Nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd ona i Percy zamknęli w
końcu oczy. Nie spodziewała się tego, ale zabawa w chowanego z Mormolyke
znużyła ich na tyle, że po siedmiokrotnej zmianie kryjówki padli tak jak stali.
Percy honorowo oddał jej swoją markową czarną kurtkę i stanowczo przytulił ją
do siebie, jakby w ten sposób chciał ochronić ją przed świrniętym Bradem
Pittem, który pałętał się gdzieś w pobliżu. Mimo, że żadne z nich nie miało sił
na jakąkolwiek walkę w Wampirem, zrobiło jej się ciepło w środku, gdy pomyślała
o wszystkich swoich przygodach z Glonomóżdżkiem. Nie byli jak typowe pary
zakochanych nastolatków. O nie.
Po pierwsze: słowa „kocham cię” padły tylko trzy razy.
Pierwszy wypowiedział je Percy, gdy po wojnie z tytanami odbywali trening.
Doskwierała jej blizna po pamiętnym wydarzeniu z zatrutym sztyletem. Powiedział
jej wtedy, że nie dopuścił do niej nikogo, bo jako pierwszy chciał spojrzeć jej
w oczy i zobaczyć w nich swoje odbicie. Taki był Percy, odpowiedzi zawsze
szukał w oczach. Po raz drugi miłosne wyznanie padło z jej ust, gdy spotkała go
po kilkumiesięcznej rozłące na pokładzie Argo II. Poprzedziła je co prawda
barwną wiązanką wyrazistych słów na temat Hery i innych bogów, ale w końcu
padły. Za trzecim razem wypowiedzieli je oboje, gdy kurczowo trzymali się
nikłej nadziei na przeżycie upadku w mroczną otchłań Tartaru. Tak to działało.
Każdy kto ich znał, wiedział, że Annabeth kocha na zabój Percy’ego, a Jackson
poświęciłby wszystko, by tylko mieć przy boku swoją ukochaną córkę Ateny.
Po drugie: w najmniejszym stopniu nie oszczędzali się na
arenie tylko z tego powodu, że byli parą. Annabeth była jedyną osobą w obozie,
która potrafiła złupać bohaterski tyłek Percy’ego. Mimo wielu lat przyjaźni i
niezliczonej liczbie potworów, których wspólnie pozabijali, blondwłosa
szesnastolatka za każdym razem zaskakiwała Jacksona techniką i zabójczymi
sztuczkami. Syn Posejdona jeszcze nigdy nie wygrał z nią w bezpośrednim
pojedynku, choć parę razy udało im się zremisować. Chodzi oczywiście o uczciwą
walkę, nie licząc wodnych talentów Percy’ego. Młodzi herosi dawali niezły popis
przed innymi obozowiczami, a córki Afrodyty krzywiły się na widok pociętych
ramion Annabeth i szeptały między sobą, że ich sprawcą był Percy. Dla nich to
było niepojęte. W końcu byli w sobie zakochani.
Po trzecie: Nie okazywali uczuć publicznie. Nie macali się
po kątach, nie zdzierali z siebie ubrać, nie spijali z dzióbków. Po prostu
przytulali się, wariowali na różne sposoby i dużo rozmawiali. Wiedzieli o sobie
wszystko, od ulubionych rzeczy do historii rodzinnej, lęków i najgłębszych
tajemnic. Chodzili na randki, ale robili to w najmniej oczekiwanych momentach,
gdy żadne wścibskie oczy nie obserwowały ich każdego kroku. Dużo czasu spędzali
z najlepszymi przyjaciółmi, czyli Thalią Grace, Willem Solace, Malcolmem
Hendersonem, a także (co było niepojęte) z Clarisse La Rue i jej chłopakiem
Chrisem Rodriguezem. O dziwo znaleźli wspólną powierniczkę swoich problemów w
postaci Rachel Dare, co było na tyle szalone, że wyrocznia teraz lepiej
dogadywała się z Annabeth.
Córka Ateny w końcu przyzwyczaiła się do ogarniającej jej
szarej mgły i czerwonych, gorących skał. Odkąd znaleźli się w Erebie, ich
wędrówka stała się znacznie trudniejsza. Powietrze przepełnione siarką powoli
truło płuca, żywili się znalezioną miętą Persefony, która o dziwo działała
podobnie do boskiego Nektaru. Przerażała ją myśl o morderczej drodze ku Wrotom
Śmierci, ale gdzieś w głębi wiedziała, że podążają w dobrym kierunku. Sytuacji
nie poprawiał także Mormolyke. Nie powinna się tym przejmować, ale ten potwór
budził w niej smutek. Ereb i Echidna strącili go do Tartaru, gdzie został
księciem ciemnej krainy. Tylko co z tego, jak nie miał kim rządzić, czy
chociażby porozmawiać.
- Annabeth? Myślisz, że możemy wyjść? Jest dzień, Brad Pitt
pewnie schował się do swojej trumny.
- Percy-westchnęła lekko i wstała, jednocześnie rozciągając
ścierpnięte kończyny.- To jest Ereb. Najmroczniejsza Ciemność jaka istnieje.
Nie ma różnicy, czy jest siódma rano, czy północ. Ereb rządzi się swoimi
prawami.
- Super, czyli co? Po tym całym szurniętym planie Hery mamy
stać się smakołykami dla świrniętego księcia w Tartarze?
- Nie wiem.
Percy uniósł wyżej brwi, wbijając w nią swoje morskie
tęczówki. Annabeth poczuła, że tonie w głębi jego spojrzenia.
- Ty nie wiesz, Mądralińska? Ty zawsze masz plan. Dlatego
tak bardzo cię potrzebuję.
- Dobra, chodzi mi po głowie pewna myśl, ale jest szalona.
- Daj spokój! Rozejrzyj się, Annabeth. To cholerny Tartar.
Przeżyliśmy ten upadek, więc nie poddamy się teraz. Poza tym, Leo obiecał mi
niebieski pancerz. Uwierz mi, chcesz zobaczyć Perseusza w specjalnie wykutym
niebieskim pancerzu, mała.
- Tak. W pogiętym, jak już przetrzepię ci ten posejdonowski
zadek. Po raz kolejny.- Annabeth przewróciła oczyma i puściła mu oczko, gdy
przechodziła obok niego, by wyjść z kryjówki. Percy skrzywił się nieznacznie na
wspomnienie sromotnych porażek w pojedynkach ze swoją dziewczyną. Zawsze mówił
jej, że daje jej fory, ale wiedział, że jej technika jest niezwykle
zaskakująca. Nigdy nie wiedział, co go czeka. I to najbardziej lubił w ich
związku. Nieprzewidywalność. Zero nudy.
Gdy tylko opuścili względnie chroniące ich kolumny skalne, z
góry dobiegł ich przeraźliwy skrzek czarnego ptaszyska, które wdarło się do
granic Erebu.
- Na stalowe gacie Hefajstosa! Czy to moja świrnięta
nauczycielka matematyki?
- Mówiłam ci, że Hades wysłał Erynie.- Córka Ateny pokręciła
głową, a kącik jej ust uniósł się nieco, gdy usłyszała jakże znajome
przekleństwo Percy’ego. Tak, jej chłopak zdawał się popadać w „leonizm”, jak
nazwała charakterystyczne zachowanie Valdeza. Powoływanie się na popularne
cechy bogów należało do ulubionej zabawy Leona. Stalowe gacie Hefajstosa stały
się klasykiem i zdecydowanym ulubieńcem całej załogi Argo II.
- Tak, miał też podobno przysłać jakiegoś ochroniarza.
- Ciekawe, bo Mormolyke właśnie zastanawiał się, dlaczego
Erynie mają boskie błogosławieństwo Hadesa. I co on tu robi.- Oboje podskoczyli ze strachu, gdy za kolejnym zakrętem
czekał na nich Mormo. Pogrążeni w rozmowie herosi brnęli przed siebie, nie
zważając na niebezpieczeństwo. Szara mgła okalała całą równinę Ereb, więc
chowanie się i tak było bez sensu.
- Koleś, kurde! Uparłeś się na nas? Masz tu pełno świeżej
krwi, od zwierzęcej, przez potworną, a nawet ichor się znajdzie! A tytani?
Hyperion na pewno ma pyszną krew.
Percy powoli okręcał swój długopis między palcami, jakby
oczekiwał gwałtownego ataku ze strony świrniętego Brada. Mormolyke zeskoczył z
wielkiego głazu na którym spokojnie siedział, schylił się by zawiązać sznurówki
swoich skórzanych, wysokich butów i zerknął niepewnie na Annabeth. Słowa
Percy’ego o krwi kompletnie zignorował.
- Ty byłaś miła dla Mormo.- Odezwał się po przedłużającej
się ciszy, podczas której Percy patrzył co chwila to na swoją dziewczynę, to na
Brada Pitta.
