jest napisane, że „Kawałek Nieba” otwierają od dziesiątej. A mamy ósmą trzydzieści trzy.- Thalia chwyciła Willa za rękę i zerknęła na jego modny zegarek ze złoto-miedzianą bransoletą.
- Dla klientów owszem. Ale my idziemy na górę. Sally i Fryderyk zapewne już czekają.
Reyna miałaby niezły ubaw z przerażenia malującego się na twarzy Thalii Grace, gdyby sytuacja nie była tak bardzo poważna. Oczy miała wielkie jak złote drachmy, a twarz prawie tak białą jak koszulka zlotu broni Paula.
- F-Fryderyk?- zająkała się- W sensie…P-profesor Chase?
- Tak, ojciec Annie. Przyjechał po mnie, zabieramy się na tegoroczny zlot broni wojennej i starożytnej.
- Jej, ale super.- Powiedziała Thalia na jednym wydechu, przepuszczając Paula, by mógł otworzyć bar.
- I co teraz, Grace?- Will zbliżył się do niej i szeptał na ucho, podczas gdy ona z nerwów zaczęła obgryzać paznokcie.- Tata Annabeth i mama Percy’ego nas zabiją. A mamy misję do wykonania.
- Jakbym nie wiedziała, Solace!
- Ech…- Reyna wtrąciła się, by zapobiec nowej kłótni.- W sumie ja też nie wiem, co to za historia z Percym. No bo…na serio spadli do Tartaru? Nie byliście łaskawi mnie wprowadzić.
- Zaraz się dowiesz. Nie mam ochoty powtarzać tego dwa razy. Poza tym, później mogłabyś nie usłyszeć. No wiesz…możemy nie wrócić w jednym kawału.- Thalia odetchnęła głęboko i przekroczyła próg „Kawałka Nieba”.
Gdy tylko Reyna i Will weszli za Paulem do środka, usłyszeli skoczną muzykę dochodzącą z wielkiego radia stojącego na regale pośród książek. Cały lokal podzielony został na dwie części. Po jednej stronie znajdowała się lada ze słodkościami i piec do pizzy, a także drewniana  scena z instrumentami i małe, czteroosobowe  okrągłe stoliki. Druga strona zaaranżowana była w spokojnym stylu. Kamienie i pochodnie na ścianach, regały pełne książek, kominek i miękkie fotele dla poszukujących wrażeń czytelników. Reyna tak się zapatrzyła, że omal nie wpadła na ciemnowłosą kobietę, która wybiegła ze śmiechem zza lady. Rączka trzymanej przez nią miotły uderzyła Willa w głowę.
- Och…bardzo cię przepraszam, chłopcze. Nie zauważyłam cię.
- Sally? Zabiorę ci te pyszne kokosowe ciasteczka, zgoda? Naprawdę nie mam pojęcia jak ty je ro….Paul? Miałeś być o dziewiątej. I kto to jest?
Tuż za Sally Jackson wychyliła się jasnowłosa głowa z przekrzywionymi okularami na nosie. Mężczyzna trzymał w ręce kokosowe ciastko z niebieską polewą i zamrugał kilkakrotnie na widok speszonej Thalii Grace. Ubrany był w identyczną koszulkę jak Paul.
- Thalia? Święta Ateno…Thalia Grace?
- Dzień dobry, profesorze Chase. Jakże miło pana widzieć.- Łowczyni odpowiedziała takim tonem, jakby na myśli miała zdecydowanie coś odwrotnego.- A także panią, pani Jackson.
Zaraz potem usłyszeli trzask upuszczonej miotły i jęk Thalii uwięzionej w mocnym uścisku mamy Percy’ego. Reyna i Will grzecznie przedstawili się i przywitali się z rodzicami ich przyjaciół.
- Co tu robisz, Thalio? Percy jest z tobą? I Annie?- Sally rozejrzała się z nadzieją zobaczenia ukochanego syna i jego dziewczyny. Pan Chase zlizywał lukier z palców, ale także wyjrzał przez okno.
- Ech…Kiedy miała pani ostatni kontakt z Pecym i Annabeth?
