piątek, 15 lipca 2016

24. Puk, puk, kto tam?



Thalia Grace jeszcze nigdy w życiu nie cieszyła się na widok chłopaka jak w tej właśnie chwili. Po krótkim spacerze i wyznaniach Reyny obie zjawiły się w umówionym miejscu przy spartańskim teatrze. Will obiecał, że zjawi się z nowymi ubraniami i jedzeniem, więc musiały na niego poczekać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jego skłonność do spóźnień. Czekały za Willem już pół godziny, aż w pewnym momencie Reyna powiedziała, że powinny spróbować otworzyć wejście do Domu Hadesa. I wtedy zaczął się problem.
- Ty śpiewasz!- Krzyknęły obie w tej samej chwili. Potem spojrzały na siebie zirytowanym wzrokiem i mrucząc pod nosem rozeszły się, obchodząc starożytny teatr miejski.
- Musimy znaleźć to słynne wejście 4B, Grace- Reyna odrzuciła do tyłu swoje splątane włosy. Żadna z nich nie zamierzała śpiewać starym wrotom. Aby nie drążyć niebezpiecznego tematu, Thalia przyznała Reynie rację i poszła w przeciwnym kierunku. Przez pół godziny przeszła niemal całą wschodnią stronę, ale nie znalazła żadnych antycznie wyglądających drzwi, nie mówiąc już o drogowskazie „Dom Hadesa”.
- Ci starożytni ludzie chyba lubili utrudniać sobie życie.- Thalia była już tak zirytowana całą sytuacją, że miała ochotę pożyczyć telefon komórkowy  i użyć aplikacji Google Maps, by w końcu znaleźć to głupie wejście.- Hermes jako bóg podróżników mógłby zainwestować w boskie GPSy- ze złości kopnęła leżący na drodze kamień.
I wtedy- dzięki bogom- usłyszała, jak ktoś krzyczy jej imię.
- Thalia! Gdzie jesteście? Mam ubrania!
Córka Zeusa wrzasnęła na cały głos „HA!” i sprintem ruszyła w kierunku umówionego punktu zbiórki. Will Solace siedział na głazie przy głównej bramie. Obok niego stały siatki z logiem najsłynniejszych marek odzieżowych. Sam miał na sobie nową  czarną koszulkę od Armaniego i granatowe spodenki do kolan. Miał też nowe Aviatory, podobne do tych, które zbiła mu Thalia. Poczuła wyrzuty sumienia, więc powstrzymała się od ironicznych komentarzy. Choć i tak byłyby one tak dla zasady wkurzania Willa, bo nawet ona musiała przyznać, że syn Apolla dobrze się ubierał.
- Łap!- Widząc ją, Will rzucił w jej stronę siatkę od Marksa&Spencera. Widziała, że czujnie ją obserwuje, kiedy oglądała nowy zakup. Buty były czarne, wysokie do kostki i zapinane na rzep. Znalazła też jeansy z wąskimi nogawkami, czerwony top z napisem „ Najlepsza na świecie” i biały plecako-worek, gdzie znalazła swoją wyczyszczoną opaskę Porucznika Łowczyń.
- Zadowolona?- Will uśmiechnął się półgębkiem, kiedy pokiwała głową.- Musisz podziękować Afrodycie, dobierała wszystko sama.
Thalia rzuciła mu miażdżące spojrzenie, kiedy zaczął śmiać się na cały głos z jej miny. Zaraz jednak chrząknął i poprawił okulary na nosie, gdy zauważył zbliżającą się Reynę. Tym razem to Thalia parsknęła ironicznie, a Will rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Trzymaj- Solace podał Reynie zakupy z Nike.- Pomyślałem, że będziesz zadowolona z podobnych ubrań, które nosisz teraz. Zauważyłem, że lubisz Nike- wskazał na jej podarty bordowy T-shirt.