- Taaa…Annabeth z reguły jest dla wszystkich miła. Uwierz
mi, koleś. Ktoś, kto potrafi zaprzyjaźnić się z Clarisse La Rue musi być
diabelnie potężnym herosem.
- Clarisse La Rue? – Mormolyke przechylił śmiesznie głowę,
gdy wreszcie oderwał oczy od Annabeth.- To jakiś potwór? Mormo jako książę zna
prawie wszystkie, ale o tym nie słyszał.
- I nie chcesz słyszeć, stary. To potwór z rodzaju tych
obdarzonych naturalnym talentem. Wiesz, warczy na ciebie, wściekle atakuje,
wsadza ci głowę do klozetu, a na koniec zabija wielkiego Drakona w pojedynkę.
Nie mówiąc już o tym, że jest córką Aresa.- Percy zdawał się nakręcać- Tak, diabeł
wcielony, nie dziewczyna.
- Och, może usiądziemy przy kawce i przy okazji
przedyskutujemy sposób naszej śmierci? Skoro mamy się zaprzyjaźnić, lepiej
niech wie, jak chcemy umrzeć.- Annabeth przerwała uroczą litanię do Clarisse w
wykonaniu Percy’ego.- Wybacz, Mormo. Nie chciałam cię urazić. Ale Tartar…to nie
jest nasze wymarzone miejsce. To taka wycieczka gratis podczas polowania na
Gaję.
Mormo wyciągnął szybko swoją Iskrę i skierował ją ku córce
Ateny. Końcówka znów zalśniła na złoto, jakby wyczuwała obecność krwi bogini
mądrości.
- Nie jesteście potworami.- Powtórzył słowa z ich pierwszego
spotkania.- Mormo łaknie krwi. Ale ona była dla niego miła. Powiedziała, że
nauczy czytać. Wiecie co…Mormo jednak was nie zabije. Chciałby umieć czytać.
Znalazł pewną księgę, a nie wie co to.
Annabeth i Percy spojrzeli na siebie z szeroko otwartymi
oczami. Czyżby szczęście w końcu się do nich uśmiechnęło? Jeśli mieliby po
swojej stronie księcia całego Erebu, znacznie szybciej i bezpieczniej dotarliby
do Wrót. I do załogi Argo II.
- Ta…Tak, pewnie.- Blondynka odgarnęła grzywkę, która pod
wpływem gorącego powietrza co chwila opadała jej na oczy. Mormo niepewnie
miętosił róg swojej koszuli, ale na dźwięk jej głosu wbił w nią żółte ślepia i
pokazał kilka kłów.- To znaczy…z chęcią
bym to zrobiła, ale nie jesteśmy chyba najlepszym towarzystwem. Nie chcę cię
wykorzystywać. Wszystkie potwory w Tartarze nas znają. A Hades powiedział…
- Mormo dobrze wie, co powiedział pan Hades.- Wampir opadł z
powrotem na opuszczony wcześniej głaz i widząc ich pytające spojrzenie,
wytłumaczył.- Mormolyke jest synem Erebu, pierwotnego bóstwa. W związku z tym
jest o wiele starszy niż wy, giganci, a nawet niektórzy tytani. W sumie mógłby
równać się z posiekanym Kronosem…nie o to chodzi. Mormo potrafi wykorzystywać
ciemność na różne sposoby. Ta mgła też jest pod jego kontrolą- wyciągnął rękę i
wchłonął w siebie trochę szarego dymu. Annabeth westchnęła, gdy Wampir powoli
stawał się bledszy, aż stał się niewidzialny. Zaraz jednak pojawił się znowu,
patrząc na nich ze smutnym uśmiechem.- Mormo zdołał przechwycić twoje widzenie
senne- kiwnął na córkę Ateny, nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Kurczę, stary!- Percy westchnął z niechętnym podziwem. Nie
przepadał za Pittem, ale Annabeth wyraźnie go przekupiła, więc trzeba było
brać, co dają.- Dlaczego w ogóle znalazłeś się w Tartarze? Z takimi
zdolnościami jednym pstryknięciem pokonałbyś gigantów. No i Gaję.
- Właśnie dlatego. Wojna z tytanami przyniosła czas wyborów.
Nawet dla takich nieśmiertelnych, jak Mormo, Echidna czy Ereb. Należało wybrać
stronę. Mormo wybrał bogów i herosów. Ereb natomiast tytanów.
- Walczyłeś po naszej stronie? Niby jak?
- Mormo kontroluje Ciemność. Każdego rodzaju. A także ma nad
wyraz funkcjonalne powonienie- niemal bezszelestnie podskoczył do Percy’ego i
wciągnął zapach syna pana mórz.- Pachniesz glonami, jak Posejdon. Ale twoją
aurę burzą odmęty Małego Tybru. I Styks. Cuchniesz Styksem.
- No…kiedyś tam wpadłem do Podziemi na plażę.- Percy zaśmiał
się, ale oczami krzyczał do Annabeth, by go ratowała. Znowu. Jednak kolejne
słowa Mormolyke i ją wytrąciły z równowagi.
- Nie ty jeden zanurzałeś się w Styksie, Cuchnący glonami. Mormolyke
dobrze zna ten zapach. Długo walczył z Kronosem o duszę Luke’a Castellana.
Annabeth mocno złapała Percy’ego za rękę, on także wydawał
się opadły z sił. Wbrew pozorom Luke był bliski im obu, każdemu na swój sposób.
To ciągle był bolesny temat.
- A-alee…
- Luke okazał się niezwykle silnym herosem. Mormo to
wykorzystał. Walczył z Kronosem, prawda. Ale więcej energii potrzebował na
wyzwolenie duszy Luke’a. Pomógł na tyle, że chłopak przebudził się z transu i
był w stanie się poświęcić, by przepowiednia się dokonała.
- Twój ojciec przegrał, popierając tytanów. A ciebie strącił
do Tartaru.- Wyszeptała Annabeth, cały czas ściskając Percy’ego.
- Wypowiedziano nową wojnę. Pani Gaja się budzi. Ereb nie
chce, by i tym razem Mormo namieszał. A teraz pojawiacie się wy. Herosi,
wybrańcy Hery.
- Skąd wiesz o…
- Mormo kontroluje Ciemność.- Powtarzał to jak mantrę, jakby
chciał, by wreszcie coś do nich dotarło.- Na różne sposoby.
- Mormolyke….- Annabeth puściła rękę Percy’ego i krok za
krokiem zbliżała się do skulonego Wampira. Śledził ją wzrokiem, gdy siadała
koło niego na jednej ze skał.- Ty nie chcesz tej wojny, prawda? Nie chcesz, by
Gaja powstała.
- To chyba nie czyni z Mormo dobrego potwora. Jednak wie, że
gdy Pierwotni, jak Gaja, Ereb czy sam Uranos przebudzą się na tyle, by prowadzić
wojnę, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Mormo wie, że jest niedobrym potworem.
Uważa, że rządy bogów są dobre. Przynajmniej współpracują z Mormo.
- Kto?
- Pani Hestia….no i…Atena.- Wampir ponownie wbił żółte
spojrzenie w Annabeth. Córka bogini mądrości poczuła nieprzyjemną falę w
brzuchu, gdy pomyślała o swojej matce. Wiedziała, że Atena skora jest do
zawiązywania strategicznych paktów, a taka postać jak Mormolyke musi być dla
niej cenna. Podejrzewała też, że to dlatego Wampir odwlekał bezpośredni atak.
Wyczuł w niej geny matki, więc chciał się przekonać, czy i ona skora jest do
pomocy.
- Cały czas powtarzam, że Hestia powinna objąć znacznie
poważniejsze stanowisko niż pilnowanie domowego ogniska. Mogłaby tak…wykopać
Herę z jej złotego tronu- rozmarzył się Percy. Ostatnia Olimpijka była jego
ulubioną boginią, a i Annabeth czuła do niej dużą sympatię.- Dobra, stary.
Rozumiem, że teraz gramy w jednej drużynie?- Syn Posejdona stanął tuż za swoją
dziewczyną i położył jedną dłoń na jej ramieniu. Drugą wyciągnął w stronę Brada,
wyrażając chęć pojednania.
Annabeth wciągnęła mocno powietrze, gdy Mormo zamiast
uścisnąć dłoń Percy’ego ze świstem oręża wyciągnął ku nim swoją Iskrę. Klinga
perfekcyjnie ominęła pierś jej chłopaka o centymetry, gdy Wampir zwinnie
zeskoczył ze skały i przebiegł dwadzieścia metrów. Czubek jego miecza zalśnił
czerwoną poświatą.
- Empuzy.- Warknął syn Echidny, obnażając kły. Zamknął na
chwilę oczy, jakby czegoś nasłuchiwał.- Chodźcie, szybko! On gdzieś tu jest, szuka was. Hades obiecał.
Nie wiedzieli co się dzieje, ale gdy tylko usłyszeli
przeraźliwy krzyk potwornych Empuz, zerwali się na równe nogi i czym prędzej
ruszyli za mrocznym księciem. Annabeth bezwiednie skierowała dłoń do sakwy, w
poszukiwaniu sztyletu. Bezbronna. Znowu.
- Trzymaj się mnie.- Percy szedł tuż obok i doskonale
odczytał jej myśli. Zdążył już uzbroić się w Orkan, teraz czujnie obserwował
otoczenie. Na niewiele to się zdało, szara mgła była wszędzie, choć krzyknęła
do Mormo, by obniżył trochę jej zasięg.
- Mormolyke- szepnął Percy- Ten On, o którym ciągle mówisz….
- Pan Hades obiecał panience ochroniarza.
- Ale kto….
Nie dowiedzieli się, kto ma być tym wspaniałym ochroniarzem,
którego przysłał Pan Podziemia. Kiedy we trójkę opuścili granice małego wąwozu,
którym biegli, gwałtownie się zatrzymali. Tutaj mgła była inna. Duszące,
purpurowe opary niczym krew przylegały do skóry, parząc niemiłosiernie. Percy
syknął, ale zdołał utrzymać Orkana w dłoni. Mormo groźnie obnażył ostre kły,
gdy jego żółte oczy spoczęły na trzech Empuzach, które przerwały ich wędrówkę.
- Perseusz Jackson- Warknęły wszystkie razem.- Znowu się
spotykamy.
- To nie najlepszy czas na herbatkę, panie wybaczą.
- To czas na pożywkę. Pyszna przekąska z herosów, o tak.
Annabeth wrzasnęła ostrzegawczo, gdy Empuzy niczym
błyskawica doskoczyły do Percy’ego. Kątem oka zarejestrowała czarne lśnienie
Iskry, gdy Mormo rzucił się na jedną wampirzycę. Pisnęła cicho, gdy obok niej
wylądowała odcięta ręka. Parząca, czerwona mgła stawała się coraz gęstsza, a
ona nie chciała przypadkowo nadziać się na miecze jej towarzyszy. Cofnęła się
do tyłu, kiedy tuż obok usłyszała przekleństwo Percy’ego. Coś musiało mu się
stać, bo zaraz potem krzyknął z bólu.
- Percy!- Chciała ruszyć w jego stronę, ale uniemożliwiła
jej to trzecia Empuza. No tak, jedna leżała posiekana na kawałki przez Mormo,
druga znęcała się nad Percym. Dla niej także nie mogło zabraknąć rozrywki.
Rozejrzała się, beznadziejnie brnąc w głąb czerwonych oparów. Skóra
niemiłosiernie paliła, jakby palono ją na stosie.
- Pomocy!- krzyknęła.
Mgła zasnuwała jej umysł, krzyk rozniósł się razem z mocnym,
duszącym kaszlem. Nie wiedziała co się dzieje z Mormolyke i Percym. Trujące
obłoki powoli odbierały jej świadomość, ale jeszcze zdążyła zauważyć nagły
przypływ białej energii. Nie wiadomo dlaczego atakująca ją Empuza uciekła z
sykiem, a może rozprysła się w drobny mak. Upadła na kolana, lecz przed
kontaktem z trującą mgłą ocaliły ją silne ramiona, odziane w coś miękkiego.
Jęknęła cicho, gdy odchyliła głowę, by spojrzeć w górę. Ostatnim, co zobaczyła,
były długie, białe włosy, niebieski kombinezon sprzątacza i pokaźna miotła zakończona
ostrzem, które świeciło się na biało.
- Percy…- Wymamrotała, zaciskając dłoń na ramieniu
nieznajomego.
Otuliła ją ciemność, gdy trująca, purpurowa mgła wzięła ją w
posiadanie.
Bum!
Mam nadzieję, że wiecie, kto jest „ochroniarzem” wysłanym
przez Hadesa? :D
No i co powiecie? Mormo namieszał! Brzydki potwór!
Dobra, Wena mi odbija.
Czekam na wasze opinie ;)
Karmelek pozdrawia.
Fajne, boskie, czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńGenialne. Masz talent, czekam na next;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że w następnym rozdziale pojawi się Will, Thalia i Reyna:)
51 yr old Account Executive Alessandro Hassall, hailing from Langley enjoys watching movies like Conan the Barbarian and Reading. Took a trip to Redwood National and State Parks and drives a Wrangler. fantastyczna tresc
OdpowiedzUsuńwindykacja rzeszow
OdpowiedzUsuń