- Och, ostatnio dostałam Iryfon jakieś trzy tygodnie temu. Nawet nie chcę wiedzieć co mu się przytrafiło, że tak nagle zniknął i znalazł się w tym drugim obozie.
- W Obozie Jupiter.- Przerwała jej mimowolnie Reyna. Nie lubiła, gdy o jej domu mówiło się „ten drugi obóz”. Dla niej zawsze będzie jedynym miejscem do bezpiecznego życia.
- Tak…A Chejron się z panią kontaktował?
- Chejron? Nie, skąd. Percy wysłał Iryfon jakieś trzy tygodnie temu. Wreszcie spotkał się z Annabeth, po tej zagrywce Hery.
- Skąd pani o tym wie?- Reyna zmarszczyła brwi w zamyśleniu, a Sally uśmiechnęła się do niej ciepło. Zauważyła, że gdy się przedstawiała, matka Percy’ego pokiwała tylko głową, jakby syn coś o niej wspominał. To bardzo możliwe, bo Percy o wszystkim opowiadał swoim bliskim.
- Annie panią odwiedzała, prawda?- Will usiadł przy ladzie i zabrał jedno kokosowe ciasteczko, którymi częstował pan Chase.
- Może i jestem śmiertelniczką, ale mam zdolność patrzenia przez Mgłę. Widzę, co się kroi.
- Opowiedz o Tartarze, Thalio- Paul objął ramieniem Sally i delikatnie muskał jej dłoń, jakby chciał przygotować ją na kiepskie wiadomości.
- Tartarze? A co z tym wszystkim ma wspólnego Percy?
- No…- Thalia zbladła jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Reynie po raz pierwszy zrobiło się jej żal. Wiedziała jak to jest dźwigać ciężar przywództwa na swoich barkach. Życie jako dziecko jednego z najważniejszych bogów całej kultury starożytnej wcale nie było takie różowe. Reyna pamiętała swoje przybycie do Obozu Jupiter. Rozdzieliła się z Hyllą i musiała sobie radzić sama, a miała wtedy dwanaście lat. Po drodze napotkała swojego pierwszego przyjaciela Quinna, syna Merkurego. To on doprowadził ją do Obozu, ale to ona uratowała mu życie. Obudziły się w niej waleczne geny Bellony, która uznała ją zaraz po widowiskowym użyciu znaku drogowego i kabla pod napięciem do pokonania wielkiego byka z Kolchidy. Wielki wybuch od razu dał jej tabliczkę probatio, choć ledwo co przekroczyła Mały Tyber, a ówczesny pretor jeszcze nie znał jej imienia.
- Spadli w czeluści Tartaru. Percy i Annabeth. Wykonywali misję Hery w Rzymie.
Will przerwał w końcu tą przerażającą ciszę, którą przedłużała Thalia. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zwymiotować całe śniadanie, więc syn Apolla pociągnął ją, by usiadła na krześle. Roztrzęsiona Sally opadła tuż obok niej i…złapała ją za drżące ręce. W końcu przełamała się i opowiedziała o wszystkim, co wydarzyło się od wypłynięcia statku Leona.
- Spokojnie, Thalio. Wyjdą z tego. Zawsze sobie radzą, tym bardziej, że są tam razem.
- To ja powinnam panią uspokajać.
- Sally ma rację.- Fryderyk Chase przysiadł się do nich i dał każdemu kokosowe ciasteczko. Po jego zachowaniu nie można było zauważyć zdenerwowania, zdradzały go tylko oczy. Smutne, z iskierką bólu, ale także nadziei.- Dopóki Percy i Annabeth są razem, przezwyciężą każdą przeszkodę. Do tego zostali wyszkoleni.
- Mówi pan jak Annie- Will zaśmiał się, by rozluźnić trochę atmosferę.
- Nie jest łatwo być wzorem dla córki bogini mądrości, chłopcze. Ale staram się.
- I świetnie to panu wychodzi. Który ojciec poleciałby własnym samolotem, by ratować córkę z łap świrniętego tytana Atlasa?
Teraz roześmiali się wszyscy. Najgorsze mieli już za sobą.
- Czyli…ta wojna z Gają to już pewne?- Paul przyniósł więcej ciasteczek i zaprosił Reynę, by usiadła obok niego i poczęstowała się słodkościami.