- Dzięki- Reyna obdarzyła go uśmiechem. Thalii nie uszło uwadze, że gdy zabierała siatkę, Will dotknął jej dłoni, przez co oboje na chwilę się speszyli.
- Świetnie. Nie ma nic lepszego niż zakochani herosi na misji- Łowczyni wywróciła oczyma.- Ej, Gołąbeczki! Musimy znaleźć ten przeklęty Dom Hadesa. Później możecie romansować do woli, ale teraz do roboty!
Reyna i Will jednocześnie wytrzeszczyli na nią oczy, a potem zerknęli na siebie. Gwałtownie puścili swoje dłonie.
- Yyyy…Tak. Mam gitarę.- Will pokazał swoją ukochaną Doris.- Idziemy?
- Najpierw musimy znaleźć wejście, Solace.
Will zatrzymał się wpół kroku. Odwrócił się w stronę Thalii.
- Żartujesz sobie? Przecież Posejdon mówił o wejściu 4B.
- Tutaj nie ma żadnych drzwi, Solace!
Syn Apolla zdjął swoje okulary, popatrzył na obie towarzyszki i pokręcił głową. Zaraz potem zatrząsnął się ze śmiechu.
- Antyczne teatry nie mają wejść. Dionizos i jego satyry organizowali wszystko na kamiennej scenie pod gołym niebem. Jedyne wejście to zaplecze, z tyłu trybun. Nie zauważyłaś, że sektory dla widzów są numerowane? To stąd wzięli sposób na zorganizowanie miejsc w kinach i miejscach artystycznych.
- Ale przecież…- Thalia przypomniała sobie, że w czasie wcześniejszych oględzin mijała wyżłobione w kamieniu numeracje teatru. Sektor pierwszy, drugi, rzędy A-F. Tak samo musiało być po stronie, gdzie chodziła Reyna. Łowczyni rzuciła Rzymiance zirytowane spojrzenie.- Wiedziałaś o tym?
Reyna pokazała jej swoje nadal białe zęby.
- Tak, sektor 4B jest tam- wskazała ręką na lewo.
- Czemu wy to wiecie, a ja nie?- Burknęła jak obrażone dziecko.
- Bo nie słuchasz Annabeth na wykładach o architekturze- zaśmiał się Will.
Thalia przeklęła w duchu swoją nieuwagę. Kochała Annabeth, ale córka Ateny tak bardzo była zakręcona na punkcie architektury, że po prostu z czasem zwyczajnie błądziła myślami. Annabeth czasem się wściekała, kiedy ona i Percy bawili się w szermierkę ołówkami podczas jej wykładów. Miała szczęście, że Percy zawsze potrafił złagodzić jej złość.
- No dobra, punkt dla was. Chodźmy, nie mogę się doczekać, kiedy Will zaśpiewa Justina Biebera.
I ruszyła pierwsza, śmiejąc się z oburzenia Willa.

Kiedy Will usiadł po turecku na kamiennych trybunach w sektorze 4B, Thalia wróciła myślami do Annabeth i Percy’ego. Reyna mówiła, że według Plutona jej przyjaciele są już blisko wyjścia z Tartaru. Ciężko było jej się do tego przyznać, ale…bała się. Bała się tego, kim się stanie jej najlepsza przyjaciółka, gdy opuści to piekielne miejsce. Annabeth nie była szczególnie optymistycznym człowiekiem, zawsze podchodziła do spraw racjonalnie i z namysłem. Oczywiście zdarzały się chwile, gdy beztrosko się wygłupiała, najczęściej z Percym, nią i Groverem, ale dawno już nie widziała takiego oblicza córki Ateny. W sumie sama nie tryskała radością. Bo i nie było okazji do śmiechu- po pierwszej wojnie opadał kurz, a już zaczynała się kolejna. Kiedy postanowiła wysłać Dafne do Obozu Herosów by pomogła Clarisse i Chrisowi przygotować jakiś kontratak na Gaję zauważyła, że Matka Ziemia dała się złapać w jej pułapkę. Dafne musiała stanowić dla niej poważne zagrożenie, skoro na chwilę pozostawiła trójkę herosów bez nękania kolejnymi zagrożeniami życia.
