poniedziałek, 18 sierpnia 2014

10. Nie taki Tartar straszny…




Nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd ona i Percy zamknęli w końcu oczy. Nie spodziewała się tego, ale zabawa w chowanego z Mormolyke znużyła ich na tyle, że po siedmiokrotnej zmianie kryjówki padli tak jak stali. Percy honorowo oddał jej swoją markową czarną kurtkę i stanowczo przytulił ją do siebie, jakby w ten sposób chciał ochronić ją przed świrniętym Bradem Pittem, który pałętał się gdzieś w pobliżu. Mimo, że żadne z nich nie miało sił na jakąkolwiek walkę w Wampirem, zrobiło jej się ciepło w środku, gdy pomyślała o wszystkich swoich przygodach z Glonomóżdżkiem. Nie byli jak typowe pary zakochanych nastolatków. O nie.
Po pierwsze: słowa „kocham cię” padły tylko trzy razy. Pierwszy wypowiedział je Percy, gdy po wojnie z tytanami odbywali trening. Doskwierała jej blizna po pamiętnym wydarzeniu z zatrutym sztyletem. Powiedział jej wtedy, że nie dopuścił do niej nikogo, bo jako pierwszy chciał spojrzeć jej w oczy i zobaczyć w nich swoje odbicie. Taki był Percy, odpowiedzi zawsze szukał w oczach. Po raz drugi miłosne wyznanie padło z jej ust, gdy spotkała go po kilkumiesięcznej rozłące na pokładzie Argo II. Poprzedziła je co prawda barwną wiązanką wyrazistych słów na temat Hery i innych bogów, ale w końcu padły. Za trzecim razem wypowiedzieli je oboje, gdy kurczowo trzymali się nikłej nadziei na przeżycie upadku w mroczną otchłań Tartaru. Tak to działało. Każdy kto ich znał, wiedział, że Annabeth kocha na zabój Percy’ego, a Jackson poświęciłby wszystko, by tylko mieć przy boku swoją ukochaną córkę Ateny.
Po drugie: w najmniejszym stopniu nie oszczędzali się na arenie tylko z tego powodu, że byli parą. Annabeth była jedyną osobą w obozie, która potrafiła złupać bohaterski tyłek Percy’ego. Mimo wielu lat przyjaźni i niezliczonej liczbie potworów, których wspólnie pozabijali, blondwłosa szesnastolatka za każdym razem zaskakiwała Jacksona techniką i zabójczymi sztuczkami. Syn Posejdona jeszcze nigdy nie wygrał z nią w bezpośrednim pojedynku, choć parę razy udało im się zremisować. Chodzi oczywiście o uczciwą walkę, nie licząc wodnych talentów Percy’ego. Młodzi herosi dawali niezły popis przed innymi obozowiczami, a córki Afrodyty krzywiły się na widok pociętych ramion Annabeth i szeptały między sobą, że ich sprawcą był Percy. Dla nich to było niepojęte. W końcu byli w sobie zakochani.
Po trzecie: Nie okazywali uczuć publicznie. Nie macali się po kątach, nie zdzierali z siebie ubrać, nie spijali z dzióbków. Po prostu przytulali się, wariowali na różne sposoby i dużo rozmawiali. Wiedzieli o sobie wszystko, od ulubionych rzeczy do historii rodzinnej, lęków i najgłębszych tajemnic. Chodzili na randki, ale robili to w najmniej oczekiwanych momentach, gdy żadne wścibskie oczy nie obserwowały ich każdego kroku. Dużo czasu spędzali z najlepszymi przyjaciółmi, czyli Thalią Grace, Willem Solace, Malcolmem Hendersonem, a także (co było niepojęte) z Clarisse La Rue i jej chłopakiem Chrisem Rodriguezem. O dziwo znaleźli wspólną powierniczkę swoich problemów w postaci Rachel Dare, co było na tyle szalone, że wyrocznia teraz lepiej dogadywała się z Annabeth. 
Córka Ateny w końcu przyzwyczaiła się do ogarniającej jej szarej mgły i czerwonych, gorących skał. Odkąd znaleźli się w Erebie, ich wędrówka stała się znacznie trudniejsza. Powietrze przepełnione siarką powoli truło płuca, żywili się znalezioną miętą Persefony, która o dziwo działała podobnie do boskiego Nektaru. Przerażała ją myśl o morderczej drodze ku Wrotom Śmierci, ale gdzieś w głębi wiedziała, że podążają w dobrym kierunku. Sytuacji nie poprawiał także Mormolyke. Nie powinna się tym przejmować, ale ten potwór budził w niej smutek. Ereb i Echidna strącili go do Tartaru, gdzie został księciem ciemnej krainy. Tylko co z tego, jak nie miał kim rządzić, czy chociażby porozmawiać.
