poniedziałek, 22 września 2014

11. Światła, kamera, akcja!



Leo bał się kilku rzeczy. Na przykład pałki trenera Hedge’a, kiedy wymachiwał nią podczas oglądania wrestlingowego turnieju w telewizji. Nigdy się do tego nie przyznał przed przyjaciółmi, ale od czasu tego koszmarnego pożaru, w którym zginęła jego matka, bał się dymu. To może wydawać się śmieszne, ale za każdym razem miał wrażenie, że szare obłoki wnikną do jego ciała i uduszą, jak mocne, silne ręce jakiegoś potwora. Dlatego niezbyt chętnie chodził na ogniska w Obozie Herosów. Do pewnego czasu obawiał się także Annabeth. Razem z Piper podglądał jej treningi w walce sztyletem. Jego przyjaciółka wzdychała za każdym razem, gdy córka Ateny z niebywałą wręcz precyzją wypuszczała ostrze z ręki i raz za razem trafiała w sam środek szyi słomianych kukieł treningowych. Tak, każdy wiedział, że Annabeth Chase jest wyborowym nożownikiem. Pamiętał moment, kiedy zastał ją zamyśloną nad planami i mapami starożytnych krajów. Argo II było na ukończeniu, a Chejron kazał przygotować w miarę najbezpieczniejszą drogę do Aten. Przyszedł wtedy do domku numer sześć, by porozmawiać z nią o urządzaniu kajut dla herosów z przepowiedni. Swoją i tak zamierzał zrobić po swojemu, ale wolał nie ryzykować z innymi. Frankowi na przykład nie spodobałyby się lampy w kształcie ognistych kul, a Percy nie ucieszyłby się na widok tapety w chmurki w swojej kajucie. Nie chciał już na samym starcie dać ciała, więc poradził się Annabeth. Pamiętał, jak zapukał do drzwi, a potem usłyszał mocne trzaśnięcie. Blondynka stanęła przed nim, z niedokończonym jabłkiem w ustach i zwiniętą mapą w ręce. Drzwi musiała otworzyć kopnięciem, co wyjaśniało ten huk, bo miała na nogach swoje ulubione, czarne kowbojki z ostrym czubkiem. Nie chciałby z niego oberwać. Wyciągnęła jabłko z ust, przywitała się i kazała mu usiąść na jej łóżku. Sama poszła odnieść mapy i pozbierać swoje plany. Kiedy na nią czekał, zauważył, że na stoliku obok leży album ze zdjęciami. Rozejrzał się niepewnie i szybko otworzył. Uśmiechnął się smutno na widok uroczej, małej blondynki z ojcem w dwupłatowcu i czapkach pilotkach. Dalej była też Thalia z wytkniętym językiem, a także ten blondyn, Luke Castellan. Widział też może czternastoletnią Annabeth z Percym , ciemnoskórym, potężnym chłopakiem i śliczną, czarnowłosą dziewczyną. Widocznie szykowali się do Bitwy o Sztandar, bo cała czwórka wznosiła bojowy okrzyk, a na głowach mieli hełmy z niebieskim pióropuszem. Dalej było kilka prywatnych zdjęć z serii „Nikt nas nie widzi, więc możemy się całować”. Mimowolnie uśmiechnął się na widok roziskrzonych oczu Percy’ego i nieśmiałego uśmiechu Annabeth, gdy skradali sobie pocałunki. Gdy przewrócił na ostatnią stronę, aż westchnął z wrażenia. Owszem, bardzo lubił córkę Ateny, ale nie spodziewał się, by i ona miała go za przyjaciela. Poczuł ciepło w środku, gdy zobaczył siebie, Piper i Annabeth śmiejących się i wariujących na plaży. Coś go tchnęło, by zabrać je i zachować dla siebie. Wyciągnął zdjęcie i odłożył album na miejsce. Zaraz potem wrzasnął ze strachu, gdy drgający, znajomo wyglądający sztylet wbił się w pobliską miskę z owocami. Annabeth doskoczyła do niego i cichym głosem wysyczała, by nie dotykał jej prywatnych rzeczy bez pozwolenia. Od tamtej chwili miał wobec niej mieszane uczucia. Z jednej strony bał się jej i piszczał za każdym razem, gdy wyciągała swój sztylet, a z drugiej czuł przyjemne ciepło, a to zdjęcie zawsze nosił w kieszeni swojego magicznego pasa.