- Dobra- Reyna przywołała Willa, który stroił gitarę, a sama podeszła do Thalii- Posłuchajcie mnie przez chwilę.- Gdy rzymska pretor spojrzała jej prosto w oczy, córka Zeusa zrozumiała, dlaczego wszyscy herosi czują respekt przed tą dziewczyną. Musiała przyznać, że była imponująca, choć młodsza od niej samej. Dotarło do niej, że to Reyna jest prawdziwym liderem. I obiecała sobie, że żadne prywatne uprzedzenia nie przesłonią jej z pewnością doświadczonych i pomocnych sugestii Reyny. Nie lubiła, gdy ktoś nią rządził, jednak Ramirez była zbyt ważną postacią w tej walce, by przez jej głupotę stracić jej poparcie.- Pamiętacie, jak opowiadałam wam o wizytach sennych Plutona? Ja i Annabeth mamy zadanie. Ale wy również macie swoje ważne misje. Każdy z nas w tej chwili ma swój cel. Ja- dotrzeć do Annabeth i razem z nią przywołać strażnika Wrót Śmieci, by zapobiec niekontrolowanym powrotom najgroźniejszych potworów. Ty Will- skinęła mu głową- swoim głosem możesz zdziałać cuda. Według przepowiedni Rachel możesz przełamać schizmę bogów, co nie ukrywam bardzo się teraz przyda. A ty, Thalio Grace…Ty jesteś najważniejsza z nas.
Thalia uniosła brwi w zdziwieniu.
- Co?
- Jesteś najważniejsza z naszej trójki. Masz prawo wpłynąć na decyzję Zeusa- króla Olimpu. Dzięki temu możemy postarać się, by bogowie znacznie bardziej zaangażowali się w tę wojnę. To nie jest nasza walka. Gaja mści się na bogach. Ale to my jesteśmy pionkami. Naszym głównym celem jest przeżyć. Na bogów! Mam szesnaście lat, jeżdżę samochodem na podstawie wydanego odgórnie prawa jazdy, moje dłonie częściej są ubrudzone krwią niż ketchupem od frytek, a mój stój na ważne okazje to zbroja i ciężki płaszcz pretora zamiast śliczna sukienka na bal licealny. Dlatego proszę was- oczy Reyny iskrzyły się z determinacji. Thalia czuła powagę tej sytuacji, nie mogła oderwać wzroku od Reyny- pokażmy w tej wojnie naszą boską część. W każdej walce powinniśmy się czuć niepokonani, by po zwycięstwie świętować jak ludzie. Tańcząc, śpiewając, śmiejąc się z przyjaciółmi. Tam, w Domu Hadesa nie możemy okazać słabości. Zejdziemy pod ziemię, w świat Gai. Percy i Annabeth będą nas potrzebować. A my mamy tylko siebie. Jesteśmy w tym razem, tak?
- Tak jest- Will złapał obie dziewczyny za ręce.- Mimo, że każdy z nas został w to zamieszany z innego powodu, mamy wspólny cel. Przeżyć. I- zaśmiał się- kiedy to wszystko się skończy, zorganizuję najlepszą imprezę pod słońcem. I każda z was zatańczy ze mną jeden taniec.
- Chyba śnisz, Solace- prychnęła Thalia.
- Słuchaj, Grace. Już za chwilę zmierzymy się z gigantem. Gigantem! Obawiam się o swoje życie, więc nie marudź nad taką błahostką jak taniec. Proszę cię tylko, byś po wygranej wojnie zatańczyła z przyjacielem.
Córka Zeusa nie przyznałaby się do tego nigdy, ale czuła przyjemne ciepło, gdy Will nazwał ich przyjaciółmi.
- Dobra już, ale to ja wybiorę piosenkę.
- Umowa stoi.
- A teraz…Will- Reyna wypowiedziała jego imię wstrzymując oddech.- Graj, otwórz wreszcie te wrota do piekieł.
Will Solace zdecydowanie miał talent do muzyki. Kiedy zaczął grać jedną z piosenek Coldplay, Thalia przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone z Annabeth i Percym. Zdawała sobie sprawę, że niewiele dzieli ją od przyjaciół. Przez chwilę nawet wierzyła, że bez problemu pokonają giganta, a Reyna i Annabeth ukończą zadanie wyznaczone im przez Herę. Nie brała innej możliwości pod uwagę.
Utwór grany przez syna Apolla wykonał swoje zadanie. Will skończył śpiewać, a po kilku niecierpliwych sekundach ziemia zaczęła drżeć. Reyna odskoczyła bliżej Willa, kiedy ziemia spod jej stóp zaczęła pękać. Po krótkim trzęsieniu ich oczom ukazał się pokaźny dół. Do jego wnętrza prowadziły schody powstałe z opadłych płyt starych trybun. Herosi spojrzeli na siebie, przez chwilę Thalia miała wrażenie, że w oczach Reyny błysnął strach. Gdy spojrzała na nią znowu, już była tą samą dziewczyną co zawsze- dumną i pewną siebie pretor Rzymu. Widząc przenikliwe spojrzenie Thalii, córka Bellony spięła mięśnie ramion i pierwsza ruszyła schodami w dół. Po drodze wszyscy zacisnęli dłoń na swojej broni, oczekując najgorszego.
- A więc…To jest Dom Hadesa- Will chwycił za okazałą klamkę i z niemrawym wyrazem twarzy naparł na drzwi całym ciałem, by je otworzyć.
- No proszę- głos Thalii był niezwykle donośny w podziemnych tunelach- Jednak Hermes inwestuje w oznaczenia.
Kiedy weszli głębiej, nagle poraziła ich jasność ognia dochodząca z końca korytarza. Nie wiedzieć czemu, mimo palącego się ognia przez ciało Thalii przebiegły lodowate dreszcze. Komnata w której się znaleźli lśniła niebieskim światłem. Dopiero później Thalia zrozumiała, na co patrzy.
- To jest niebiański spiż.
- Słyszałem kiedyś od Chrisa, że jego ojciec sprowadza surowce dla kuźni Hefajstosa. To musi być jeden z magazynów Hermesa.
- I to wcale nie jest dziwne, że akurat w tym magazynie czai się Hippolytos, anty-Hermes.
Reyna wyciągnęła z  pobliskiej wnęki w skale pochodnię.
- Czujecie powiew zimna od ziemi? To na pewno nie jest woda, bo byłoby ją słychać. To w końcu podziemna komnata.- Skierowała światło pochodni do dołu, szukając źródła zimna.
To, co zobaczyli, spowodowało u Thalii przepływ nieprzyjemnych dreszczy. Ich nogi aż do kolan zasłonięte były przez mlecznobiałą Mgłę. Usłyszała cichy krzyk Willa.
- Coś mnie ugryzło!
Już miała coś odpowiedzieć, kiedy nagle Will zaczął się gwałtownie szamotać. Strącił pochodnie, parząc sobie rękę. Krzyknął raz jeszcze i z cały impetem wpadł na spiżową ścianę. Z lekcji Chejrona pamiętała, że naturalny spiż jest bardzo kruchy, ale przerobiony na broń stanowi jeden z ostrzejszych materiałów w świecie bogów i herosów.
- Will! Uważaj!
Po uderzeniu, sklepienie nad nimi zaczęło groźnie dygotać. Thalia przeklęła głośno i krzyknęła do Reyny, by uciekała. Sama dopadła do Willa i pociągnęła go za koszulkę, idąc za światłem pochodni trzymanej przez Ramirez.