- Annabeth? Myślisz, że możemy wyjść? Jest dzień, Brad Pitt pewnie schował się do swojej trumny.
- Percy-westchnęła lekko i wstała, jednocześnie rozciągając ścierpnięte kończyny.- To jest Ereb. Najmroczniejsza Ciemność jaka istnieje. Nie ma różnicy, czy jest siódma rano, czy północ. Ereb rządzi się swoimi prawami.
- Super, czyli co? Po tym całym szurniętym planie Hery mamy stać się smakołykami dla świrniętego księcia w Tartarze?
- Nie wiem.
Percy uniósł wyżej brwi, wbijając w nią swoje morskie tęczówki. Annabeth poczuła, że tonie w głębi jego spojrzenia.
- Ty nie wiesz, Mądralińska? Ty zawsze masz plan. Dlatego tak bardzo cię potrzebuję.
- Dobra, chodzi mi po głowie pewna myśl, ale jest szalona.
- Daj spokój! Rozejrzyj się, Annabeth. To cholerny Tartar. Przeżyliśmy ten upadek, więc nie poddamy się teraz. Poza tym, Leo obiecał mi niebieski pancerz. Uwierz mi, chcesz zobaczyć Perseusza w specjalnie wykutym niebieskim pancerzu, mała.
- Tak. W pogiętym, jak już przetrzepię ci ten posejdonowski zadek. Po raz kolejny.- Annabeth przewróciła oczyma i puściła mu oczko, gdy przechodziła obok niego, by wyjść z kryjówki. Percy skrzywił się nieznacznie na wspomnienie sromotnych porażek w pojedynkach ze swoją dziewczyną. Zawsze mówił jej, że daje jej fory, ale wiedział, że jej technika jest niezwykle zaskakująca. Nigdy nie wiedział, co go czeka. I to najbardziej lubił w ich związku. Nieprzewidywalność. Zero nudy.
Gdy tylko opuścili względnie chroniące ich kolumny skalne, z góry dobiegł ich przeraźliwy skrzek czarnego ptaszyska, które wdarło się do granic Erebu.
- Na stalowe gacie Hefajstosa! Czy to moja świrnięta nauczycielka matematyki?
- Mówiłam ci, że Hades wysłał Erynie.- Córka Ateny pokręciła głową, a kącik jej ust uniósł się nieco, gdy usłyszała jakże znajome przekleństwo Percy’ego. Tak, jej chłopak zdawał się popadać w „leonizm”, jak nazwała charakterystyczne zachowanie Valdeza. Powoływanie się na popularne cechy bogów należało do ulubionej zabawy Leona. Stalowe gacie Hefajstosa stały się klasykiem i zdecydowanym ulubieńcem całej załogi Argo II.
- Tak, miał też podobno przysłać jakiegoś ochroniarza.
- Ciekawe, bo Mormolyke właśnie zastanawiał się, dlaczego Erynie mają boskie błogosławieństwo Hadesa. I co on tu robi.- Oboje podskoczyli ze strachu, gdy za kolejnym zakrętem czekał na nich Mormo. Pogrążeni w rozmowie herosi brnęli przed siebie, nie zważając na niebezpieczeństwo. Szara mgła okalała całą równinę Ereb, więc chowanie się i tak było bez sensu.
- Koleś, kurde! Uparłeś się na nas? Masz tu pełno świeżej krwi, od zwierzęcej, przez potworną, a nawet ichor się znajdzie! A tytani? Hyperion na pewno ma pyszną krew.
Percy powoli okręcał swój długopis między palcami, jakby oczekiwał gwałtownego ataku ze strony świrniętego Brada. Mormolyke zeskoczył z wielkiego głazu na którym spokojnie siedział, schylił się by zawiązać sznurówki swoich skórzanych, wysokich butów i zerknął niepewnie na Annabeth. Słowa Percy’ego o krwi kompletnie zignorował.
- Ty byłaś miła dla Mormo.- Odezwał się po przedłużającej się ciszy, podczas której Percy patrzył co chwila to na swoją dziewczynę, to na Brada Pitta.