Teraz, zmierzając po czerwonym dywanie w stronę komnaty Eneasza, miał ochotę popatrzeć na tą fotografię. Zerknął nerwowo w stronę Piper, by upewnić się, że jego przyjaciółka ciągle jest obok. Rozgniewał się trochę na myśl o morderczej wędrówce Annabeth i Percy’ego przez Tartar. To musiało dodać mu trochę animuszu, bo śmielszym krokiem wystąpił naprzód, mijając zdenerwowanego Jasona.
- No co jest? Idziemy, czy nie?
- Eeee…Nie?- Frank skulił ramiona. Wyglądał śmiesznie, taki skurczony tuż za drobnym Nico.
- Ten koleś już mnie przeraża, a jeszcze go nie widziałam- Hazel pokiwała głową na znak, że zgadza się ze swoim chłopakiem.
- No co wy? To tylko legendarny heros, założyciel Rzymu. Walczył w wojnie trojańskiej…No i umie wyczytać twoje najgłębsze tajemnice.- Jason nagle przerwał i przełknął nerwowo ślinę. No super, nawet syn Jupitera ma pietra przed spotkaniem z synem Wenus.
- Chodźcie wreszcie!- Krzyknął na nich Hajmon i skinął głową w kierunku komnaty pana tego zamku.- Pan Eneasz nie lubi czekać.
Leo także stracił ochotę na to spotkanie. Niech pegaz kopnie Nica di Angelo i tą jego legendę o zdolnościach Eneasza! Ale zdawał też sobie sprawę, że to być może ich jedyna deska ratunku na w miarę bezpieczny lot do Aten. Gdyby syn Wenus zgodził się im pomóc, może dostaliby jakieś listy polecające czy coś. Ukradkiem spojrzał na pozostałych członków załogi i westchnął cicho.
- Ej! Jesteście tu z wujkiem Leonem, a wujek Leo się nie boi. Dalej! Hej, ho! Hej, ho! Do Eneasza by się szło!- Valdez ruszył czerwonym dywanem, pogwizdując wesoło. Chcąc nie chcąc Piper jęknęła lekko i poszła za jego śladem. Reszta jakby obudziła się z transu i dołączyła do nich.
Kiedy tylko przekroczyli próg komnaty, jak na rozkaz błysnęły reflektory, oślepiając herosów. Ze ścian rozbrzmiała burza oklasków, a tuż przed nimi wysunęła się metalowa scena teatralna.
- Jesteś beznadziejny! Następny!- Gdy oczy przywykły do nagłej jasności, Leo zauważył Eneasza. Siedział na czarnym krześle reżysera filmów i właśnie krzyczał przez wielki, biały megafon na poddanego mu herosa, który ze smętną miną schodził ze sceny. Legendarny uciekinier spod Troi wyglądał jak Tarzan, który nagle znalazł się w centrum miasta. Długie, niezwykle poplątane czarne włosy byle jak przewiązał bandaną. Beżowa, lniana koszula nie miała guzików i odkrywała jego owłosioną klatę. Czarne, skórzane spodnie były tak ciasne, że Leo lada chwila spodziewał się ich pęknięcia.
- Panie.- Hajmon stanął obok Leona i z niesmakiem wypisanym na twarzy pokłonił się Eneaszowi i wskazał rękojeścią miecza na ich grupkę.- Miałem zaszczyt powitać nowo przybyłych gości. Ta niewiasta to córka Wenus i razem ze swoimi przyjaciółmi wypełnia misję na polecenie Junony. – Piper sprawiała wrażenie, jakby chciała dać nogę z tego miejsca.
-Ty!- Nawet Hajmon podskoczył, gdy Eneasz ryknął niespodziewanie przez swój megafon. Skórzane spodnie niebezpiecznie zatrzeszczały, gdy zerwał się z krzesła reżysera i niczym strzała przyskoczył do Franka.- Ty jesteś idealny! A ty…o bogowie, tak!- Westchnął, gdy złapał kosmyki włosów Piper i powąchał je.- Będziesz perfekcyjną Heleną Trojańską.
- H-Heleną?- Zająkała niewyraźnie i instynktownie złapała za rękojeść Zwierciadła. Eneasz to zauważył i dosłownie zapiał z zachwytu.
- Na świętą Wenus, masz nawet jej sztylet! To autentyk? Skąd go masz?
- Eeee…Znalazłam w obozowej szopie.
Heros musiał uznać to za niezły żart, bo roześmiał się perliście.
- Piękna i zabawna. Jest idealna, prawda, Hajmonie?
- Idealna do czego?- Mruknął ciągle zdziwiony Frank.
- Do inscenizacji małej sceny wojny trojańskiej- westchnął ich przewodnik.- Bo widzicie, my doskonale wiemy, że Gaja się budzi.