- Co to było?
- Obawiam się, że nic dobrego.
W tej właśnie chwili Will zaczął znowu krzyczeć. To był potworny dźwięk, jakby coś wyżerało mu ciało.
- O bogowie- jęczał. Reyna w ostatniej chwili złapała go, by znowu nie wywołał lawiny.- To węże. Czułem, jak pełza mi po nodze. Nie zdążyłem wyciągnąć noża, już mnie ugryzł.
Thalia otworzyła usta, oniemiała. Węże? Przełknęła ciężko ślinę i wymieniła zaniepokojone spojrzenie z Reyną.
- Możesz iść, Will?
- N-nie…Czuję, jak noga mi drętwieje. Ale…pomóż mi, nie możemy tu zostać.
- Jest jakieś antidotum na jad węża?
- Oczywiście, że jest.
Drużyna Marzeń jednocześnie ucichła i odwróciła się w stronę nowego, męskiego głosu. W głębi tunelu było ciemno, nie widzieli kto stoi przed nimi. Po chwili usłyszeli chichot, który znowu wywołał u Thalii dreszcze. Powoli miała dość tego cholernego miejsca, a to był dopiero początek. Usłyszała ciche kroki, a po chwili zmrużyła oczy, gdy błysnął jasny ogień. Rozprzestrzenił się po całej ścianie, sunąc ku rozpadającej się komnacie, z której właśnie uciekli.
Tajemniczy męski głos należał do faceta w białym garniturze i wysokim cylindrze. Włosy miał tłuste i długie, a oczy nienaturalnie fioletowe. Właśnie miała palnąć komentarz, że odstrzelił się jak szczur na otwarcie kanału, kiedy spojrzała na otoczenie wokół tajemniczego faceta.
- Kim jesteś?- zapytała Reyna.
- Twoją klęską, Reyno Ramirez- Arellano. Bo widzisz…- wskazał za siebie, na trzy odgałęzienia tuneli.- Wrota Śmierci są tuż tuż. Ale żeby się tam dostać, musisz pokonać mnie.- Wyszedł na przód, zmierzając w stronę herosów. Gdy tylko opuścił Mgłę, ich oczom ukazała się jego prawdziwa natura. W jednej chwili zrobił się wielki na kilka stóp, jego włosy zamieniły się w gniazdo węży, a biały garnitur na żółtą pelerynę przeciwdeszczową.
- Hippolytos- wysyczała Thalia, zaciskając zęby.
- Wasz przyjaciel kiepsko wygląda.- Will rzeczywiście ciężko oddychał. Jego usta zrobiły się sine, a czoło zroszone było potem. Mimo wszystko spiął się w sobie i wyciągnął krótki nóż z kabury przy pasku.
- Nie pozwolę ci skrzywdzić Reyny, olbrzymie. Ani Thalii.
- Urocze- prychnął gigant i kopnął w okazały kamień, który trafił dokładnie tam, gdzie miał. W ranną nogę Willa Solace.
Jego wrzask niósł się echem po korytarzach. Thalia nie mogła na to patrzeć. Otaksowała wzrokiem ściany za gigantem. Gdy wytężyła wzrok, zauważyła małe tabliczki z oznakowaniem. Tak, to zdecydowanie był magazyn Hermesa. A Hippolytos nie miał prawa tu przebywać. Doszła do wniosku, że musiał przejść przez Wrota, a że rozmiary nie pozwoliły mu na wyjście, Gaja uczyniła go strażnikiem tych tuneli. Widocznie dostał wytyczne, by uniemożliwić Reynie dotarcie do Annabeth. Gigant całą uwagę poświęcał Rzymiance. Musiała to jakoś wykorzystać. Will nie nadawał się do walki, a Reyna musiała przedostać się do Wrót.
Super, jak sama miała pokonać Hippolytosa?