- Taaa…Annabeth z reguły jest dla wszystkich miła. Uwierz mi, koleś. Ktoś, kto potrafi zaprzyjaźnić się z Clarisse La Rue musi być diabelnie potężnym herosem.
- Clarisse La Rue? – Mormolyke przechylił śmiesznie głowę, gdy wreszcie oderwał oczy od Annabeth.- To jakiś potwór? Mormo jako książę zna prawie wszystkie, ale o tym nie słyszał.
- I nie chcesz słyszeć, stary. To potwór z rodzaju tych obdarzonych naturalnym talentem. Wiesz, warczy na ciebie, wściekle atakuje, wsadza ci głowę do klozetu, a na koniec zabija wielkiego Drakona w pojedynkę. Nie mówiąc już o tym, że jest córką Aresa.- Percy zdawał się nakręcać- Tak, diabeł wcielony, nie dziewczyna.
- Och, może usiądziemy przy kawce i przy okazji przedyskutujemy sposób naszej śmierci? Skoro mamy się zaprzyjaźnić, lepiej niech wie, jak chcemy umrzeć.- Annabeth przerwała uroczą litanię do Clarisse w wykonaniu Percy’ego.- Wybacz, Mormo. Nie chciałam cię urazić. Ale Tartar…to nie jest nasze wymarzone miejsce. To taka wycieczka gratis podczas polowania na Gaję.
Mormo wyciągnął szybko swoją Iskrę i skierował ją ku córce Ateny. Końcówka znów zalśniła na złoto, jakby wyczuwała obecność krwi bogini mądrości.
- Nie jesteście potworami.- Powtórzył słowa z ich pierwszego spotkania.- Mormo łaknie krwi. Ale ona była dla niego miła. Powiedziała, że nauczy czytać. Wiecie co…Mormo jednak was nie zabije. Chciałby umieć czytać. Znalazł pewną księgę, a nie wie co to.
Annabeth i Percy spojrzeli na siebie z szeroko otwartymi oczami. Czyżby szczęście w końcu się do nich uśmiechnęło? Jeśli mieliby po swojej stronie księcia całego Erebu, znacznie szybciej i bezpieczniej dotarliby do Wrót. I do załogi Argo II.
- Ta…Tak, pewnie.- Blondynka odgarnęła grzywkę, która pod wpływem gorącego powietrza co chwila opadała jej na oczy. Mormo niepewnie miętosił róg swojej koszuli, ale na dźwięk jej głosu wbił w nią żółte ślepia i pokazał kilka kłów.-  To znaczy…z chęcią bym to zrobiła, ale nie jesteśmy chyba najlepszym towarzystwem. Nie chcę cię wykorzystywać. Wszystkie potwory w Tartarze nas znają. A Hades powiedział…
- Mormo dobrze wie, co powiedział pan Hades.- Wampir opadł z powrotem na opuszczony wcześniej głaz i widząc ich pytające spojrzenie, wytłumaczył.- Mormolyke jest synem Erebu, pierwotnego bóstwa. W związku z tym jest o wiele starszy niż wy, giganci, a nawet niektórzy tytani. W sumie mógłby równać się z posiekanym Kronosem…nie o to chodzi. Mormo potrafi wykorzystywać ciemność na różne sposoby. Ta mgła też jest pod jego kontrolą- wyciągnął rękę i wchłonął w siebie trochę szarego dymu. Annabeth westchnęła, gdy Wampir powoli stawał się bledszy, aż stał się niewidzialny. Zaraz jednak pojawił się znowu, patrząc na nich ze smutnym uśmiechem.- Mormo zdołał przechwycić twoje widzenie senne- kiwnął na córkę Ateny, nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Kurczę, stary!- Percy westchnął z niechętnym podziwem. Nie przepadał za Pittem, ale Annabeth wyraźnie go przekupiła, więc trzeba było brać, co dają.- Dlaczego w ogóle znalazłeś się w Tartarze? Z takimi zdolnościami jednym pstryknięciem pokonałbyś gigantów. No i Gaję.
- Właśnie dlatego. Wojna z tytanami przyniosła czas wyborów. Nawet dla takich nieśmiertelnych, jak Mormo, Echidna czy Ereb. Należało wybrać stronę. Mormo wybrał bogów i herosów. Ereb natomiast tytanów.
- Walczyłeś po naszej stronie? Niby jak?
- Mormo kontroluje Ciemność. Każdego rodzaju. A także ma nad wyraz funkcjonalne powonienie- niemal bezszelestnie podskoczył do Percy’ego i wciągnął zapach syna pana mórz.- Pachniesz glonami, jak Posejdon. Ale twoją aurę burzą odmęty Małego Tybru. I Styks. Cuchniesz Styksem.
- No…kiedyś tam wpadłem do Podziemi na plażę.- Percy zaśmiał się, ale oczami krzyczał do Annabeth, by go ratowała. Znowu. Jednak kolejne słowa Mormolyke i ją wytrąciły z równowagi.
- Nie ty jeden zanurzałeś się w Styksie, Cuchnący glonami. Mormolyke dobrze zna ten zapach. Długo walczył z Kronosem o duszę Luke’a Castellana.
Annabeth mocno złapała Percy’ego za rękę, on także wydawał się opadły z sił. Wbrew pozorom Luke był bliski im obu, każdemu na swój sposób. To ciągle był bolesny temat.
- A-alee…
- Luke okazał się niezwykle silnym herosem. Mormo to wykorzystał. Walczył z Kronosem, prawda. Ale więcej energii potrzebował na wyzwolenie duszy Luke’a. Pomógł na tyle, że chłopak przebudził się z transu i był w stanie się poświęcić, by przepowiednia się dokonała.
- Twój ojciec przegrał, popierając tytanów. A ciebie strącił do Tartaru.- Wyszeptała Annabeth, cały czas ściskając Percy’ego.
- Wypowiedziano nową wojnę. Pani Gaja się budzi. Ereb nie chce, by i tym razem Mormo namieszał. A teraz pojawiacie się wy. Herosi, wybrańcy Hery.
- Skąd wiesz o…
- Mormo kontroluje Ciemność.- Powtarzał to jak mantrę, jakby chciał, by wreszcie coś do nich dotarło.- Na różne sposoby.
- Mormolyke….- Annabeth puściła rękę Percy’ego i krok za krokiem zbliżała się do skulonego Wampira. Śledził ją wzrokiem, gdy siadała koło niego na jednej ze skał.- Ty nie chcesz tej wojny, prawda? Nie chcesz, by Gaja powstała.
- To chyba nie czyni z Mormo dobrego potwora. Jednak wie, że gdy Pierwotni, jak Gaja, Ereb czy sam Uranos przebudzą się na tyle, by prowadzić wojnę, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Mormo wie, że jest niedobrym potworem. Uważa, że rządy bogów są dobre. Przynajmniej współpracują z Mormo.
- Kto?
- Pani Hestia….no i…Atena.- Wampir ponownie wbił żółte spojrzenie w Annabeth. Córka bogini mądrości poczuła nieprzyjemną falę w brzuchu, gdy pomyślała o swojej matce. Wiedziała, że Atena skora jest do zawiązywania strategicznych paktów, a taka postać jak Mormolyke musi być dla niej cenna. Podejrzewała też, że to dlatego Wampir odwlekał bezpośredni atak. Wyczuł w niej geny matki, więc chciał się przekonać, czy i ona skora jest do pomocy.
- Cały czas powtarzam, że Hestia powinna objąć znacznie poważniejsze stanowisko niż pilnowanie domowego ogniska. Mogłaby tak…wykopać Herę z jej złotego tronu- rozmarzył się Percy. Ostatnia Olimpijka była jego ulubioną boginią, a i Annabeth czuła do niej dużą sympatię.- Dobra, stary. Rozumiem, że teraz gramy w jednej drużynie?- Syn Posejdona stanął tuż za swoją dziewczyną i położył jedną dłoń na jej ramieniu. Drugą wyciągnął w stronę Brada, wyrażając chęć pojednania.
Annabeth wciągnęła mocno powietrze, gdy Mormo zamiast uścisnąć dłoń Percy’ego ze świstem oręża wyciągnął ku nim swoją Iskrę. Klinga perfekcyjnie ominęła pierś jej chłopaka o centymetry, gdy Wampir zwinnie zeskoczył ze skały i przebiegł dwadzieścia metrów. Czubek jego miecza zalśnił czerwoną poświatą.
- Empuzy.- Warknął syn Echidny, obnażając kły. Zamknął na chwilę oczy, jakby czegoś nasłuchiwał.- Chodźcie, szybko! On gdzieś tu jest, szuka was. Hades obiecał.
Nie wiedzieli co się dzieje, ale gdy tylko usłyszeli przeraźliwy krzyk potwornych Empuz, zerwali się na równe nogi i czym prędzej ruszyli za mrocznym księciem. Annabeth bezwiednie skierowała dłoń do sakwy, w poszukiwaniu sztyletu. Bezbronna. Znowu.
- Trzymaj się mnie.- Percy szedł tuż obok i doskonale odczytał jej myśli. Zdążył już uzbroić się w Orkan, teraz czujnie obserwował otoczenie. Na niewiele to się zdało, szara mgła była wszędzie, choć krzyknęła do Mormo, by obniżył trochę jej zasięg.
- Mormolyke- szepnął Percy- Ten On, o którym ciągle mówisz….
- Pan Hades obiecał panience ochroniarza.
- Ale kto….
Nie dowiedzieli się, kto ma być tym wspaniałym ochroniarzem, którego przysłał Pan Podziemia. Kiedy we trójkę opuścili granice małego wąwozu, którym biegli, gwałtownie się zatrzymali. Tutaj mgła była inna. Duszące, purpurowe opary niczym krew przylegały do skóry, parząc niemiłosiernie. Percy syknął, ale zdołał utrzymać Orkana w dłoni. Mormo groźnie obnażył ostre kły, gdy jego żółte oczy spoczęły na trzech Empuzach, które przerwały ich wędrówkę.
- Perseusz Jackson- Warknęły wszystkie razem.- Znowu się spotykamy.
- To nie najlepszy czas na herbatkę, panie wybaczą.
- To czas na pożywkę. Pyszna przekąska z herosów, o tak.
Annabeth wrzasnęła ostrzegawczo, gdy Empuzy niczym błyskawica doskoczyły do Percy’ego. Kątem oka zarejestrowała czarne lśnienie Iskry, gdy Mormo rzucił się na jedną wampirzycę. Pisnęła cicho, gdy obok niej wylądowała odcięta ręka. Parząca, czerwona mgła stawała się coraz gęstsza, a ona nie chciała przypadkowo nadziać się na miecze jej towarzyszy. Cofnęła się do tyłu, kiedy tuż obok usłyszała przekleństwo Percy’ego. Coś musiało mu się stać, bo zaraz potem krzyknął z bólu.
- Percy!- Chciała ruszyć w jego stronę, ale uniemożliwiła jej to trzecia Empuza. No tak, jedna leżała posiekana na kawałki przez Mormo, druga znęcała się nad Percym. Dla niej także nie mogło zabraknąć rozrywki. Rozejrzała się, beznadziejnie brnąc w głąb czerwonych oparów. Skóra niemiłosiernie paliła, jakby palono ją na stosie.
- Pomocy!- krzyknęła.
Mgła zasnuwała jej umysł, krzyk rozniósł się razem z mocnym, duszącym kaszlem. Nie wiedziała co się dzieje z Mormolyke i Percym. Trujące obłoki powoli odbierały jej świadomość, ale jeszcze zdążyła zauważyć nagły przypływ białej energii. Nie wiadomo dlaczego atakująca ją Empuza uciekła z sykiem, a może rozprysła się w drobny mak. Upadła na kolana, lecz przed kontaktem z trującą mgłą ocaliły ją silne ramiona, odziane w coś miękkiego. Jęknęła cicho, gdy odchyliła głowę, by spojrzeć w górę. Ostatnim, co zobaczyła, były długie, białe włosy, niebieski kombinezon sprzątacza i pokaźna miotła zakończona ostrzem, które świeciło się na biało.
- Percy…- Wymamrotała, zaciskając dłoń na ramieniu nieznajomego.
Otuliła ją ciemność, gdy trująca, purpurowa mgła wzięła ją w posiadanie.

Bum!
Mam nadzieję, że wiecie, kto jest „ochroniarzem” wysłanym przez Hadesa? :D
No i co powiecie? Mormo namieszał! Brzydki potwór!
Dobra, Wena mi odbija.
Czekam na wasze opinie ;)
Karmelek pozdrawia.

4 komentarze:

  1. Fajne, boskie, czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne. Masz talent, czekam na next;)
    Mam nadzieje, że w następnym rozdziale pojawi się Will, Thalia i Reyna:)

    OdpowiedzUsuń
  3. 51 yr old Account Executive Alessandro Hassall, hailing from Langley enjoys watching movies like Conan the Barbarian and Reading. Took a trip to Redwood National and State Parks and drives a Wrangler. fantastyczna tresc

    OdpowiedzUsuń