Leo spadał. Nie miał pojęcia co się właściwie dzieje, bo
głowa uparcie próbowała rozpaść się na pół. Do tego leciał na twarz z wysokiej
góry lodowej. To było dziwne, bo obok niego na sankach jechała Chione,
księżniczka lodu z Quebeku. I, co było jeszcze dziwniejsze, nad jego głową
świecił wielki księżyc w pełni. W trakcie swojego upadku mijał drewniane
drogowskazy o dziwnej treści: „ Rajskie wakacje na wyspie dla ognistych
chłopców”, „Półboska Rada Olimpijska” czy „Boska kolacja dla Półtorga”. Najgorsze
było to, że kierunek upadku wybierała Chione, co zapewne nie wróżyło nic
dobrego. Ostatnie spotkanie z zimną panną nie należało do przyjemnych. Miał
tylko nadzieję, że nie dokona samozapłonu, bo jeśli wierzyć Chejronowi,
ostatnie dziecko Hefajstosa z taką zdolnością wywołało wielki pożar Londynu.
A on chciałby kiedyś podróżować. Tak po prostu, bez
uciekania przed hordą potworów, może nawet swoim samochodem, który
własnoręcznie naprawi z wszelkich wad. Zabrałby dziewczynę na wyjazd z
przyjaciółmi, jechali by do Malibu na plażę, Piper by śpiewała, Annabeth
opowiadała o mijanych zabytkach, a Percy i Jason doprowadzaliby wszystkich do
szału swoimi sprzeczkami. Tak, to byłoby całkiem spoko… Chciał być potrzebny.
- Leo!- Odezwał się Jason, poruszając ustami Chione.
Zaraz…. Jason?
- Dlaczego jesteś gorącą laską? Znaczy, zimną ale gorącą.
- O czym ty gadasz, Leo? Jeszcze ci nie minęło?
- Nie minęło mi co?- Nagle poczuł gwałtowne ruchy żołądka,
miał wrażenie, że połknął węża- O bogowie…- jęknął.
Jason zerwał się z krzesła i sięgnął gdzieś na dół. Po
chwili rzucił mu na kolana miskę.
Ohyda. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz wymiotował. Chyba
wtedy, gdy Tia Calida vel bogini Hera zabrała go do restauracji, gdzie musiał
zjeść owoce morza.
Jason miał minę, jakby oberwał cegłą, ale dzielnie wyniósł
miskę do łazienki. Leo cieszył się, że ma takiego przyjaciela.
- W końcu się ocknąłeś. Antygona mówiła, że po tych
ziółkach, które ci podała możesz źle się czuć. Ale to dobrze, znaczy, że
działają.
- Co się stało?
- A co pamiętasz?
- Hm… Walczyliście z Achillesem, Frank go pokonał… znaczy
Hazel zrobiła czary mary i rozpadła się ziemia i…. Nieważne. Potem Eneasz
wyprosił Piper, a ja i Nico gadaliśmy z nim o…- przełknął ciężko ślinę.- Gdzie
jest Nico?
- Wszyscy są w mesie. Hajmon obrał kurs na Spartę.
- Hajmon?
- Tak. Uratował was przed Eneaszem. Koleś ześwirował, omal
nie udusił Nico. Piper w ostatniej chwili wezwała Hajmona, zamknęli Eneasza w
lochach zamkowych. Okazało się, że współpracuje z Gają.
- Ta, chciał od nas uzyskać informacje. Chyba to Nico je
zdobył.
- Wiem. Wszystko nam wyjaśnił. Hajmon obiecał spełnić
przysięgę. Frank pokonał Achillesa, więc on eskortuje nas do Aten. Ale Nico
mówi, że musimy zjawić się w Sparcie.
- Po co?
- By uratować Percy’ego i Annabeth. Tam jest Dom Hadesa.
Leo zerwał się na równe nogi, lecz zaraz wpadł na Jasona,
który go przytrzymał.
- Hej, spokojnie. Nadal jesteś blady. Eneasz porządnie cię
unieszkodliwił. Trener Hedge marudził przez całą noc na twoje wynalazki przy
sterze. Rozwalił kontroler Nitendo.
- Rozwalił… No co za dziki kozioł!- Leo ruszył chwiejnie w
stronie mesy.
Pierwsze, co zobaczył za oknem kajuty, to wielki statek
płynący za Argo II. Nie był tak odlotowy i naszpikowany techniką, ale i tak
budził w nim podziw. Właśnie tak wyobrażał sobie statki z czasów wojny
trojańskiej.
Jason położył mu dłoń na ramieniu.
- To odział Hajmona. Całkiem spoko gość, obiecał nam eskortę
i proszę. Teraz to on rządzi na zamku Eneasza. Wiesz, że jest zaręczony z
Antygoną?
- Super. Kolejna fajna dziewczyna trafia na moją listę
zakazaną.
- Masz listę zakazanych dziewczyn?- Jason zaśmiał się, co
trochę zirytowało Leona. Pewnie, syn Jupitera nigdy nie miał problemu z
dziewczynami.
- Tak, jest na niej Piper i Thalia, twoja siostra. Kiedyś
zarywałem do niej.
„Ha!”. Zostawił Jasona na korytarzu z epicko głupią miną i
wszedł do mesy.
- Leo! Dzięki bogom!- Piper od razu rzuciła mu się na szyję.
Nawet nie zauważył tego, ale zaraz jej miejsce zajęła Hazel.
- Valdez, dobrze cię widzieć.- Frank pociągnął go za ramię i
usadził go na swoim krześle. To było dziwne jak na niego, ale bardzo miłe.
Zwłaszcza, że postawił przed nim talerz pełen naleśników z czekoladą i serem.
- Są pyszne- Hazel uśmiechała się zachęcająco.- Frank
zastąpił cię w roli mistrza kuchni. Ale i tak nic nie przebije twoich tacos.-
Dodała pojednawczym tonem.
- No więc? Co mnie ominęło?- Zerknął na Antygonę i Hajmona.-
Gratulacje z okazji zaręczyn. Zaprosicie nas na ślub?
- Leo!- Oburzyła się Piper.
- No co? Grzecznie pytam.
W tej chwili dołączył do nich Jason, ale nie zwrócili na to
uwagi, bo Hajmon zaczął mówić.
- Po tym, jak obaliłem rządy Eneasza możecie mieć pewność,
że zamek maltański stanie po waszej stronie w wojnie z Gają. Dzięki wam
pozbyliśmy się tyranów wyspy. Czuję się w obowiązku, by wam pomóc. Leonie,
wiesz pewnie, że to Nico zobaczył tajemnice Eneasza w Zwierciadle.
Leo właśnie zauważył, że nie ma tu syna Hadesa. To było
trochę niezręczne, bo wiedział, że prędzej czy później będą musieli pogadać o
tym wszystkim.
- Taa… O co chodzi?
- Eneasz nie tylko jest agentem Gai. Podczas swojego pobytu
w Podziemiu, zanim wydostał się przez Wrota, błąkał się po krainie cieni.
Podobnie miał zresztą za życia, więc to nie jest zaskakujące. Umierasz tak jak
żyjesz.
- I? Co to ma wspólnego z nami?
- A to, że podczas swoich licznych spacerów przypadkiem
zapoznał się z planowanym spiskiem przeciwko Matce Ziemi. To też żadna nowość,
że bogowie spiskują przeciwko sobie. Ale ten plan miał uratować herosów od
kolejnej wojny. A skoro Eneasz go poznał, mógł nabić punktów u Gai. Tylko, że
przechodząc przez Wrota, zapomniał kilku faktów, w tym właśnie tego.
- Dlatego zmusił was, byście mu go zdradzili za pomocą
Zwierciadła- dodała Hazel.
- A co to za sekret?
Nastała cisza. Leo kończył właśnie naleśniki, więc w całej mesie
słychać było tylko jego mlaskanie.
- Hades ma asa w rękawie. Chce przywrócić kogoś z Wysp
Błogosławionych, by wzmocnić pieczę nad Wrotami Śmierci. Jeśli się uda, już
nigdy nie będzie możliwości, by najgorsze kreatury ponownie zagrażały światu.
- Ale?- Leo skierował widelec na Hajmona i zmrużył oczy.- W
takich wielkich planach zawsze są jakieś „ale”.
- Przywrócenie herosa z Wysp to skomplikowany proces. Wymaga
zaangażowania z dwóch stron świata. Czyli od Podziemia i tutaj, od
śmiertelników. Mogą to zrobić tylko osoby wybrane przez samą Herę. W końcu to
ona jest Królową Olimpu.
- No pewnie, znowu Hera.- Westchnął Leo.- Wiemy, kim są ci
szczęśliwcy?
- Pamiętasz wizje w moim nożu, Leo?- zapytała Piper.- Była
tam Annabeth w pełnej zbroi. A teraz jest w Tartarze.
- Chcesz powiedzieć, że jedną z tych osób jest Annie?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Super. A Number Two?
- Nie wiemy. Jedno jest pewne. Annabeth musi wyprowadzić
herosa z Wysp Błogosławionych, a ta druga osoba musi w odpowiednim czasie przywołać
jej duszę z krainy cieni, by po stronie śmiertelników ciało spotkało się z
duszą.
- I pewnie nie wiemy, kogo wywoła.
- To jest decyzja Annabeth. Znaczy, skoro to mój tato
zaplanował to wszystko, pewnie ma w tym jakiś interes- Hazel skrzywiła się
delikatnie.- Nie oszukujmy się. Pluton nie robi niczego bez zysku. W końcu jest
bogiem bogactwa.- Puknęła dłonią w stół, a wszystkie srebrne sztućce pofrunęły
w jej stronę.
- Ale chwila…- Frank zgniótł puszkę po Fancie, zwracając
całą uwagę na sobie.- Skoro Dom Hadesa jest w Sparcie, a Annabeth i Percy są
już blisko wyjścia to znaczy, że ten drugi heros też musi się zjawić. A wy-
kiwnął na Leo i Piper- macie te swoje złote monety.
- Tak!- Hazel ucieszyła się, podskakując na krześle.-
Widziałam jak Percy to robił. Możecie połączyć się z Obozem i wypytać, czy
wiedzą coś na ten temat.
- Chejron pewnie jest na Olimpie. No wiesz, musi rozwiązać
tą sprawę z rozłamem bogów.
- Nie macie jakiegoś pretora czy kogoś?
- Mamy Starszych Opiekunów. Problem w tym, że dwoje z trzech
jest w Tartarze.
- Och.- Hazel opuściła ramiona, zasmucona. Zaraz jednak
spojrzała na Piper.- A ten trzeci opiekun?
Leo dźgnął nożem czerwone jabłko, wymieniając krzywy grymas
z Piper i Jasonem.
- Clarisse la Rue. Córka Aresa.
- Coś z nią nie tak?- zapytał Frank. No tak, on jest
przecież synem Marsa, rzymskiej personifikacji Aresa. Ale to znaczy, że Zhang,
ten Zhang, który nie umiał rozwiązać chińskiej pułapki jest bratem Clarisse.
Leo uśmiechnął się chochlikowato.
- Nawet nie zaczynaj, Valdez- Piper chyba odczytała jego
zamiary.- Clarisse jest w porządku. Znaczy, jeśli nie zajdziesz jej za skórę. A
Jason zaszedł- mruknęła niezadowolona.
- No i ma jakiś nieokreślony uraz do wszystkiego, co wiąże
się z Afrodytą.- Leo puścił oczko do Piper.
Wszystkie spojrzenia spoczęły teraz na nim. O rany. Czy
właśnie ukręcił nad sobą bat?
- Super- westchnął i podniósł się z krzesła, zrezygnowany.-
Trenerze!
- CZEGO?- ryknął satyr z góry. Pewnie znowu coś psuł.
- Masz ochotę na pogawędkę z Clarisse? Zaraz łapię
połączenie.
To była owocna rozmowa.
To znaczy, pomijając fakt, że nagle wszyscy dowiedzieli się,
że trener Hedge spodziewa się dziecka, a Clarisse opiekuje się jego ciężarną
żoną. I te urocze wiązanki pod adresem
potworów i bogów. Oberwało się nawet Chrisowi, chłopakowi Clarisse.
Rozmawiając z córką Aresa, Leo poskładał parę spraw w jedną
całość. Podobno Rachel wygłosiła nową przepowiednię, w której główną rolę grała
Reyna Ramirez-Arellano. Jakieś dwa tygodnie temu wyruszyła razem z Willem
Solace i Thalią Grace poszukiwać bogini Ateny. Co znaczyło, że usiłując złamać
klątwę schizmy Olimpijczyków. Ale to znaczyło również, że ta trójka zmierza do
Aten. A według tego co mówił Jason, taki czyn odebrałby Reynie pozycję rządzącą w rzymskim obozie.
Kiepsko. Bardzo, bardzo kiepsko.
Według Clarisse, wobec tych wszystkich wydarzeń władzę w
Obozie Jupiter samowolnie przejął Octavian, ten bezduszny morderca pluszowych
misi. Podobno garstka legionistów odmówiła współpracy z nim, co znowu
wprowadziło Nowy Rzym na ścieżkę wojny domowej.
Thalia z kolei przysłała do Obozu Herosów wybudzoną ze
śpiączki pierwszą w historii Łowczynię Artemidy. Dafne była lekko szalona, ale
okazała się wielką pomocą. A według Thalii miała ona skupić na sobie uwagę Gai,
by mogli spokojnie przepłynąć do Aten.
W tej chwili Leo rozłożył się przy głównym sterze, by
naprawić szkody wyrządzone przez kozła. Ciągle wracał do niego ten półsen o
Chione i dziwnych drogowskazach. Wszyscy powtarzali, że sny półbogów często są
prorocze. Skoro tak, to liczył na te rajskie wakacje.
- Cześć.
Głos Nica tak go zaskoczył, że wyrżnął głową w jeden z
kantów steru. Było już ciemno, a jego latarka czołowa błyskała jak szalona,
kiedy rozcierał guza na głowie. Sam Nico wyglądał jak cień w tych czarnych
ubraniach, kiedy na niebie świecił księżyc.
- Di Angelo. Ostatnio mam przez ciebie same kontuzje.
Nie usłyszał śmiechu. A jego żarty zawsze wywoływały
uśmiech.
- Ok- Leo wysunął się spod steru, wstał i otrzepał spodnie z
brudu. I tak były całe w oleju, ale taki miał już nawyk. Nie ważne, że tarciem
pogorszył tylko sprawę.- Nie było cię na obiedzie. Pewnie jesteś głodny.
Nie patrząc wcale na niego ruszył na dziób statku, gdzie
usiadł i wyciągnął ze swojego pasa dwa absolutnie genialne tacos.
- Nie jestem głodny.- Leo wywrócił oczami i energicznie
rzucił jedzenie w stronę ponurego Nico. Zrezygnowany syn Hadesa wyciągnął nogi,
siadając w identycznej pozycji jak Leo.
Zapadła cisza, którą obaj usiłowali zabić pochłanianiem
ciepłych tacos. Żaden z nich nie chciał ciszy, by nie pozwolić swojej głowie na
wędrówkę myśli.
- Nico…
- Piękny księżyc, prawda?
- Tak, dobrze, że jasno świeci. Nie lubię egipskich
ciemności.
- Powiedziałeś to do syna Hadesa?- Ponury uśmiech Nica wcale
nie rozświetlił nocy.
- Nico…
- Cieszę się, że Reyna dogadała się z Grekami. Jest naprawdę
świetną pretor. Chciałbym kiedyś tam wrócić.
- Teraz rządzi Octavian. Raczej prędko nie wrócisz pod
skrzydła Reyny.
- Nie wiem, czy w ogóle wrócę żywy. Mówicie, że mój ojciec
knuje z Herą. To może źle się skończyć.
- A może właśnie dobrze. Hera wybrała do tego zadania nie
byle kogo. Annabeth jest najlepsza. Nico…
- Może i jest. Ale nie wiadomo, przez co przeszła w
Tartarze.
- Nie jest tam sama. Nico…
- A może…
- Przymknij się, di Angelo! Mam ci coś do powiedzenia.
Dopiero teraz usłyszał nieregularny oddech syna Hadesa. Jego
serce również odrobinę zwolniło, gdy zauważył, że chłopak drży.
- Nie bój się. Powiedziałem ci, że zachowam to dla siebie,
pamiętasz? A ja wszystko biorę na poważnie.- Uśmiechnął się na widok wysoko
uniesionych brwi Nica.- No dobra, wcale nie jestem poważny. Ale to moja
osobowość. Ty masz swoją. Obaj jesteśmy na swój sposób wyjątkowi.
- Nikt o tym nie wie. Nawet Hazel.
- Nie wiem dlaczego dusisz to w sobie, stary. Przecież
homoseksualizm to normalna sprawa. Rozumiem, gdybyś ukrywał, że… bujasz się w
Herze albo coś. No ale… Zresztą ja startowałem do porucznik Łowczyń Artemidy.
Nie będę się wypowiadał.
- Tak, słyszałem, że masz listę zakazanych dziewczyn.- Nico
w końcu pozwolił sobie na sarkazm.
- No wiesz. Wszystkie panie w głębi serca mnie kochają.
Muszę robić listę, które nie mają u mnie szans.
Żarty rozluźniły trochę panującą między nimi atmosferę.
- Więc… Nie wygadasz? Bo wiesz, ja już prawie wyleczyłem się
z Percy’ego.
- Prawie?- Tym razem Leo uniósł brwi.
- To znaczy… Czułem się dziwnie, kiedy patrzyłem jak on i
Annabeth spadają w otchłań.
- Stary, wszyscy czuliśmy się dziwnie. Czy tego chcą czy
nie, już zawsze będę liderami. Oboje są… imponujący.
Nico westchnął ciężko. Czuł się niezręcznie. Leo i tak
cieszył się, że mogli to sobie wyjaśnić. On i Nico nie byli przyjaciółmi. Ale
teraz dzielili sekret, więc może kiedyś syn Hadesa otworzy się bardziej.
- Serio, Nico. Nie lubię ciemności. Pójdę już do kajuty.
- Ja jeszcze zostanę.
Leo pożegnał się i ruszył przez pokład. Po chwili jednak
zatrzymał się i odwrócił. Nico di Angelo patrzył w dal, oświetlał go księżyc.
Gdzieś tam była Sparta.
Gdzieś tam był Percy Jackson, imponujący heros.
Gdzieś tam była Annabeth Chase, wybranka Hery.
Gdzieś tam budziła się Gaja.
Tak, możecie mnie przeciąć Orkanem.
A ja życzę Wam smacznego jajka!
PS. Nawet Nico musi się wygadać ;)
PPS. W następnym odcinku Thalia bawi się czapką Annabeth. A
w jeszcze następnym? Wielkie wyjście z Tartaru!
Pozdrawiam. Proszę nie zabijać.
Karmel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz