piątek, 2 stycznia 2015

14. W łaskach żyjącego drzewa




Will nie wiedział, co ze sobą począć.
Fobos i Dejmos, po niezbyt miłej wymianie zdań z Thalią, zaprowadzili ich do środka dworku, gdzie oczekiwała Afrodyta. Kiedy tylko zatrzasnęły się za nimi wrota, na ścianach zaraz zapłonęły pochodnie, ukazując piękny korytarz, a zaraz potem główny salon, gdzie zapewne odbywały się wszelkie przyjęcia. Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to imponujący żyrandol zwisający z sufitu. Dziesięć warstw pięknych kryształów w kształcie łez dzwoniło lekko, tworząc miłą dla ucha i ducha melodię. Patrząc z dołu, przypomniał sobie Piper i Silenę Bauregard, swoje koleżanki z domku Afrodyty. Światło dzienne padało na żyrandol w taki sposób, że kryształki lśniły wszystkimi kolorami tęczy i zmieniały się, podobnie jak oczy córek bogini miłości. Kiedy wreszcie opuścił głowę, zobaczył zabytkowy, wypastowany stół wykonany z najdroższego drewna. Wszystkie dwanaście nóg zastąpiły średniej wielkości posągi bogów z Rady Olimpijskiej. Ale to, co naprawdę wzbudziło w nim podziw, to wielka szyba zastępująca całą północną ścianę domu. A raczej widok, który rozciągał się poza nią.
Baśniowy ogród z tysiącami wielokolorowych róż. Nie wiedział skąd to wie, ale po prostu wiedział, że w ogrodzie były same róże. Piękne drogi obsypane białym grysem, mityczne fontanny i posągi. Ogród kończył się na skraju urwiska, gdzie tuż za nim rozciągała się błękitna wodna wstęga.
- Rzeka Ladon- dźwięczny kobiecy głos wytrącił go z zamyślenia.- Macie na coś ochotę? Lody? A może nauka tańca towarzyskiego? Och, pięknie prezentowalibyście się w strojach wieczorowych.
Obok niego Reyna westchnęła cicho, gdy Afrodyta podeszła do kredensu, stukając głośno obcasami. Odruchowo złapała za rękojeść swojego sztyletu, podążając wzrokiem za boginią. Jej czarne oczy lśniły jasno, jakby tlił się w nich ogień. Wyrafinowanym, niemal szlacheckim gestem odrzuciła swoje długie, czarne włosy na jedną stronę. Egzotyczna uroda przywodziła na myśl wyspy karaibskie, choć zachowanie i pełen profesjonalizm nasuwał mu myśl, że Reyna pochodzi z bogatej rodziny, ale namaszczonej pewną smutną historią. Nie chciał, by tak śliczna dziewczyna odtrącała jego towarzystwo, postanowił więc…o rany.
Will zamrugał kilkakrotnie. Widocznie obecność Afrodyty tak na niego działała, bo nawet jeśli myślał o zaprzyjaźnieniu się z Reyną, nigdy nie odważyłby się na tak ambitne kroki. Bogini zaprosiła ich do stołu, częstując herbatką. Will mimowolnie usiadł jak najbliżej niej, za co bogini obdarzyła go tajemniczym uśmiechem w stylu „znam twoje najgłębsze tajemnice”.
- Okej. Czym zasłużyliśmy na gościnę w twoim dworku, pani?- Thalia oddała należny pokłon Afrodycie, choć sama usiadła przy drugim końcu stołu. Widocznie się denerwowała, bo ciągle wodziła wzrokiem za Fobosem i Dejmosem, którzy wcielili się w kelnerów i przynosili rozmaite pyszności. Machinalnie położyła swój nóż na stole, co chwila wyciągając go i wkładając z powrotem do pokrowca. Reyna miała podobny nawyk, choć ona z kolei wbijała wzrok bezpośrednio w boginię, kompletnie się nie krępując.
- Ty pewnie niczym- Afrodyta skrzywiła się, co i tak było według niego nad wyraz urocze.- Jesteś Łowczynią, więc nie znasz uczucia miłości. A to takie fantastyczne uczucie! Prawda, Reyno Ramirez- Arellano?
Córka Bellony także się wykrzywiła. I również nie ujęło jej to nic z urody.
- Nie powiedziałabym, że takie piękne.
- Och, daj spokój!- Bogini pomachała ręką, popijając herbatę z filiżanki.- Zawody miłosne i ból złamanego serca także mają…to coś.
- Ta…-Prychnęła Thalia.- Głośny ryk, rzeka łez i bałagan w pokoju. Po prostu cud, miód i orzeszki!
- Pani- wtrącił się Will, widząc, że zanosi się na ostrą kłótnię.- Mamy misję do wykonania- spiorunował Thalię wzrokiem, na co ta znowu prychnęła.- Nie mamy czasu do stracenia. Musimy dostać się do Aten na czas.
Jego uwadze nie uszło to, że Reyna lekko wyprostowała się na słowo „czas”. Pamiętał jej długą rozmowę z Paulem. Nie chciał podsłuchiwać, ale w przerwach między śpiewem pana Chase usłyszał wyrazy wyjęte z kontekstu. Zastanawiał się nad tym, ale nic nie mógł wymyślić. Ale „Annabeth”, „łańcuchy”, „sny” i „kotwica” nie brzmiały jak wygrana wycieczka na Bahamy.
- Tak, wiem. I właśnie dlatego poprosiłam Demodokosa, by was tu przywiózł. Dobijemy targu.
Reyna w końcu ze świstem schowała swój sztylet i westchnęła ciężko.
- Ostatnio też tak miało być.
- Och, czepiasz się szczegółów. Przecież znaleźliście tą broń z cesarskiego złota. Wypełniłaś misję.
- Ale nie wspomniałaś o Lamii. Jason próbował mnie zabić.
- Ale nie zabił- uśmiechnęła się Afrodyta, a Reyna zacisnęła usta w cienką linię.- A ja powiedziałam ci coś na twój temat. Powinniśmy być kwita, słońce.
- Dosyć!- Thalia wstała gwałtownie, uderzając kolanem o nogę stołu, badajże Herę. Nie dała nic po sobie poznać, że ją zabolało. Szybko doskoczyła do krzesła Willa i gniewnie wpatrzyła się w boginię. Kątem oka zauważył, że Fobos i Dejmos przyczaili się w gotowości, jednak Afrodyta kiwnęła przecząco głową w ich kierunku.
- Chcesz konkretów, Thalio Grace? On nim jest- wskazała na Willa.
Zatkało go, choć takie ciągłe kręcenie głowy Reyny od Thalii do niego jak na meczu tenisowym, pozwoliło mu na w miarę szybką reakcję. A raczej coś na kształt pisku wystraszonego chłopca w obecności starszej pani z balkonikiem, która zmusiła go do zjedzenia ciasta śliwkowego.
- Ja?
- On?- Thalia znowu prychnęła. Chyba ta alergia na sierść ciągle jej dokuczała.- A czego może chcieć najstarsza antyczna bogini od synusia Apollo, który nadał imię Doris swojej gitarze?
- EJ! Odwal się od Doris!
- To gitara, Solace!
- Moja najlepsza gitara!- Poprawił ją, oburzony.
- Co za różnica? Równie dobrze mógłbyś wyrzucić ją przez okno jako przekąskę dla pani O’Leary!
- Zazdrościsz, że na ognisku jestem bardziej popularny niż ty!
- Tylko na ognisku!
- A co to miało znaczyć?
- To, że jesteś beznadziejny w podrywaniu dziewczyn.
- Powiedziała specjalistka! Jesteś Łowczynią! Nigdy nie będziesz miała chłopaka.
- I dzięki bogom! Wszyscy są frajerami.
- Nawet nie wiesz…
Ostry gwizd przerwał kolejną kłótnię Willa i Thalii. Dźwięk był tak głośny, że Will musiał zakryć bolące uszy. Otrząsnął się trochę i rozejrzał się, szukając sprawcy tego hałasu. Afrodyta spokojnie zajadała ciasteczko czekoladowe namoczone w herbacie. Fobos i Dejmos szczerzyli się jak głupi do sera słuchając ich kłótni. No tak, oni kochali wojnę, nawet taką słowną. Natomiast Reyna stała w lekkim rozkroku, opierając się na swojej złotej włóczni. Patrzyła na nich hardym wzrokiem, aż Will poczuł ciarki na karku. Nawet nie zauważył kiedy wstała.
O tak, Reyna zdecydowanie budziła respekt.
- Bardzo ładny gwizd- Fobos mrugnął do niej zalotnie, ale ona go olała.
- Tak, używam go tylko do przywołania Scypiona- mruknęła.- A to jest pegaz- zaznaczyła.
Thalia chyba zrozumiała przytyk, że zachowują się jak zwierzęta. Już chciała coś odpowiedzieć, ale Will klepnął ją w brzuch.
- No więc…Dlaczego mnie pani szukała?- zwrócił się do Afrodyty.
Bogini skończyła ciastko, kiwnęła na Fobosa i Dejmosa, a potem wstała i powiedziała, by poszli za nią. Jej szpilki zostawiały ślady na puchatym, białym dywanie. Fobos otworzył szklane drzwi, zapraszając gości do ogrodu. Zagrodził jednak drogę Reynie, uśmiechając się.
- Ostra z ciebie panna. Mamy wiele wspólnego. Dasz mi swój numer?
Will, nie wiedzieć czemu, zirytował się.
- Nie, nie da. Zostaw ją, cymbale.
- Nazywasz cymbałem boga lęków i strachu…cymbale?
- Jesteś…
- Och, dajcie spokój- warknęła Reyna i przepchnęła się obok Fobosa. Will poszedł za nią, ale starł się spojrzeniem z bożkiem.
Kompletnie nie wiedział co się z nim dzieje, za to Afrodyta zachowywała się tak, jakby rozgryzła go w najmniejszym stopniu. Kiedy przekroczyli różany ogród, poczuł się jeszcze dziwniej. Intensywny zapach kwiatów zaatakował go, przywołując wspomnienia jego wszelakich miłostek. Od ulubionej piosenki i jedzenia, poprzez instrumenty i książki, a na przyjaciołach i dziewczynach kończąc. Thalia machała zabawnie rękami, próbując uciec od tej magii.
- To są róże wychodowane przez samą Demeter na Olimpie. Mają niezwykłe właściwości lecznicze. Maść z tych kwiatów potrafi wyleczyć najbardziej mroczne rany.- Afrodyta przechodziła właśnie przez ogrodową altankę. Sięgnęła do jednej z donic i wyjęła trzy małe słoiczki wspomnianej maści.- Weźcie, radzę wam z dobrego serca.- Kiedy schowali maść, palce bogini trąciły struny złotej harfy, która dołączona była jako rekwizyt do posągu Apolla.
- Wiecie, że ten ogród był ulubionym miejscem spotkań boskich bliźniaków? To tutaj Artemida po raz pierwszy poświęciła grupę nimf, które zostały pierwszymi Łowczyniami. Jej ulubienica, Dafne, przyrzekła, że będzie jej służyć, zachowując nikłe kontakty z mężczyznami.
- Dafne?- Thalia spojrzała zaskoczona na Afrodytę.
- Córka boga rzeki Ladon i Gai.- Mruknął Will. Nie chwaląc się, znał bardzo dobrze wszelkie mity związane z jego ojcem. Nie opuścił także wykładów Annabeth i Chejrona, podczas których opowiadali o potworach, bogach i znanych sprzymierzeńcach. Ta nimfa była mu dobrze znana.- Pierwsza porucznik Łowczyń Artemidy i ukochana Apolla.
- Ach, cóż to była za historia. On piękny, młody bóg, zakochany do granic obłędu. Ona- ulubienica Artemidy, uciekająca przed miłością. Daremnie próbując uciec od zakochanego w niej Apollina, Dafne wyprosiła u ojca, aby zmienił ją w drzewo wawrzynu. Od tamtej pory laur jest symbolem miłości niedostępnej i dziewictwa. – Afrodyta westchnęła przejmująco, wspominając stare dzieje.
- Świetnie, zapoznaliśmy się z historią utworzenia Łowczyń.- Thalia znowu prychnęła, a Reyna wywróciła oczami, słuchając jej irytacji. Solace zauważył jednak iskierkę smutku w jej oczach, która jednak szybko zniknęła.- Co ma do tego Will? Łowczynią raczej nie zostanie.- Powiedziała ironicznie.
- Bo widzisz, Thalio Grace. Dafne jest jedynym obecnie dzieckiem Gai, które byłoby w stanie pomóc siódemce herosów z przepowiedni. Tak działa krew Olimpu. Gaja potrzebuje krwi herosów z linii najstarszych bogów, ale z kolei krew jej dzieci mogłaby zapobiec jej przebudzeniu. Obawiam się, że wszystkie jej dzieci polują na Argo II, by ich zabić, a nie pomóc.
- Chcesz, byśmy poprosili Dafne o pomoc w zniszczeniu jej matki.- Reyna poskładała wszystko w całość. Fobos stał obok niej, kiwając głową i patrząc na nią z zachwytem. Dejmos z kolei pożerał płatki róż, wydając aprobujące pomruki.
- Och, jesteś blisko, słoneczko- Afrodyta uśmiechnęła się znacząco, wskazując by ruszyli w dalszą drogę. Fobos cały czas nie odstępował Reyny na krok. Will nie chciał patrzeć na te żałosne podrywy, więc przyspieszył kroku i zrównał się z Thalią. Dejmos szedł obok swojej matki, obdarzając go sarkastycznym uśmieszkiem.- Chcę, abyście wybudzili Dafne z czaru jej ojca.
- I to szybko, bo ona się zbliża.- Powiedział Fobos, zrywając po drodze róże z każdego napotkanego koloru.
- Ona? Jaka ona?- Reyna wreszcie spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Moja matka miała niedawno całkiem pokaźną ekipę służących. Był nawet specjalny koleś do nalewania herbaty!
Will zaklął po grecku, przeklinając swoją głupotę. Afrodyta była najstarszą boginią, a w jej ogromnym dworku spotkał tylko jej wojowniczych, głupich synów.
- I co się z nimi stało?- W tej chwili Reyna nie odrywała spojrzenia od Fobosa, czekając na wyjaśnienia.
Afrodyta była wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Dziarskim krokiem podeszła do Willa i chwytając go pod ramię poprowadziła na skraj ogrodu, gdzie stała piękna pergola, a złote róże tworzyły okrąg wokół drzewa wawrzynu. Tuż obok stała ładna ławka z wygiętego czarnego metalu. Nagle Dejmos wyrwał jego torbę, którą zabrał na misję.
- Hej!- zawołał, błyskawicznie sięgając po strzałę i naciągając ją na cięciwę.
- Spokojnie, cymbale.- Fobos wyciągnął z kieszeni torby kluczyki, które dostał od Apolla.- Musisz obudzić Dafne. Zaśpiewaj coś- mruknął, naciskając na gryf miniaturowej gitary przy kluczach.
Will usłyszał ciche pyknięcie, jakby wystrzelił korek od szampana. Po chwili Fobos trzymał pełnowymiarową, znajomo wyglądającą gitarę.
- Doris!- złapał gitarę i obejrzał ją dokładnie. Syn Afrodyty oddał mu torbę i znowu stanął koło Reyny.
- Zagraj coś o miłości. Mogę nawet zaśpiewać- mrugnął do córki Bellony.
Afrodyta skinęła do niego zachęcająco.
Przymknął oczy i po raz pierwszy trącił struny. Wybrał piosenkę, którą śpiewał razem z Piper na plaży w Obozie Herosów. To był ten moment, kiedy po długiej rozmowie z Willem, córka Afrodyty zebrała się w sobie i otwarcie wyznała swoje uczucia Jasonowi. Tuż po ognisku pocałowali się po raz pierwszy i oficjalnie ogłosili się parą. Wtedy też Piper zrozumiała, że ciągle, mimo upływu paru lat, skrycie podkochiwał się w Annabeth. Dla niego to była inna bajka, bo nie mógł się po prostu odkochać, mimo iż otwarcie kibicował Percy’emu i córce Ateny. Sytuacji nie poprawiał wtedy także fakt, że Jackson zniknął bez śladu.
Kiedy skończył śpiewać, otworzył oczy. Pierwszym co zobaczył, to czarne, roziskrzone oczy Reyny wpatrzone w niego. Uśmiechnął się delikatnie, ale potem skrzywił się, gdy chwilę muzycznego uniesienia przerwał Fobos.
- Chyba się udało.- Faktycznie, krzew wawrzynu zaczął kołysać się, choć nie wyczuł wiatru. Syn Aresa doskoczył do rośliny, ciągnąc ze sobą Reynę. Powoli wkurzało go to, niemal miał ochotę przywalić Fobosowi. Reyna nie była dziewczyną dla nieokrzesanego boga lęków. Mógłby ją jedynie wystraszyć, choć podejrzewał, że i to zadanie nie byłoby łatwe.
I znowu musiał otrząsnąć się z tego transu. Miał ochotę uciec z posiadłości Afrodyty, bo ta wizyta zdecydowanie namieszała mu w głowie. Zmusił się do wytężonej uwagi.
Po chwili zerwał się mocny wiatr, usłyszał szum rzeki Ladon i zdążył tylko krzyknąć do Thalii, kiedy potężna fala zalała ogród. Will upadł pod naciskiem ciśnienia. Jak przez mgłę zobaczył rozbłysk światła. Kiedy wodny atak ustąpił, klęczał na ziemi, krztusząc się i kaszląc. Thalia i Reyna również były przemoczone, choć tą drugą bohatersko zasłonił Fobos.
Afrodyta gdzieś się ulotniła, za to zauważył, że potężna fala przyniosła ze sobą kilka nowych posągów. Na ziemi obok Thalii leżała piękna, jasnowłosa kobieta, odziana w białą szatę i wieniec laurowy. Naszyjnik z korali zwisał jej z szyi. Oczy miała niebieskie, choć lekko zabrudzone, jak woda z rzeki Ladon. Kołczan i łuk miała przewieszony przez plecy, a wokół niej leżało pełno pokruszonych odłamków posagów.
Już chciał się zebrać, by pomóc zmarnowanej nimfie, kiedy zauważył niepokój świrniętych synów Afrodyty. Patrzyli się z wytrzeszczonymi oczami w punkt tuż za nim.  Jasnowłosa nimfa skoczyła na równe nogi i wycelowała w niego łukiem. A może w to coś, w co wpatrywał się Fobos. Oblizał nerwowo wargi, słysząc za sobą kroki i…syczenie wężów.
A raczej całego gniazda wężów.
- Nie patrz na nią, cymbale!- Krzyknął Fobos wyrywając z pasa Reyny złoty sztylet i celując w nieznajomego przybysza. Ostrze minęło go o centymetry, kiedy ze świstem trzasnął o posąg Apolla tuż za nim.
Will był tak sparaliżowany, jakby został zamieniony w kamień.
Nie wiedział nawet, że głupi synek Aresa uratował mu życie.
- Dafne, nawet nie wiesz, ile czasu oczekiwałam twojego powrotu.- Wzdrygnął się, słysząc syczący, przerażający głos kobiety.
- Nie pomogę ci!- Wrzasnęła Dafne.
- No cóż, w takim razie…Ty i ta nędzna trójka herosów dołączycie do mojej unikatowej kolekcji posągów.
Will w końcu przegrał z własną wolą i odwrócił się.
Usłyszał jeszcze ostrzegawczy krzyk Thalii, a potem spojrzał prosto w twarz Meduzy.


Szczęśliwego Nowego Roku!
Cześć, Karmelek oddaje w wasze ręce kolejny odcinek Wędrówki ;)
Oj tak, długo na to czekałam. Możliwość opisania epickiego pojedynku pretor legionu rzymskiego z Meduzą…no, będzie super zabawa przy pisaniu! Ale rozdział Reyny w części szesnastej, bo w następnym rozdziale wracamy do równie wyczekiwanego przeze mnie starcia Rzymianie- Achilles, a także co nieco o Nico.

4 komentarze:

  1. Twój blog jest po prostu super. Aż brak mi słów. Czekam na następny rozdział. Wera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      Jeśli chcesz być informowana to zostaw do siebie jakiś link :D

      Usuń
    2. Sorki ale nie mam niczego do czego mogłabym zostawić link. ;] Będę więc komentować z anonima Wera

      Usuń