- Wiecie?- Jason w końcu znalazł w sobie odwagę i stanął u drugiego boku Leona.- I pomożecie dostać nam się do Aten?
Eneasz wyciągnął z kieszeni w koszuli piękne, prawdziwe cygaro i zapalił je, zerkając na Jasona.
- Jesteście tymi herosami z Przepowiedni Siedmiorga? Tak, słyszałem o was- kiwnął na Hazel, która chciała się odezwać.- Nieźle zabawiliście się z Herkulesem, jego złość dała nam się we znaki. Długo starałem się o pomoc jakiegoś znamienitego herosa, by pokonać utrapienie tej wyspy. Myślicie, że bawię się w ten teatrzyk dla zabawy?- Rozłożoną dłonią wykonał okrąg, pokazując całą artystyczną scenerię komnaty. – Cały czas szukam odpowiedniej osoby do tego pojedynku.
- Czyli…Jeśli my pomożemy tobie, ty pomożesz nam?
- Tak to działa, chłopczyku.- Leo zacisnął mocno pięści, gdy syn Wenus buchnął w jego stronę dymem z cygara.- Jestem skłonny pozbywać się sług Gai podczas waszej podróży do Aten. No, ale najpierw to wy musicie pozbyć się mojego problemu. Nie będzie łatwo, ale ty masz całkiem niezłe predyspozycje.- Zmierzył wzrokiem potężną muskulaturę Franka i zaciągnął się cygarem.- Rzymianin, nie ma co. Od kogo jesteś?
- Ech…Ja, no tego…Jestem synem Marsa.
- Mars! Doprawdy, Hajmonie. Los w końcu się do nas uśmiechnął.
- To na czym polega wasz problem?
Syn Kreona zerknął na swojego pana, a ten machnął dłonią, by podjął opowieść. Sam zaczął wędrować po czerwonym dywanie, ciągle kopcąc cygaro.
- Przez tę sprawę z otwartymi Wrotami Śmierci, na świat powracają różne legendarne istoty. Podobno gdzieś w Ameryce Narcyz znalazł swoje miejsce. Jego filmiki na YouTube mają miliony wyświetleń.- Hazel i Leo wymienili się spojrzeniami, gdy padło imię Narcyza.- Nasze małe królestwo też wybrał ktoś na swój cel. Ten ktoś jest znacznie gorszy niż przed paroma tysiącleciami, możecie mi wierzyć. Przypomniał sobie dawne spory i zapragnął zemsty. A że mój pan jako jedyny uciekł spod Troi, padło na niego.
- Walczyłeś już z tym kimś, Eneaszu?
- Eee, no właśnie o to chodzi, że nie chce ze mną walczyć. Uznał mnie za starego druha. Powiedział, że da mi spokój, jeśli jeszcze raz ktoś pokona go w pojedynku. No wiecie, taki znak, że powinien iść na emeryturę. Hajmon dzielnie podjął wyzwanie, ale niestety został pokonany.
- Zabrał mi mój ulubiony miecz! Prezent od Eneasza, gdy mianował mnie generałem zamkowej armii.
- Skoro on nie dał rady, to ja też nie!- Jęknął Frank, mocno pocierając kark.
- Nie musisz walczyć sam. Nasz niechciany gość ma dwoje towarzyszy, Ajaksa Dużego i Ajaksa Małego. Chętnie staną do grupowego pojedynku, ale przyznam, że mam problem ze znalezieniem jednego chętnego, a co dopiero trzech.
- Pójdę z tobą, Frank- odezwała się głośno Hazel, łapiąc swojego chłopaka za rękę. Zhang ostro zaprotestował, ale córka Plutona zasypała go logicznymi argumentami, a sam fakt, że będą obok siebie przeważył szalę.
- Ja też pójdę. Bez obrazy, ale najlepiej z was posługuję się mieczem- Jason bawił się swoim złotym gladiusem przytoczonym do pasa. Nie wiedzieć czemu, Leo zapragnął zaprotestować. Nie podobało mu się takie rozłożenie sił, ale jeszcze nie dotarło do niego, co to oznacza. W tej chwili wszystkich cieszyła perspektywa uzyskania pomocy od Eneasza.
- Świetnie- syn Wenus zerknął w zamyśleniu na wybraną trójkę. Obłoki dymu utworzyły koła, ulatując tuż nad głową Hazel.- Jako, że zgłosiliście się na ochotników, czuję się zobowiązany do uzbrojenia was. Widzę jednak, że ten problem mamy z głowy.- Uniósł brwi na widok złotego gladiusa Jasona, spathy Hazel i miecza Franka. Jego uwadze nie uszedł także łuk, który syn Marsa przewiesił sobie przez plecy.- Są nieźle przygotowani. Hajmonie, wystarczy dopasować pancerze.
- Tak.- Dowódca armii pokiwał głową i podszedł do wielkiego regału stojącego przy scenie. Otworzył jedną szufladę i wyciągnął zwykłą miarę krawiecką. Podszedł z nią do Hazel i zaczął robić pomiary.- Tak…Pancerz spiżowy z domieszką białego złota i skórzanymi rzemykami. Do tego nagolenniki, by chronić nogi i rękawice ze smoczej skóry. Niestety zasady pojedynku zabraniają noszenia hełmów. No wiecie, starożytne świętości: honor, odwaga i braterstwo. My, wojownicy, patrzymy przeciwnikowi prosto w oczy.
- Zasady walki to coś, co każdy heros uczy się od małego- Jason pokiwał głową.
- Dobrze, Eneaszu- odezwała się Piper.- Masz, czego chciałeś. Moi przyjaciele staną do pojedynku z twoim, hm…niespodziewanym gościem. Teraz ty musisz nam obiecać pomoc.- Leo wiedział, że zabawiła swój głos czaromową, bo poczuł ogromną chęć, by paść na kolana i obiecać jej wszystko co zechce.
Jej przyrodni, rzymski brat spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przestraszył się, że jego przyjaciółka posunęła się o krok za daleko, jednak po chwili Eneasz uniósł kąciki ust i zamruczał z aprobatą.
- Tak, zdecydowanie masz w sobie pewną cząstkę Heleny. Piękna, z ikrą, no i umiesz postawić na swoim. Cieszę się, że mogłem cię poznać, siostro.- Nacisk na ostatnie słowo był dość wyraźny, jakby Eneasz doskonale wiedział, że Piper ani trochę nie jest Rzymianką. Wszystko działo się jednak tak szybko, że Leo nie mógł nic powiedzieć o zamiarach pana maltańskiego zamku.
- Dziewczyna ma rację, panie- odezwał się Hajmon, gdy już wydał polecenie, by przygotowano odpowiednie pancerze dla Hazel, Franka i Jasona.- Podjęli się twojego zadania, więc i ty musisz to zrobić.
- Tak, tak.- Eneasz machnął lekceważąco ręką, ciągle wpatrując się w Piper. Może próbował przejrzeć jej tajemnice?- Jeśli go pokonają, poślę za nimi trzy nasze okręty. Będą eliminować wszelkie napotkane potwory. Wybiorę także zwiadowców konnych, by patrolowali okolicę. Gaja panuje na ziemi, więc gdzieś na pewno czają się jej dzieci. Dostaniecie eskortę do samych Aten. Moi ludzie jednak nie mogą przekroczyć granic tego miasta.
- Bo to Grecja, a wy jesteście Rzymianami.- Frank pokiwał głową, jakby rozwiązywał zagadkę morderstwa.
- To też.- Mruknął Eneasz.- Widzicie…Ateny to miasto bogów. Nie ma miejsca, gdzie byście nie napotkali chociaż pomniejszego, młodego bóstwa. Jego granice są podzielone.
- Podzielone? Co to znaczy?
- W Atenach znajdują się dwa potężne pałace ważnych bogiń. Niezaprzeczalną królową miasta jest Atena, bogini mądrości. Czczona jest tam na wszystkie możliwe sposoby, a do jej pałacu mają wstęp nieliczni.- Znowu zerknął na nich z uwagą.- Nie ma wśród was dziecka Ateny, prawda? Szkoda, to by znacznie ułatwiło wam sprawę bezpiecznego poruszania po mieście. Podejrzewam, że by pokonać Gaję, będziecie musieli wtargnąć do kilku ważnych zabytków. Herosi z linii Ateny są traktowani tam jak królewskie dzieci. Może nawet oddano by wam mały oddział armii greckiej.
Jak na zawołanie cała załoga sposępniała, a myśli każdego z nich skierowały się ku dwójce ich przyjaciół w Tartarze. Och, tak. Annabeth zdecydowanie załatwiłaby im glejty w Grecji. Była w końcu wybranym dzieckiem bogini mądrości, tą co samotnie odnalazła Atenę Partenos.  Musieli dotrzeć na czas do Domu Hadesa.
- Świetnie, a co z tą drugą częścią miasta?- mruknęła w końcu Piper.
- Och…no, skoro Atena jest tą dobrą, musi być również brzydka królowa, prawda? Inaczej nie byłoby zabawy.
- No, tak- Leo przewrócił oczyma- co to za misja bez czarnych charakterów? Chociaż Gaja i tak przewodzi w rankingu. Widzieliście jej brudną buźkę i te żwirowe zębiska?
- Leo…myślę, że Eneaszowi nie chodziło o taką brzydotę.
- Nie? Och, w każdym razie Brudna Buźka zdecydowanie jest brzydka. I gra mi na nerwach.
- To czego mamy spodziewać się po Złej Królowej? No i kim ona jest?
- Selene, bogini księżyca. Wredna jędza, za nic nie dostaniecie od niej pomocy. Nienawidzi herosów, a tym bardziej wybranków Junony.
- Och, no tak. Pamiętam tą legendę. Selene zakochała się w młodym pasterzu Endymionie, jednak ten pokochał Herę. Zeus przeklął go wiecznym, nieprzerwanym snem.
- Ale Selene wybłagała Zeusa, by obdarzył go wieczną młodością i został z nią w jej pałacu.- Dokończył Hajmon, wzdychając cicho.
- Super, czyli Jędza…Znaczy bogini Selene nienawidzi wszystkiego, co wiąże się z Herą. Po prostu żyć, nie umierać- Leo po raz enty przeklął w myślach małżonkę Zeusa i jej sposoby na zjednywanie sobie przyjaciół.- No cóż, jeśli tak dalej pójdzie, Junona nigdy nie znajdzie sobie Psiapsiółki Forever. A co jeśli…-powiedział dramatycznym głosem.- Jeśli wszyscy się od niej odwrócą i to my będziemy ją niańczyć do końca życia?
- Chodzi o to, że pałac Selene znajduje się zaraz na obrzeżach miasta. Chcąc wpłynąć do Aten, musicie się na nią natknąć. I to naprawdę bardzo źle, że nie macie w załodze dziecka Ateny. Selene nie ośmieliłaby się zaatakować was, bo naraziłaby się na spór z królową miasta. No, opcjonalnie przydałby się heros z linii Apolla. Wiecie, bóg Słońca i tak dalej. Całkiem dobrze się dogadują, pilnując Dnia i Nocy.
- Nie mamy przy sobie ani dziecka Ateny, ani Apolla. Czyli…wdepnęliśmy w niezłe łajno.- Leo podrapał się po nosie, zabawnie go marszcząc.
Do komnaty weszły trzy młode postacie, niosąc lśniące zestawy pancerzów. Zgrabnie pokłoniły się przed Eneaszem i Hajmonem, posłały blady uśmiech w stronę Hazel, Franka i Jasona i szybko opuściły zgromadzenie.
- To jest wasz późniejszy problem. Wasi przyjaciele mogą zastanowić się nad nim. Piper, moja droga. Zabierz Leona i Nica na balkon. Czas na pojedynek.
Dopiero, gdy Hajmon wyprowadził Jasona, Franka i Hazel, wydarzenia uderzyły Leona z potworną siłą. Zostali podzieleni. I to nie byle jak.
Greccy herosi przebywali samotnie w obecności legendarnego Eneasza, który ponad wszystko cenił Rzym. W dodatku, gdy wyszli na balkon, Leo zobaczył muskularną postać stojącą na dziedzińcu. Nie wiedzieć czemu, poczuł lekki strach, gdy na niego patrzył.
- Ech…Eneaszu? – Piper także musiała to poczuć, bo mocno zacisnęła dłonie na poręczy. Usłyszał też, jak Nico nerwowo wciąga powietrze.- Kto jest przeciwnikiem naszych przyjaciół?
- Jak to kto? Oczywiście, że to sam Achilles.


HA!
Co myślicie o tej części? Zaskoczyłam was? Mam nadzieję, że tak.
Uważam, że rozdział całkiem niezły. No i biedni Grecy z załogi Argo II muszą poradzić sobie z manią rzymskiego Eneasza z nietypową zdolnością.
Jak potoczą się dalsze wypadki? Kto to wie!( Dobra, ja wiem, ale to szczegół) :p
Karmelek pozdrawia i czeka na wasze komentarze!

1 komentarz:

  1. Dalej jaram się Twoim szablonem, śliczny :)
    Co do tekstu: piszesz bardzo ciekawie i płynnie, a twoje pomysły są niebanalne! Czasem wydają mi się nawet lepsze od pomyślunku Ricka, i wcale nie słodzę. Po prostu tak szczerze uważam.
    Annabeth jest świetnie przedstawiona, a narracja Leona też całkiem niezła. Do tego ta końcówka... .
    Żyć, nie umierać!
    Całuski
    Carmel vel Lou Leen

    OdpowiedzUsuń