- Tak. Wiecie, że siódemka z przepowiedni popłynęła do Grecji, by zamknąć Wrota Śmierci i powstrzymać Gaję. Nie zrobią tego bez pomocy bogów.
- Z tego co mówiła Annabeth, Olimp milczy.
- I tutaj jest miejsce dla nas. Mamy przerwać milczenie. W sumie…to zadanie Willa. My musimy znaleźć Atenę i nakłonić ją do działania. Jeśli ktoś ma stanąć do walki z Gają, to na pewno bogini mądrości.
- Tylko…nie wiemy gdzie szukać.
- Jak to gdzie?- Pan Chase spojrzał na herosów, jakby spadli z nieba.- W Atenach. To jej królestwo.  Tam się poznaliśmy. Potem ona znalazła mnie w Stanach.
Ateny. Grecja. Kraina poza władzą bogów.
- Ależ to…romantyczne- Thalia zrobiła minę, jakby odganiała od siebie myśli o profesorze Chase, który randkuje z nieśmiertelną boginią w ruinach Partenonu.
- Tak, wspaniałe czasy.
- Nie wątpię.
- Świetnie. Czyli co? Robimy wycieczkę do Aten?- Will spojrzał na Reynę, by usłyszeć jej decyzję. Bądź co bądź to ona dowodziła tą misją.
- Na to wygląda. Ochroniarz w muzeum gadał coś o pozbawieniu władzy, a ta Mantikora wymieniła imię Demodokosa.- Reyna bawiła się okruszkami po ciastkach, które zalegały na stole.
- Pozbawieniu władzy? Ktoś ma ci zabrać twój order pretora?
- Nie ktoś, tylko coś. Jeśli opuszczę swoje stanowisko i wyruszę do starożytnych krain. Półbogowie mają kategoryczny zakaz odwiedzania pierwotnych cywilizacji bogów. Będę wyklęta przez legion.
Will zagwizdał przeciągle, a Thalia spojrzała na nią z uwagą i nutą…szacunku? Proszę, kto by pomyślał.
- A ten Demodokos? Paul, wiesz co to za koleś?
- Taki stary śpiewak, potomek Apolla- kiwnął w stronę Willa- ale czczący Atenę. Wygnany z pałacu króla Agamemnona, za składanie krwawych ofiar.
- Och…super. Masz niezłych krewnych, Solace.
- Jeśli chcemy dostać się do Ateny, to powinniśmy z nim pogadać.
- Rozumiem, że zgłaszasz się na krwawą ofiarę?
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, Reyno- Paul uśmiechnął się szeroko.- Demodokos to nasz stały klient. Przychodzi na wieczorki poetyckie. Możecie z nim pogadać.
I tak właśnie dorośli wpakowali ich w kolejne kłopoty. Bo spotkanie ze zgrzybiałym śpiewakiem w barze Sally Jackson oczywiście nie mogło się dobrze skończyć.



Jeeej :D
Długo na to czekałam. Chcę zobaczyć waszą reakcję na to, że nasza Drużyna Marzeń wyrusza do Grecji ;)
Tak, tak, szalony pomysł. Ale będzie ciekawiej. Tym bardziej, jeśli Reyna spotka się z Piper.
Narracja Reyny wprowadziła kilka faktów z jej życia. Zdradzę wam, że Paul, Sally i Fryderyk Chase nie są jedynymi rodzicami herosów, którzy się pojawią. Narracja Willa wprowadzi ojca kolejnej bohaterki, choć on jest akurat znany ;) taaak bardzo znany.
No i nie mogłam się powstrzymać. Profesor Chase i Paul Blofis najlepszymi kumplami :D
No wiecie…Percabeth na poważnie.
Karmelek pozdrawia i czeka na opinie.
Do napisania!

1 komentarz:

  1. Jak ty to robisz, wplatasz w opowiadanie tyle rzeczy, że nie można się doczekać?!
    Kocham twój blog. Natknęłam się na niego przypadkiem i już nie mogę się doczekać następnej notki.
    Jak chcesz możesz wpaść na mój blog, też o Percy'm, tylko ja nie uwzględniam tak jakby Olimpijskich Herosów.

    OdpowiedzUsuń