Will nie wiedział, co ze sobą począć.
Fobos i Dejmos, po niezbyt miłej wymianie zdań z Thalią,
zaprowadzili ich do środka dworku, gdzie oczekiwała Afrodyta. Kiedy tylko
zatrzasnęły się za nimi wrota, na ścianach zaraz zapłonęły pochodnie, ukazując
piękny korytarz, a zaraz potem główny salon, gdzie zapewne odbywały się
wszelkie przyjęcia. Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to imponujący żyrandol
zwisający z sufitu. Dziesięć warstw pięknych kryształów w kształcie łez
dzwoniło lekko, tworząc miłą dla ucha i ducha melodię. Patrząc z dołu,
przypomniał sobie Piper i Silenę Bauregard, swoje koleżanki z domku Afrodyty. Światło
dzienne padało na żyrandol w taki sposób, że kryształki lśniły wszystkimi
kolorami tęczy i zmieniały się, podobnie jak oczy córek bogini miłości. Kiedy
wreszcie opuścił głowę, zobaczył zabytkowy, wypastowany stół wykonany z
najdroższego drewna. Wszystkie dwanaście nóg zastąpiły średniej wielkości
posągi bogów z Rady Olimpijskiej. Ale to, co naprawdę wzbudziło w nim podziw,
to wielka szyba zastępująca całą północną ścianę domu. A raczej widok, który
rozciągał się poza nią.
Baśniowy ogród z tysiącami wielokolorowych róż. Nie wiedział
skąd to wie, ale po prostu wiedział, że w ogrodzie były same róże. Piękne drogi
obsypane białym grysem, mityczne fontanny i posągi. Ogród kończył się na skraju
urwiska, gdzie tuż za nim rozciągała się błękitna wodna wstęga.
- Rzeka Ladon- dźwięczny kobiecy głos wytrącił go z
zamyślenia.- Macie na coś ochotę? Lody? A może nauka tańca towarzyskiego? Och,
pięknie prezentowalibyście się w strojach wieczorowych.
Obok niego Reyna westchnęła cicho, gdy Afrodyta podeszła do
kredensu, stukając głośno obcasami. Odruchowo złapała za rękojeść swojego
sztyletu, podążając wzrokiem za boginią. Jej czarne oczy lśniły jasno, jakby
tlił się w nich ogień. Wyrafinowanym, niemal szlacheckim gestem odrzuciła swoje
długie, czarne włosy na jedną stronę. Egzotyczna uroda przywodziła na myśl
wyspy karaibskie, choć zachowanie i pełen profesjonalizm nasuwał mu myśl, że
Reyna pochodzi z bogatej rodziny, ale namaszczonej pewną smutną historią. Nie
chciał, by tak śliczna dziewczyna odtrącała jego towarzystwo, postanowił więc…o
rany.
Will zamrugał kilkakrotnie. Widocznie obecność Afrodyty tak
na niego działała, bo nawet jeśli myślał o zaprzyjaźnieniu się z Reyną, nigdy
nie odważyłby się na tak ambitne kroki. Bogini zaprosiła ich do stołu,
częstując herbatką. Will mimowolnie usiadł jak najbliżej niej, za co bogini
obdarzyła go tajemniczym uśmiechem w stylu „znam twoje najgłębsze tajemnice”.
- Okej. Czym zasłużyliśmy na gościnę w twoim dworku, pani?-
Thalia oddała należny pokłon Afrodycie, choć sama usiadła przy drugim końcu
stołu. Widocznie się denerwowała, bo ciągle wodziła wzrokiem za Fobosem i
Dejmosem, którzy wcielili się w kelnerów i przynosili rozmaite pyszności. Machinalnie
położyła swój nóż na stole, co chwila wyciągając go i wkładając z powrotem do
pokrowca. Reyna miała podobny nawyk, choć ona z kolei wbijała wzrok
bezpośrednio w boginię, kompletnie się nie krępując.
- Ty pewnie niczym- Afrodyta skrzywiła się, co i tak było
według niego nad wyraz urocze.- Jesteś Łowczynią, więc nie znasz uczucia
miłości. A to takie fantastyczne uczucie! Prawda, Reyno Ramirez- Arellano?
Córka Bellony także się wykrzywiła. I również nie ujęło jej
to nic z urody.
- Nie powiedziałabym, że takie piękne.
- Och, daj spokój!- Bogini pomachała ręką, popijając herbatę
z filiżanki.- Zawody miłosne i ból złamanego serca także mają…to coś.
- Ta…-Prychnęła Thalia.- Głośny ryk, rzeka łez i bałagan w
pokoju. Po prostu cud, miód i orzeszki!
- Pani- wtrącił się Will, widząc, że zanosi się na ostrą
kłótnię.- Mamy misję do wykonania- spiorunował Thalię wzrokiem, na co ta znowu
prychnęła.- Nie mamy czasu do stracenia. Musimy dostać się do Aten na czas.
Jego uwadze nie uszło to, że Reyna lekko wyprostowała się na
słowo „czas”. Pamiętał jej długą rozmowę z Paulem. Nie chciał podsłuchiwać, ale
w przerwach między śpiewem pana Chase usłyszał wyrazy wyjęte z kontekstu.
Zastanawiał się nad tym, ale nic nie mógł wymyślić. Ale „Annabeth”, „łańcuchy”,
„sny” i „kotwica” nie brzmiały jak wygrana wycieczka na Bahamy.
- Tak, wiem. I właśnie dlatego poprosiłam Demodokosa, by was
tu przywiózł. Dobijemy targu.
Reyna w końcu ze świstem schowała swój sztylet i westchnęła
ciężko.
- Ostatnio też tak miało być.
- Och, czepiasz się szczegółów. Przecież znaleźliście tą
broń z cesarskiego złota. Wypełniłaś misję.
- Ale nie wspomniałaś o Lamii. Jason próbował mnie zabić.
- Ale nie zabił- uśmiechnęła się Afrodyta, a Reyna zacisnęła
usta w cienką linię.- A ja powiedziałam ci coś na twój temat. Powinniśmy być
kwita, słońce.
- Dosyć!- Thalia wstała gwałtownie, uderzając kolanem o nogę
stołu, badajże Herę. Nie dała nic po sobie poznać, że ją zabolało. Szybko
doskoczyła do krzesła Willa i gniewnie wpatrzyła się w boginię. Kątem oka
zauważył, że Fobos i Dejmos przyczaili się w gotowości, jednak Afrodyta kiwnęła
przecząco głową w ich kierunku.
- Chcesz konkretów, Thalio Grace? On nim jest- wskazała na
Willa.
Zatkało go, choć takie ciągłe kręcenie głowy Reyny od Thalii
do niego jak na meczu tenisowym, pozwoliło mu na w miarę szybką reakcję. A
raczej coś na kształt pisku wystraszonego chłopca w obecności starszej pani z
balkonikiem, która zmusiła go do zjedzenia ciasta śliwkowego.
- Ja?
- On?- Thalia znowu prychnęła. Chyba ta alergia na sierść
ciągle jej dokuczała.- A czego może chcieć najstarsza antyczna bogini od
synusia Apollo, który nadał imię Doris swojej gitarze?
- EJ! Odwal się od Doris!
- To gitara, Solace!
- Moja najlepsza gitara!- Poprawił ją, oburzony.
- Co za różnica? Równie dobrze mógłbyś wyrzucić ją przez
okno jako przekąskę dla pani O’Leary!
- Zazdrościsz, że na ognisku jestem bardziej popularny niż
ty!
- Tylko na
ognisku!
- A co to miało znaczyć?
- To, że jesteś beznadziejny w podrywaniu dziewczyn.
- Powiedziała specjalistka! Jesteś Łowczynią! Nigdy nie będziesz miała chłopaka.
- I dzięki bogom! Wszyscy są frajerami.
- Nawet nie wiesz…
Ostry gwizd przerwał kolejną kłótnię Willa i Thalii. Dźwięk
był tak głośny, że Will musiał zakryć bolące uszy. Otrząsnął się trochę i
rozejrzał się, szukając sprawcy tego hałasu. Afrodyta spokojnie zajadała
ciasteczko czekoladowe namoczone w herbacie. Fobos i Dejmos szczerzyli się jak
głupi do sera słuchając ich kłótni. No tak, oni kochali wojnę, nawet taką
słowną. Natomiast Reyna stała w lekkim rozkroku, opierając się na swojej złotej
włóczni. Patrzyła na nich hardym wzrokiem, aż Will poczuł ciarki na karku. Nawet
nie zauważył kiedy wstała.
O tak, Reyna zdecydowanie budziła respekt.
- Bardzo ładny gwizd- Fobos mrugnął do niej zalotnie, ale
ona go olała.
- Tak, używam go tylko do przywołania Scypiona- mruknęła.- A
to jest pegaz- zaznaczyła.
Thalia chyba zrozumiała przytyk, że zachowują się jak
zwierzęta. Już chciała coś odpowiedzieć, ale Will klepnął ją w brzuch.
- No więc…Dlaczego mnie pani szukała?- zwrócił się do
Afrodyty.
Bogini skończyła ciastko, kiwnęła na Fobosa i Dejmosa, a
potem wstała i powiedziała, by poszli za nią. Jej szpilki zostawiały ślady na
puchatym, białym dywanie. Fobos otworzył szklane drzwi, zapraszając gości do
ogrodu. Zagrodził jednak drogę Reynie, uśmiechając się.
- Ostra z ciebie panna. Mamy wiele wspólnego. Dasz mi swój
numer?
Will, nie wiedzieć czemu, zirytował się.
- Nie, nie da. Zostaw ją, cymbale.
- Nazywasz cymbałem boga lęków i strachu…cymbale?
- Jesteś…
- Och, dajcie spokój- warknęła Reyna i przepchnęła się obok
Fobosa. Will poszedł za nią, ale starł się spojrzeniem z bożkiem.
Kompletnie nie wiedział co się z nim dzieje, za to Afrodyta
zachowywała się tak, jakby rozgryzła go w najmniejszym stopniu. Kiedy
przekroczyli różany ogród, poczuł się jeszcze dziwniej. Intensywny zapach
kwiatów zaatakował go, przywołując wspomnienia jego wszelakich miłostek. Od
ulubionej piosenki i jedzenia, poprzez instrumenty i książki, a na przyjaciołach
i dziewczynach kończąc. Thalia machała zabawnie rękami, próbując uciec od tej
magii.
- To są róże wychodowane przez samą Demeter na Olimpie. Mają
niezwykłe właściwości lecznicze. Maść z tych kwiatów potrafi wyleczyć
najbardziej mroczne rany.- Afrodyta przechodziła właśnie przez ogrodową
altankę. Sięgnęła do jednej z donic i wyjęła trzy małe słoiczki wspomnianej
maści.- Weźcie, radzę wam z dobrego serca.- Kiedy schowali maść, palce bogini
trąciły struny złotej harfy, która dołączona była jako rekwizyt do posągu
Apolla.
- Wiecie, że ten ogród był ulubionym miejscem spotkań
boskich bliźniaków? To tutaj Artemida po raz pierwszy poświęciła grupę nimf,
które zostały pierwszymi Łowczyniami. Jej ulubienica, Dafne, przyrzekła, że
będzie jej służyć, zachowując nikłe kontakty z mężczyznami.
- Dafne?- Thalia spojrzała zaskoczona na Afrodytę.
- Córka boga rzeki Ladon i Gai.- Mruknął Will. Nie chwaląc
się, znał bardzo dobrze wszelkie mity związane z jego ojcem. Nie opuścił także
wykładów Annabeth i Chejrona, podczas których opowiadali o potworach, bogach i
znanych sprzymierzeńcach. Ta nimfa była mu dobrze znana.- Pierwsza porucznik
Łowczyń Artemidy i ukochana Apolla.
- Ach, cóż to była za historia. On piękny, młody bóg,
zakochany do granic obłędu. Ona- ulubienica Artemidy, uciekająca przed
miłością. Daremnie próbując uciec od zakochanego w niej Apollina, Dafne
wyprosiła u ojca, aby zmienił ją w drzewo wawrzynu. Od tamtej pory laur jest
symbolem miłości niedostępnej i dziewictwa. – Afrodyta westchnęła przejmująco,
wspominając stare dzieje.
- Świetnie, zapoznaliśmy się z historią utworzenia Łowczyń.-
Thalia znowu prychnęła, a Reyna wywróciła oczami, słuchając jej irytacji.
Solace zauważył jednak iskierkę smutku w jej oczach, która jednak szybko
zniknęła.- Co ma do tego Will? Łowczynią raczej nie zostanie.- Powiedziała
ironicznie.
- Bo widzisz, Thalio Grace. Dafne jest jedynym obecnie
dzieckiem Gai, które byłoby w stanie pomóc siódemce herosów z przepowiedni. Tak
działa krew Olimpu. Gaja potrzebuje krwi herosów z linii najstarszych bogów,
ale z kolei krew jej dzieci mogłaby zapobiec jej przebudzeniu. Obawiam się, że
wszystkie jej dzieci polują na Argo II, by ich zabić, a nie pomóc.
- Chcesz, byśmy poprosili Dafne o pomoc w zniszczeniu jej
matki.- Reyna poskładała wszystko w całość. Fobos stał obok niej, kiwając głową
i patrząc na nią z zachwytem. Dejmos z kolei pożerał płatki róż, wydając
aprobujące pomruki.
- Och, jesteś blisko, słoneczko- Afrodyta uśmiechnęła się
znacząco, wskazując by ruszyli w dalszą drogę. Fobos cały czas nie odstępował
Reyny na krok. Will nie chciał patrzeć na te żałosne podrywy, więc przyspieszył
kroku i zrównał się z Thalią. Dejmos szedł obok swojej matki, obdarzając go
sarkastycznym uśmieszkiem.- Chcę, abyście wybudzili
Dafne z czaru jej ojca.
- I to szybko, bo ona się zbliża.- Powiedział Fobos,
zrywając po drodze róże z każdego napotkanego koloru.
- Ona? Jaka ona?- Reyna wreszcie spojrzała na niego z
zaciekawieniem.
- Moja matka miała niedawno całkiem pokaźną ekipę służących.
Był nawet specjalny koleś do nalewania herbaty!
Will zaklął po grecku, przeklinając swoją głupotę. Afrodyta
była najstarszą boginią, a w jej ogromnym dworku spotkał tylko jej
wojowniczych, głupich synów.
- I co się z nimi stało?- W tej chwili Reyna nie odrywała
spojrzenia od Fobosa, czekając na wyjaśnienia.
Afrodyta była wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu
sprawy. Dziarskim krokiem podeszła do Willa i chwytając go pod ramię
poprowadziła na skraj ogrodu, gdzie stała piękna pergola, a złote róże tworzyły
okrąg wokół drzewa wawrzynu. Tuż obok stała ładna ławka z wygiętego czarnego
metalu. Nagle Dejmos wyrwał jego torbę, którą zabrał na misję.
- Hej!- zawołał, błyskawicznie sięgając po strzałę i
naciągając ją na cięciwę.
- Spokojnie, cymbale.- Fobos wyciągnął z kieszeni torby
kluczyki, które dostał od Apolla.- Musisz obudzić Dafne. Zaśpiewaj coś-
mruknął, naciskając na gryf miniaturowej gitary przy kluczach.
Will usłyszał ciche pyknięcie, jakby wystrzelił korek od
szampana. Po chwili Fobos trzymał pełnowymiarową, znajomo wyglądającą gitarę.
- Doris!- złapał gitarę i obejrzał ją dokładnie. Syn
Afrodyty oddał mu torbę i znowu stanął koło Reyny.
- Zagraj coś o miłości. Mogę nawet zaśpiewać- mrugnął do
córki Bellony.
Afrodyta skinęła do niego zachęcająco.
Przymknął oczy i po raz pierwszy trącił struny. Wybrał
piosenkę, którą śpiewał razem z Piper na plaży w Obozie Herosów. To był ten
moment, kiedy po długiej rozmowie z Willem, córka Afrodyty zebrała się w sobie
i otwarcie wyznała swoje uczucia Jasonowi. Tuż po ognisku pocałowali się po raz
pierwszy i oficjalnie ogłosili się parą. Wtedy też Piper zrozumiała, że ciągle,
mimo upływu paru lat, skrycie podkochiwał się w Annabeth. Dla niego to była
inna bajka, bo nie mógł się po prostu odkochać, mimo iż otwarcie kibicował
Percy’emu i córce Ateny. Sytuacji nie poprawiał wtedy także fakt, że Jackson
zniknął bez śladu.
Kiedy skończył śpiewać, otworzył oczy. Pierwszym co
zobaczył, to czarne, roziskrzone oczy Reyny wpatrzone w niego. Uśmiechnął się
delikatnie, ale potem skrzywił się, gdy chwilę muzycznego uniesienia przerwał
Fobos.
- Chyba się udało.- Faktycznie, krzew wawrzynu zaczął
kołysać się, choć nie wyczuł wiatru. Syn Aresa doskoczył do rośliny, ciągnąc ze
sobą Reynę. Powoli wkurzało go to, niemal miał ochotę przywalić Fobosowi. Reyna
nie była dziewczyną dla nieokrzesanego boga lęków. Mógłby ją jedynie
wystraszyć, choć podejrzewał, że i to zadanie nie byłoby łatwe.
I znowu musiał otrząsnąć się z tego transu. Miał ochotę
uciec z posiadłości Afrodyty, bo ta wizyta zdecydowanie namieszała mu w głowie.
Zmusił się do wytężonej uwagi.
Po chwili zerwał się mocny wiatr, usłyszał szum rzeki Ladon
i zdążył tylko krzyknąć do Thalii, kiedy potężna fala zalała ogród. Will upadł
pod naciskiem ciśnienia. Jak przez mgłę zobaczył rozbłysk światła. Kiedy wodny
atak ustąpił, klęczał na ziemi, krztusząc się i kaszląc. Thalia i Reyna również
były przemoczone, choć tą drugą bohatersko zasłonił Fobos.
Afrodyta gdzieś się ulotniła, za to zauważył, że potężna
fala przyniosła ze sobą kilka nowych posągów. Na ziemi obok Thalii leżała
piękna, jasnowłosa kobieta, odziana w białą szatę i wieniec laurowy. Naszyjnik
z korali zwisał jej z szyi. Oczy miała niebieskie, choć lekko zabrudzone, jak
woda z rzeki Ladon. Kołczan i łuk miała przewieszony przez plecy, a wokół niej
leżało pełno pokruszonych odłamków posagów.
Już chciał się zebrać, by pomóc zmarnowanej nimfie, kiedy
zauważył niepokój świrniętych synów Afrodyty. Patrzyli się z wytrzeszczonymi
oczami w punkt tuż za nim. Jasnowłosa
nimfa skoczyła na równe nogi i wycelowała w niego łukiem. A może w to coś, w co
wpatrywał się Fobos. Oblizał nerwowo wargi, słysząc za sobą kroki i…syczenie
wężów.
A raczej całego gniazda wężów.
- Nie patrz na nią, cymbale!- Krzyknął Fobos wyrywając z
pasa Reyny złoty sztylet i celując w nieznajomego przybysza. Ostrze minęło go o
centymetry, kiedy ze świstem trzasnął o posąg Apolla tuż za nim.
Will był tak sparaliżowany, jakby został zamieniony w
kamień.
Nie wiedział nawet, że głupi synek Aresa uratował mu życie.
- Dafne, nawet nie wiesz, ile czasu oczekiwałam twojego
powrotu.- Wzdrygnął się, słysząc syczący, przerażający głos kobiety.
- Nie pomogę ci!- Wrzasnęła Dafne.
- No cóż, w takim razie…Ty i ta nędzna trójka herosów
dołączycie do mojej unikatowej kolekcji posągów.
Will w końcu przegrał z własną wolą i odwrócił się.
Usłyszał jeszcze ostrzegawczy krzyk Thalii, a potem spojrzał
prosto w twarz Meduzy.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Cześć, Karmelek oddaje w wasze ręce kolejny odcinek Wędrówki
;)
Oj tak, długo na to czekałam. Możliwość opisania epickiego
pojedynku pretor legionu rzymskiego z Meduzą…no, będzie super zabawa przy
pisaniu! Ale rozdział Reyny w części szesnastej, bo w następnym rozdziale
wracamy do równie wyczekiwanego przeze mnie starcia Rzymianie- Achilles, a
także co nieco o Nico.
Twój blog jest po prostu super. Aż brak mi słów. Czekam na następny rozdział. Wera
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńJeśli chcesz być informowana to zostaw do siebie jakiś link :D
Sorki ale nie mam niczego do czego mogłabym zostawić link. ;] Będę więc komentować z anonima Wera
UsuńNo i fajnie ;)
OdpowiedzUsuń