I właśnie w tej chwili bogowie chyba postanowili jej dopomóc. Gdzieś nad sobą usłyszała gwałtowne krzyki grupy ludzi. Po chwili nastąpiły krótkie drżenia, jakby ktoś usiłował przebić się przez wejście, które zawalił Will.
„ To na pewno tutaj, Nico?”
Głos był zdławiony, ale poznałaby go wszędzie. Niemal miała wrażenie, że słyszy ironiczny śmiech Leona Valdeza, kiedy żartował ze zdolności orientacyjnych Nica di Angelo.
Reyna też musiała to zrozumieć, bo otworzyła usta, jakby chciała wrzasnąć z radości. Jednak Thalia rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. Jednak Hippolytos nie był głupi, też zauważył to nagłe poruszenie.
Thalia usilnie próbowała wymyślić rozwiązanie, kiedy gigant skupił swoją uwagę na głosach na zewnątrz. Tak się zamyślił, że pozwolił sobie na opuszczenie stanowiska strażnika przejścia. Gdy Thalia opuściła głowę, jej wzrok najpierw padł na Czapkę Niewidkę, a potem na Willa, który prawie cały otoczony był Mgłą. Patrzył na nią i szeptał coś nagle ożywiony.
- Czuję smród herosów!- ryczał Hippolytos, zadzierając głowę ku górze.- Dzieci Pana Podziemia tu są.
A Will nadal szeptał. Thalia skupiła się, by zrozumieć ruch jego warg.
Czapka. Reyna. Wrota.
Thalia. Mgła. Nico.
I w końcu do niej dotarło.
Reyna chyba też zrozumiała, bo patrzyła niepewnie to w stronę giganta, to w stronę Thalii. Córka Zeusa wiedziała, że Ramirez nie chciała ich zostawiać. Ale była tak blisko Wrót. Musiała się tam dostać, by spotkać się z Annabeth i Percym.
Plan był prosty. Miała oddać Czapkę Reynie, by bezpiecznie ominęła Hippolytosa. A ona…Ona miała manipulować Mgłą tak długo, aż Nico i Hazel sprowadzą do podziemi załogę Argo II.
Thalia przełknęła ślinę. Drżącą ręką odpięła Niewidkę od paska plecaka i skinęła na Reynę. Ona ostatni raz zerknęła, czy Will jest bezpieczny i ruszyła biegiem w stronę Hippolytosa. Thalia rzuciła jej Niewidkę i zrobiła najgłupszą rzecz pod słońcem.
- Hej, wielki palancie! Masz ochotę na trochę Magii?
Hippolytos ryknął potężnie, gdy tuż przed jego oczami Reyna rozpłynęła się w powietrzu. Dopiero teraz w pełni skupił swoją uwagę na Thalii.
- Cudownie- jęknęła.
Umiała panować nad Mgłą.
Nie umiała jednak panować nad czasem.
Ruszyła do ataku z nadzieją, że Nico i Hazel szybko poradzą sobie z zawalonym korytarzem.


BUM!
Cześć, Karmelek wraca po dłuuugiej przerwie. Nie będę się tłuaczyć, bo jak każdy nie mam wpływu na wymyślne zadania w szkołach. Ale obiecuję, że następny rozdział pojawi się szybciej, jako że zakończyłam już wszystkie egzaminy. Teraz mam dużo czasu ;)
Nowym czytelnikom jak i starym polecam odświeżenie sobie opowiadania. Znajdziecie je na herosi-ku-zgodzie.blogspot.com
Mam nadzieję, że jednak nie wypadłam z wprawy i że ten rozdział jest choć trochę interesujący. Reyna samodzielnie zmierza do Wrót. W następnym rozdziale wielki finisz wycieczki po Tartarze. Czy Annabeth i Reyna wykonają zadanie? Czy wszyscy wyjdą cało z tuneli?
Do napisania!
#WrotaŚmierci
#ThaliaVersusHippolytos
#WillOchWill





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz